Wszystko już było. Podczas meczu GKS Katowice – Górnik Zabrze zgasło światło i jak wieść gminna niesie, padło z powodu niekorzystnego dla gospodarzy wyniku. Awaria, ale kontrolowana. Spotkanie powtórzono, ale już zaczynając od 0:0, bo tak sobie zażyczył wszechmocny Marian Dziurowicz.
Kiedyś Janusz Atlas zaczął felieton mniej więcej takimi słowami: – Jak Polska długa i szeroka, tak na każdym stadionie niesie się pieśń: “Marian Dziurowicz, największa kurwa z Katowic”. A nieprawda to, bo on z Sosnowca, a nie Katowic.
Ot, taka dygresja. Wspominam, bo Janusz był mistrzem orania z gracją.
W każdym razie teraz też mecz na Górnym Śląsku przerwano, z tą różnicą, że go nie dokończono. Komisja Ligi podjęła skandaliczną moim zdaniem decyzję: odebrała gościom szansę na punkt lub nawet trzy punkty. Wprawdzie wiadomo, że ostatecznie trzy punkty zostaną zabrzanom doksięgowane, ale póki się to nie stało, można wyrazić oburzenie. Otóż nie za bardzo mnie interesuje, że Piast w 80 minucie prowadził 1:0, ponieważ tylko w tym sezonie ekstraklasy padło 111 goli w 80 minucie lub później. STO JEDENAŚCIE! Na wiele z nich w ogóle się nie zanosiło. Kilka razy drużynom udawało się totalnie odwrócić wynik, czyli np. wyjść z 0:1 na 2:1 (np. derby Krakowa). Mówiąc krótko – nie rozumiem, jak Komisja Ligi mogła tak z brudnymi buciarami zdeptać ligową tabelę. Świętym prawem Górnika było prawo do dokończenia spotkania, a jeśli to prawo im się odbiera, to w ramach rekompensaty powinien on dostać trzy punkty.
Jest o tyle zabawnie, że decyzji Komisji Ligi poważnie nie traktuje nawet Ekstraklasa SA (czyli przełożeni), ponieważ ogłosiła, że zmiany w tabeli przepchnięte przez KL zatwierdzi dopiero, gdy te zmiany się uprawomocnią (czyli nigdy).
Komisja Ligi twierdzi: przestępca nie może odnieść korzyści z przestępstwa! Prowokacja musi zostać ukarana, jeśli przyniosła oczekiwany skutek! I tak dalej.
Mam świadomość, że udział w bójce jest inaczej karany niż udział w bójce ze skutkiem śmiertelnym, a więc zachowując się dokładnie tak samo, możemy ponieść mniejsze lub większe konsekwencje prawne, w dużej mierze sporo zależy od (nieszczęśliwego) przypadku. Natomiast ta sprawa jednak nie daje mi spokoju i nie potrafię jej z tą bójką zestawić jeden do jednego. Chciałbym więc panów z Komisji Ligi grzecznie zapytać: czy dopiero teraz dostrzegli, że od czasu do czasu, ale dość często, na stadionach coś płonie i że to nie jest ani fajne, ani bezpieczne? Czy od tego momentu mają zamiar odbierać punkty wszystkim drużynom, których kibice bawili się zapałkami? Czy może będą odbierać tylko wtedy, jeśli druga strona poczuła się tak urażona, że aż nie wytrzymała? A jeśli druga strona nie wytrzymała, ale wytrzymał płot, to co wtedy? Karać, czy jednak nie karać? Czy tabela ma zależeć od solidności konstrukcji i trwałości śrub? Widzę tu duże pole do popisu. Jeśli kilku kibiców sfrustrowanych życiowo przyjedzie na stadion X i przed meczem jeden powie: – Jak ktoś jeszcze raz mi pokaże fucka, to naprawdę nie wytrzymam!
No i jak nie wytrzyma, to co wtedy? Czy prowokacja fuckiem też się liczy? Goła dupa? Wypięte genitalia? Okrzyk o matce? O mieście? Pamiętajmy, że w dużej mierze rozmawiamy o osobach, które może sprowokować nawet rosnące sobie opodal drzewko – i bach, trzeba je wyrwać z korzeniami. Odporność tych ludzi na bycie sprowokowanymi jest na poziomie minus dziesięć, są oni w stanie prowokacje sobie nawet uroić.
Górnikowi Zabrze odebrano trzy punkty, ponieważ jego kibice zachowywali się w sposób prowokacyjny. Nigdy wcześniej się to nie zdarzyło. Nie odbierano punktów nawet wtedy, gdy dochodziło na stadionie do zagrożenia życia (mecz Cracovia – Wisła). I mam wrażenie, że gdyby Górnik prowadził 5:0 w Gliwicach, to taka decyzja by nie zapadła.
*
Od kilku dni polemizuję na ten temat z Jarkiem Kołakowskim. Szermierka słowna z nim zawsze jest wyzwaniem. Pyta, czy gdyby Piast wygrywał 5:0, to uznałbym, że Górnik już na pewno nie miałby szans na remis? No, tak bym uznał.
A ja go pytam, czy gdyby mecz przerwano w 50 minucie przy stanie 1:0, to dalej by uważał, że Górnik już by się nie podniósł?
Granice są płynne, da się tu znaleźć argument w każdą stronę. Rozumiem też, że gdyby rzecz miała miejsce w rozgrywkach pucharowych, to wówczas w ogóle sprawa byłaby banalna – walkower i koniec. A w lidze mamy jednak ekosystem pełny większych i mniejszych rybek i może być tak, że Górnik na skutek zdobycia trzech punktów, na które się faktycznie nie zanosiło, na koniec sezonu wyprzedzi Lecha Poznań, co będzie miało przełożenie na brak kilkudziesięciu milionów złotych w kasie Kolejorza. Tak, rozumiem. Nieszczęśliwa perspektywa.
Ale mimo wszystko… W 1997 roku w ogóle nie zanosiło się na to, że Widzew zostanie mistrzem Polski, ale w pięć minut odwrócił losy decydującego spotkania z 2:0 na 2:3. Uważam więc, że rolą Komisji Ligi nie jest przewidywanie przyszłości, zwłaszcza że nie ma ona ku temu odpowiednich kompetencji. Nikt nie ma.
Czy Górnik by przegrał? Moim zdaniem tak.
Czy jestem tego pewny? W ogóle nie.
Czy wykluczam, że jednak by wygrał? Absolutnie.
Piast był organizatorem meczu. Kibice Piasta doprowadzili do jego przerwania. To, czy dali się sprowokować, czy spontanicznie ruszyli na barykady, to mnie w sumie nie interesuje. Był mecz, nie ma meczu. Zamiast piłkarzy srające konie i psy.
Komisja Ligi zrobiła to, w czym jest mocna – zbłaźniła się w moich oczach (może w oczach innych osób się nie błaźni, ale ja odpowiadam jedynie za własne spostrzeżenia). Mam wrażenie, że jest to ciało, które nie rozumie sportu, jest strachliwe gdy strach przeszkadza i agresywne, gdy agresja jest niewskazana. Nielogiczne jak stylówka przewodniczącego.
*
Na Górnym Śląsku nie dokończono meczu, ale tu i ówdzie wplątuje się w to Legię. Niezawodny Paweł Czado z Gazety Wyborczej odkrył nawet, że wiceprzewodniczący Komisji Ligi jest w radzie nadzorczej sekcji koszykarskiej Legii Warszawa. I sugestia, że zabranie punktów Górnikowi to właśnie dlatego: bo Legia się boi.
Muszę się wtrącić w tę nonsensowną narrację. Czy się to komuś podoba czy nie, Legia była, jest i będzie klubem zadufanym w sobie. Czasami ta miłość własna jest uzasadniona, a czasami w ogóle nie, ale zawsze występuje. I Legia, czy się to komuś podoba czy nie, w ogóle nie traktuje Górnika jako swojego rywala, tak jak nie traktuje poważnie Bruk-Betu, który regularnie spuszcza jej łomot. W Warszawie nikt nie patrzy, ile punktów mają zabrzanie, wszyscy mają na to – muszę użyć wulgaryzmu, ponieważ nie ma słowa, które by to lepiej oddawało – wyjebane.
Naprawdę więc: dajmy spokój Legii, bo ona ani nie prowokowała, ani nie dawała się sprowokować.
*
Ale warto mieć wroga, wiadomo. Totalnie idiotycznie wypowiedział się Karol Klimczak, prezes Lecha Poznań (mniej ważne) i przewodniczący Rady Nadzorczej Ekstraklasy SA (bardziej ważne). Otóż na antenie Radia Poznań odniósł się do rzutu karnego w meczu Legia – Lech i wypalił: – Szukam w pamięci analogicznej sytuacji, w której w ostatnich minutach meczu, sędzia w niejednoznacznej sytuacji odgwizdał coś przeciwko stołecznemu klubowi. Nie znajduję takiej sytuacji.
Mógłbym napisać, że kto szuka nie błądzi, więc np. warto się cofnąć do niedawnego meczu Zagłębie – Legia (rzut karny za to, że zawodnik Zagłębia nie trafił głową w piłkę i ta spadła na rękę Pazdana), albo do meczu Korona – Legia, gdzie rozważano słynny spalony. Ale przecież panu Klimczakowi w ogóle nie o to chodzi. On działa jak polityk. Trzeba wskazać wroga i zasugerować spisek. Łatwiej tłumaczyć się z nieporadnej polityki kadrowej i żałosnych wyników w meczach wyjazdowych, gdy największym tumanom (a to do nich chyba adresowane były te słowa) uda się wmówić, że Kolejorz ma pod górkę przez “warszawkę”.
Jestem o tyle rozczarowany, że pana Klimczaka uważam nie tylko za mądrego faceta, ale do tej pory uważałem też za odpowiedzialnego. Tymczasem jest najważniejszy człowiek w ESA on sugeruje, że rozgrywki nie są czyste!
Halo, halo! Chcecie sprzedać prawa telewizyjne za 300 milionów, a tymczasem pan – ten, który będzie sprzedawał – sugeruje publicznie, że liga nie jest czysta!
(zaraz będzie, że to nadinterpretacja, jasne)
Gdzie tu odpowiedzialność za słowa? Taka ludzka, ale też biznesowa? Naprawdę trzeba się przypodobywać oszołomom w taki sposób? I teraz pan pójdzie do Zygmunta Solorza i powie, że z ligą nigdy nie było lepiej i warto sypnąć groszem? Przecież pan tymi słowami rujnuje wizerunek rozgrywek. W imię czego?
Mnie też karny na Łazienkowskiej się nie podobał, ale akceptuję to, że sędzia porusza się w ramach przepisów i wytycznych i po prostu musiał zagwizdać. Wolałbym, aby zamiast zaczynać dyskusję o spisku, rozpoczęto dyskusję o głupich przepisach. No ale wiadomo – łatwiej kupić kilka punktów procentowych poparcia atakiem na ślepo.
Lech nie wygrał meczu wyjazdowego we wrześniu, październiku, listopadzie, grudniu, styczniu (to akurat wiadomo), lutym i marcu. Nie wiem, czy w tym czasie przekupieni przez Legię sędziowie złośliwie wiązali piłkarzom Kolejorza sznurówki, ale chyba nie. Spiski mają to do siebie, że można paść ich ofiarą i stać się postacią karykaturalną. Czego panu Klimczakowi nie życzę.
Na początek mógłby więc przeprosić za swój radiowy odpał.
KRZYSZTOF STANOWSKI