Reklama

Juventus i Tottenham zabrali nas na przejażdżkę rollercoasterem

redakcja

Autor:redakcja

13 lutego 2018, 23:43 • 4 min czytania 52 komentarzy

Kiedy Juventus z Tottenhamem serwują ci wypchany emocjami rollercoaster, wiedz, że wraca Liga Mistrzów. Wydawało się, iż Stara Dama w typowy dla siebie sposób szybko zabiła mecz. Dwie bramki do odrobienia na Allianz Stadium? Rzecz praktycznie niemożliwa. Tymczasem ta sztuka udała się ekipie Mauricio Pochettino, która zagrała z polotem i odwagą, długimi momentami prezentując się znacznie lepiej niż mistrz Włoch. Zaowocowało to remisem, jaki przed meczem na tak trudnym terenie wyspiarze wzięliby zapewne w ciemno. Tymczasem oni po prostu na ten rezultat zasłużyli.

Juventus i Tottenham zabrali nas na przejażdżkę rollercoasterem

Na początku nie było jednak kolorowo. Zaczęło się dla nich wręcz dramatycznie. Chwilę po rozpoczęciu gry Pjanić popisał się kunsztem technicznym i dograł dokładną piłkę z rzutu wolnego wprost do Higuaina, który zgubił krycie i skrzętnie wykorzystał swoją sytuację, oddając mocny strzał w lewy dolny róg bramki. Po chwili konsternacja – Juve podwyższyło prowadzenie. Wrzutka w pole karne, Davies popisuje się wielką nieodpowiedzialnością, bezsensownie wycinając Bernardeschiego, co kończy się rzutem karnym, zamienionym na bramkę przez Higuaina. Piorunujący początek Bianconerich. Nie minęło dziesięć minut, a my już mogliśmy zacząć rozpływać się nad ich doświadczeniem, konsekwencją i zabójczą skutecznością. Wydawało nam się, że Tottenham nie dorósł jeszcze do pojedynków o takim ciężarze gatunkowym. W końcu popełnił dwa szkolne błędy w defensywie. Błędy, które – jak mogliśmy zakładać – szybko rozstrzygnęły nie tylko losy tego pojedynku, ale i całego dwumeczu.

Inna sprawa, że przy pierwszym trafieniu sędziowie popełnili wielki błąd.

Reklama

Jednak później obraz gry zmienił się diametralnie. W przyjezdnych wstąpiły jakieś niewytłumaczalne nowe siły. Naprawdę, tak szybkiej metamorfozy nie widzieliśmy od dawna. Nagle zaczęli wysoko odbierać piłki, robiąc to bardzo skutecznie. W drugiej linii radzili sobie znacznie lepiej od Juventusu. Kreowali pokaźną liczbę sytuacji. Świetną szansę miał Kane, który otrzymał wypieszczone dośrodkowanie od błyszczącego w tym spotkaniu Eriksena, lecz trafił prosto w Buffona. Nic nie ujmujemy byłemu reprezentantowi Włoch, był świetnie ustawiony, ale tak skuteczny napastnik powinien taką sytuację wykorzystać.

Juventusowi udało się potem wyprowadzić tylko dwie kontry, ale trzeba przyznać, że obie były bardzo groźne. Najpierw Pjanić rozegrał dwójkową akcję z Higuainem, Argentyńczyk posadził na murawie dwóch rywali, wykreował sobie dogodną pozycję do oddania strzału, ale uderzył minimalnie obok bramki. Mogło być już 3:0, tymczasem po chwili swoje szanse z drugiej strony mieli Eriksen i Alli. Wtedy jeszcze nie wpadło, ale w końcu Juventus sam wsadził się na minę. Alli przejął piłkę po wywrotce Chielliniego, zagrał w uliczkę do Kane’a, który znalazł się w sytuacji jeden na jeden z Buffonem i nie miał problemów z minięciem bramkarza, jak i umieszczeniem piłki w siatce. Koguty rozpędzały się z minuty na minutę, ich gra nabierała coraz więcej jakości, ale właśnie – w końcu nadszedł drugi wspomniany atak Juve. Troszeczkę z niczego. Stara Dama broniła się desperacko (naprawdę!), dawno nikt nie zmusił jej do takiego wysiłku, aż nagle raz przyśpieszył Douglas Costa, wbiegł w pole karne, gdzie bezsensownie wyciął go Aurier. Bezdyskusyjny karny. Szansę na skompletowanie klasycznego hat-tricka miał Higuain, ale tym razem jego mocny strzał w środek odbił się od poprzeczki.

Bianconeri schodzili więc na przerwę z jednobramkowym prowadzeniem, które jednak z minuty na minutę stawało się coraz bardziej zagrożone. Posiadanie piłki przez Tottenham w pierwszej połowie wynosiło 68%. Gospodarze dawno nie byli aż tak zdominowani.

Po zmianie stron piłkarze obu drużyn nieco spuścili z tonu. Tempo nie było już aż tak szybkie, ale grzechem byłoby narzekać na poziom. Nadal działo się co niemiara. Przede wszystkim – wreszcie do głosu zaczął dochodzić Juventus. Bernardeschi dostał piłkę od Higuaina i strzałem z boku pola karnego zmusił Llorisa do naprawdę kapitalnej interwencji. Było jeszcze kilka innych mniej groźnych uderzeń. Paradoks jest taki, że kiedy już Juventus miał swojego rywala na widelcu, zyskiwał utraconą pewność siebie i powoli zaczynał przejmować kontrolę nad spotkaniem (ale naprawdę powoli), nagle… stracił drugą bramkę. Płaskim uderzeniem z rzutu wolnego popisał się chyba najlepszy gracz tego spotkania – Eriksen. Strzelił obok muru, Buffon był zaskoczony, ale gol musi zostać zapisany na jego konto. To był nieprzyjemny strzał, ale oddany w jego strefę. Zrobił jednak pół kroku w drugą stronę i mimo że miał piłkę na dłoni, nie dał rady skutecznie interweniować.

Tym samym doszło do bardzo rzadkiej sytuacji – Juventus ostatni raz stracił więcej niż jedną bramkę w listopadowym starciu z Sampdorią. Teraz czeka go niesamowicie trudne zadanie – Tottenham zwietrzył szansę i na własnym obiekcie postawi zapewne jeszcze bardziej wymagające warunki. Skoro na wyjeździe był w stanie udowodnić swoją jakość i mentalność, dlaczego ma tego nie zrobić u siebie? Szykuje nam się soczysty rewanż.

Juventus – Tottenham 2:2 (2:1)

Reklama

2′ 1:0 Higuain
9′ 2:0 Higuain
35′ 2:1 Kane
71′ 2:2 Eriksen

Fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Liga Mistrzów

Liga Mistrzów

Kolejne wcielenie Superligi. Pomysł Unify League nie porywa

AbsurDB
34
Kolejne wcielenie Superligi. Pomysł Unify League nie porywa

Komentarze

52 komentarzy

Loading...