Ostatnie tygodnie nie są najlepsze dla Lecha Poznań, ani na boisku, ani poza nim. Największą bolączką jest oczywiście sportowa dyspozycja, bo gdyby w przykładowym meczu przy Łazienkowskiej karny za zagranie piłki ręką przez Kostewycza miał miejsce przy stanie 3:1 dla Lecha (a przecież z przebiegu meczu mogło tak być), nie byłoby całej gównoburzy, włącznie z kompromitującymi wpisami, jak to ostatnie twitterowe zagajenie do Tottenhamu. Nawiązując jednak do postawy na boisku, mamy dla poznańskich kibiców jeden statystyczny pozytyw, który może zwiastować, że w niedługim czasie coś w grze ich drużyny może jednak drgnąć.
Mamy tu na myśli analizę statystyków z CIES Observatory, którzy – na podstawie danych z platformy InStat – przeanalizowali grę drużyn z 31 topowych lig Europy. A konkretnie sprawdzili, które drużyny prezentują najbardziej dominujący styl gry. W jaki sposób? Dla każdego zespołu wyliczono stosunek strzałów oddanych z pola karnego do strzałów z pola karnego oddanych przez przeciwników. I okazało się, że w Polsce najlepszy w tym względzie jest właśnie Lech, który średnio w każdym meczu oddaje o 1,66 raza więcej takich strzałów niż jego przeciwnik. Co więcej, jest to wynik pozwalający uplasować się podopiecznym Nenada Bjelicy w czołowej 50-tce Europy.
Co ciekawe, w czołówce zestawienia aż roi się od drużyn, które albo zdecydowanie dominują w swoich ligach (Porto, Celtic, City, PSG, Bayern) albo prezentują bardzo dominujący styl gry (jak np. Real Madryt). W tym towarzystwie Lech jest jednym z wyjątków, bo raz – jest dopiero czwarty w swojej lidze (jesteśmy przekonani, że 3 punkty zostaną zwrócone Górnikowi) i dwa – jeżeli nie pójdzie mu w niedzielnym meczu na szczycie, za chwilę może tracić aż 11 punktów do lidera…
No dobra, spójrzmy na zestawienie CIES Observatory:
Badanie zostało przeprowadzone 20 lutego i od tego czasu Lech rozegrał trzy słabe mecze. Dwa razy przegrał, a raz wygrał, choć powinien zremisować (uratował go błąd arbitra). Pomimo to w ostatnich trzech meczach także oddawał więcej strzałów z pola karnego niż jego przeciwnicy – łącznie 26 do 20. Jest to nieco poniżej wyliczonej średniej (która obniżyła się do 1,60), ale też wciąż bardzo przyzwoicie na tle konkurencji. Nawet w przegranym meczu w Warszawie statystyka strzałów przemawiała na korzyść gości:
Legia – 7 strzałów z pola karnego / 4 celne
Lech – 10 strzałów z pola karnego / 7 celnych
To że w Poznaniu kuleje wykończenie – wiadomo. Pocieszające dla lechitów jest jednak to, że wciąż znacznie częściej dochodzą do pozycji strzeleckich w polu karnym, niż pozwalają na to przeciwnikowi. Chciałoby się napisać, że w końcu to musi zaprocentować, chociażby poprzez przełamanie wyjazdowej serii meczów bez zwycięstwa. Ale też – mając w pamięci m.in. poprzedni sezon i porażki w kluczowych momentach – wcale nie jest takie oczywiste. I kto wie, być może ta konkretna analiza CIES jest kolejnym potwierdzeniem tezy, że ze statystykami jest jak z bikini na ciele pięknej kobiety – wiele odsłaniają, ale najważniejsze wciąż pozostawiają nieodkryte.
Tak czy inaczej, zawsze miło znaleźć się wśród europejskiej czołówki i to nawet w sytuacji, kiedy ma to niewielkie przełożenie na ligową tabelę we własnej lidze. A także – jak to się ładnie mówi – zawsze lepiej nie strzelać goli i tworzyć sobie sytuacje, niż nie strzelać i nie tworzyć. Na tym też poznaniacy mogą oprzeć wiarę w lepszą przyszłość, bo w sumie wielu lepszych argumentów raczej nie mają. Jedno jest pewne – jeśli będą podtrzymywać tę serię, Bjelica wciąż będzie ze swoich piłkarzy dumny.
Fot. FotoPyK