– W 24. kolejce sezonu 2016/17 Jagiellonia, pomimo szybkiej straty bramki, rozbiła u siebie Śląsk 4:1 i z dorobkiem 45 punktów rozsiadła się w fotelu wicelidera.
– W 24. kolejce sezonu 2017/18 Jagiellonia, pomimo szybkiej straty bramki, rozbiła u siebie Lechię 4:1 i z dorobkiem 45 punktów rozsiadła się w fotelu wicelidera*.
Gwiazdka przy drugim zdaniu oznacza ten gorszy dla białostocczan wariant, w którym Legia po meczu w Krakowie powróci na pierwsze miejsce. Wciąż bowiem może zdarzyć się i tak, że Jagiellonia zakończy trwającą kolejkę jako lider i właśnie w tej roli uda się na wtorkowe bezpośrednie starcie przy Łazienkowskiej w Warszawie.
Abstrahując już od przewidywania najbliższej przyszłości, fakty są takie, że piłkarze Jagi grają dziś na tym samym poziomie co w zeszłym sezonie i mają na koncie tyle samo punktów. A przecież przed rokiem udało im się do ostatnich sekund pozostawać w grze o tytuł mistrzowski oraz zaliczyć najlepszy wynik w całej historii klubu. Zmian w Białymstoku było całe mnóstwo, a takie samo pozostało właściwie tylko jedno – Jagiellonia ponownie bije się o mistrza.
Vassiljev, Cernych, Góralski, Tomasik, Probierz – to cała grupa osobowości, które budowały zeszłosezonowy sukces, i których nie ma już dziś w Białymstoku. Spokojnie można dopisać tu także Sheridana, który zdaje się być na wylocie z klubu, a jego rola w drużynie dramatycznie osłabła. Wydawałoby się, że tego typu ubytki zwyczajnie muszą wywrzeć swoje piętno na zespole i – niczym przy każdej przebudowie – potrzebny będzie czas, by wszystkie te klocki poukładać. Tym bardziej, że ostatnio Jagiellonia funkcjonowała właśnie w dwuletnich cyklach – w sezonie 2014/15 był sukces (podium), rok później zadyszka i rywalizacja w grupie spadkowej, by rozgrywki 2016/17 skończyć na drugim miejscu. Była to sportowa sinusoida, którą trener Probierz tłumaczył kadrową rewolucją, jak i występami w europejskich pucharach. Dziś jednak okazuje się, że Jaga jest w stanie mieszać w czubie rok po roku i, kto wie, być może tym razem na samym mieszaniu się nie zakończy.
Ekipa Mamrota została bardzo mocno przemeblowana, wliczając w to zmiany także w sztabie szkoleniowym. A przecież latem także występowała w eliminacjach do Ligi Europy, tyle że dziś nikt nie wspomina o pocałunku śmierci. Przeciwnie, dziś Jaga wyrasta na jednego z głównych kandydatów w walce o mistrzostwo Polski. Tak jak przed rokiem jej siłą były piłkarskie (oraz trenerska) osobowości, tak dziś jest to świetnie funkcjonujący kolektyw bez większych gwiazd. Patrzymy na klasyfikację strzelców z zeszłego sezonu, gdzie mamy Vassiljeva z 13 golami, Cernycha z 12 i Sheridana, który tylko wiosną wsadził 8 sztuk. Dziś najskuteczniejszym graczem białostocczan pozostaje Novikovas z 5 golami, a ciężar zdobywania bramek równomiernie rozkłada się na wszystkich zawodników. Świetnie to było widać chociażby wczoraj, kiedy gole strzelali Wlazło, Pospisil, Bezjak i Świderski, asystowali Burliga i Romanczuk, a kluczowym podaniem popisał się Frankowski. Słowem, niemal wszyscy dołożyli małą cegiełkę do wysokiego zwycięstwa z Lechią.
Wiosną Jagiellonia wygrała wszystkie trzy mecze i już zapewniła sobie udział w grupie mistrzowskiej. Ale to oczywiście nikogo w Białymstoku nie zadowoli, bo apetyty są rozbudzone do granic możliwości. Ireneusz Mamrot udowodnił już, że można z tym klubem co roku bić się o najwyższe cele, teraz pora na postawienie kolejnego kroku. Tym bardziej, że już w najbliższej kolejce kluczowy mecz w kontekście kolejności po fazie zasadniczej. Jeżeli Jaga nie przegra w Warszawie z Legią, będzie to chyba najbardziej wyraźny sygnał, że to może być dla nich zupełnie wyjątkowy sezon.
Dziś najlepszym zawodnikiem Jagiellonii wydaje się Taras Romanczuk, czyli – chyba wciąż można tak napisać – zawodnik u nas niedoceniany. A Ukrainiec wykonuje taką robotę, że – jakkolwiek dziwnie to zabrzmi – trafił nawet na radar u Adama Nawałki. Ogólnie cała drużyna Mamrota wygląda dziś jak jej defensywny pomocnik, czyli dosyć niepozornie. W oczach kibiców Legii czy Lecha z pewnością nie jest to rywal numer jeden, choć rzeczywistość może się okazać zupełnie inna.
Póki co Jaga cichutko robi swoje, bez wielkich ochów i achów wyrównuje rekordy z zeszłego sezonu i z pewnością nie wygląda na drużynę, która powiedziała już ostatnie słowo. Przeciwnie, oni zdają się dopiero rozkręcać, bo ich ostatni występ był zarazem najlepszym w tym roku oraz – przynajmniej pod względem wysokości wygranej – drugim najlepszym w całym sezonie. Jakkolwiek spojrzeć, mecz z Legią wypada więc dla nich w całkiem dobrym momencie. A dziś – już w ramach szykowania sił na wtorek – mogą wygodnie zasiąść w fotelach i obejrzeć spotkanie najbliższego rywala, które przy okazji może dać im możliwość przygotowywania się do szlagieru w pozycji lidera całej stawki.
Fot. FotoPyK