Termalika, delikatnie mówiąc, niezbyt hucznie uczciła swój setny występ w ekstraklasie. Rozpoczęła dobrze, na potwierdzenie tezy, że efekt nowej miotły to zjawisko, które w ekstraklasie występuje równie często co centrostrzał, albo – to akurat nowy trend – wrzut piłki z autu w aut. Ale im dalej w las, tym mocniej do głosu zaczęła dochodzić Wisła. A właściwie po prostu coraz bardziej uwidaczniały się indywidualne błędy zawodników Bruk-Betu. Przewodnikiem pośród całej masy lag na bałagan i kombinacyjnych akcji złożonych z dwóch podań, w tym jednego niecelnego, stał się Joona Toivio. Fiński obrońca “Słoników”, który swoim katastrofalnym błędem w końcówce spotkania wpędził swoją drużynę do piekła.
Transfer Fina okazał się na razie wzmocnieniem dla dwóch klubów i co ciekawe żadnym z nich nie jest Termalika. Wywalczył rzut karny dla Lechii i zaliczył “asystę” dla Wisły Płock. Wystąpił u nas na razie zaledwie pięć razy, a my już nie możemy na niego patrzeć. Gdybyśmy przyłożyli teraz do niego szrotometr, najpewniej by pękł i nie moglibyśmy już mierzyć nim innych zawodników. CV Toivio generalnie dupy nie urywało. Środkowy obrońca, 29 lat na karku, w całym 2017 roku ledwie 12 meczów w lidze norweskiej. Wierzyliśmy jednak, że w niecieczańskich gabinetach dostrzegli coś, co niedane jest zauważyć zwykłemu śmiertelnikowi. Dziś wiemy już, że nic z tych rzeczy.
Zacznijmy jednak od początku. Obie drużyny grały wolno, apatycznie i ślamazarnie. Efektowności było w tym mniej więcej tyle samo, co mięsa w parówkach. Jeżeli kibice przyszli na stadion w celu hucznego świętowania setnego meczu Termaliki w ekstraklasie, po takiej bryndzy, jaką zaserwowali im zawodnicy, pozostanie im chyba tylko pić na smutno. Bolały nas oczy od oglądania tego widowiska, ale musimy oddać piłkarzom, że od czasu do czasu zdarzało im się podgrzewać atmosferę. Fakt, większość akcji w pierwszej odsłonie, na czele z tą bramkową, brało się z indywidualnych błędów, ale przynajmniej coś się działo. Generalnie jednak obie drużyny miały olbrzymie problemy z ułożeniem sobie gry i zwykłą, wydawałoby się podstawową sprawą, jaką jest kontrola nad piłką. Dwa-trzy podania i strata, dwa-trzy podania i strata, i tak w kółko Macieju.
Z tego chaosu powstawały najlepsze okazje. Rasak biegł z piłką, ta delikatnie mu odskoczyła, na czym skorzystał jeden z zawodników z Niecieczy. A przynajmniej chciał skorzystać, bo nabił pomocnika Wisły w taki sposób, że piłka znalazła się po chwili pod nogami Vareli, który… stanął oko w oko z bramkarzem. Nie dał jednak rady go minąć, co zemściło się dosłownie po chwili. Akcja bramkowa oczywiście opierała się na stracie. Dźwigała wyprowadzał piłkę spod własnego pola karnego, znalazł się w gąszczu zawodników, zbytnio się nad tym nie rozczulając, zwolnił, rzucił okiem na trybuny, a w międzyczasie – cóż za niespodzianka – piłkę zabrał mu Gergel. Który popędził na bramkę, znalazł się w sytuacji sam na sam, ale nie dał rady w pojedynku z Daehne. Na nieszczęście niemieckiego bramkarza Łasicki po chwili tak nieudolnie próbował oddalić zagrożenie, że aż nie trafił w piłkę. Z dobitką popędził Stefanik i cała gmina Żabno popadła w euforię.
Jerzy Brzęczek troszeczkę przekombinował. Posadził na ławce Stilicia i Michalaka, czyli wyróżniających się zawodników Wisły w tym sezonie. Prezes, pytany o to przed meczem, wspominał o potrzebie rozruszania zespołu po ostatnich porażkach, ale i tak dziwi, że padło akurat na nich. Boczni obrońcy Termaliki skutecznie zamykali swoje strefy, a środek pola Nafciarzy nie funkcjonował. Rozbijał niezbyt wymagające ataki Niecieczy, ale to było na tyle. Furman, Rasak i teoretycznie ustawiony najwyżej z tej trójki Szymański nie byli w stanie wnieść ani grama polotu do ofensywy. Furman ograniczył się do bicia rzutów wolnych, z których nic nie wynikało. Rasak postanowił za bardzo nie przeszkadzać. Szymański z kolei nie potrafił odnaleźć się w kreowaniu akcji ofensywnych i nie trzeba być Sherlockiem Holmsem, żeby to stwierdzić. Oddał jeden groźny strzał pod koniec pierwszej połowy. Jednak nie był to efekt akcji utkanej z kilkunastu podań. Raczej przypadkowa sytuacja po dalekim wyrzucie z autu, kiedy piłka spadła wprost pod jego nogi w polu karnym.
Trener Wisły szybko się zreflektował i w przerwie wpuścił na boisko Stilicia. Jak się okazało, był to kluczowy moment. Bośniak rozruszał grę przyjezdnych, co przełożyło się na wynik. Po kilku minutach pobytu na boisku oddał piękny strzał na bramkę Jana Muchy zza pola karnego. To było fenomenalne uderzenie. Piłka delikatnie opadała, odbiła się od poprzeczki i wylądowała za linią bramkową. Po chwili Uryga zdobyła następną bramkę, ale sędzia zasygnalizował pozycję spaloną. Niecieczanie próbowali się odgryzać – po dobrej wrzutce Jovanovicia groźny strzał głową oddał aktywny Stefanik – ale za wiele z tego nie wynikało. Na boisku w końcu pojawił się też Michalak, ale wtopił się w tłum. Wyróżnił się raz, gdy ograł Grzelaka i odegrał przed pole karne do Furmana. Były Legionista uderzył jednak bardzo słabo.
Wydawało się, że mecz dwóch drużyn nieudolnie próbujących sobie zagrozić musi skończyć się remisem. Nic bardziej mylnego. Do akcji wkroczył w końcu Toivio. Przez cały mecz jakiś taki elektryczny, najsłabszy w bloku defensywnym Termaliki. Większość zagrań uchodziła mu na sucho, ale to, co odstawił na sam koniec, to już piłkarski kryminał. Wszędobylski Stilić zagrał długą piłkę na Merebaszwiliego. Fin mógł zrobić wszystko. Wybić ją głową, przyjąć na klatkę piersiową. Chciał jednak zagrać długą lagę, tak typową dla obrazu tego meczu. No właśnie… chciał. Na chęciach się skończyło, bo ostatecznie się machnął i doprowadził do sytuacji, w której Gruzin znalazł się tuż przed bramką. Zachował zimną krew i wyprowadził Wisłę na prowadzenie. Którego już nie oddała, choć tuż przed końcem świetną sytuację zmarnował Śpiączka – z dwóch-trzech metrów trafił głową w poprzeczkę.
Nafciarze wyszli z wirażu i przełamali się po dwóch ostatnich porażkach. Termalika znów wpadła w dołek. Wydawało się, że pójdzie za ciosem, efekt nowej miotły da o sobie znać, tymczasem doszło do brutalnego zderzenia z rzeczywistością. Jakie roztaczają się przed nią perspektywy? Mecze z Arką, Pogonią, Cracovią i Piastem. Nie jest to strasznie wymagający terminarz, ale z taką grą naprawdę nie wróżymy sukcesu. Zamiast patrzeć na rywali, trzeba zacząć od siebie. A Nieciecza była dziś fatalna.
[event_results 423769]