Reklama

„Kepa jest nasz!” – Athletic może tryumfować

redakcja

Autor:redakcja

24 stycznia 2018, 13:26 • 6 min czytania 2 komentarze

Hiszpańska prasa wałkowała temat przejścia Kepy Arrizabalagi do Realu Madryt praktycznie już od lata. W czerwcu tego roku kończył mu się kontrakt, więc prognozowano, iż dzięki Prawu Bosmana podpisze umowę z Królewskimi już w styczniu lub nawet zostanie przez nich natychmiastowo wykupiony. Gdyby bukmacherzy zrobili zakłady na to, czy odejdzie, kurs wynosiłby jakieś 1.01. Tymczasem bramkarz rzeczywiście podpisał nowy kontrakt, ale ze swoją starą ekipą. Splot różnych zdarzeń sprawił, że wolał San Mames od Santiago Bernabeu, lecz to nawet powinno wyjść mu na zdrowie.

„Kepa jest nasz!” – Athletic może tryumfować

Piszemy tak nie bez powodu. Zdrowie to wszak jedna z kwestii, która zadecydowała o takim, a nie innym rozwoju wydarzeń. Jeśli wychowanek Lwów rzeczywiście marzył o odejściu – czego teraz oczywiście nie przyzna – należy to powiedzieć otwarcie: chłopak po prostu miał gigantycznego pecha. Mniej więcej do połowy grudnia wszystko układało się po jego myśli. Posypał się przed derbami z Realem Sociedad, kiedy wykryto u niego kontuzję stopy. Miał pauzować krótko. Od tamtego momentu minął już ponad miesiąc, a nadal nie wiadomo kiedy wróci między słupki. W wątpliwość podano także stan jego kostki. Co ciekawe obie te rzeczy wykryto podczas potajemnych testów medycznych jakie miał odbywać w jednej z madryckich klinik na życzenie Królewskich. Wyniki nie zadowalały obu stron.

– Jeśli o mnie chodzi, to kompletnie nie potrzebuję teraz nowego bramkarza – wypalił w końcu Zidane na jednej z konferencji prasowych. W związku z kryzysem jego drużyny dziennikarze co chwilę wiercili mu dziurę w brzuchu co do potencjalnych wzmocnień. – Wierzę w tych, którzy już są w zespole, nie potrzebuję nikogo nowego – deklarował Francuz. Na ile rzeczywiście tak uważał, a na ile chciał w ten sposób podnieść morale swoich zdołowanych podopiecznych? Nie wiadomo, efekt jednak osiągnął taki sam. Wyraźnie dał do zrozumienia, iż Arrizabalaga musi jeszcze poczekać na swoją kolej.

Przedłużający się uraz wychowanka Lezamy nie był więc jedynym powodem, przez który Los Blancos postanowili wstrzymać się z zakontraktowaniem go. Skoro jednak pojawiła się tak idealna dla nich wymówka, a sam Zizou podtrzymywał swoje stanowisko, to naturalne, że z niej skorzystano.

Przez cały ten kilkumiesięczny okres, wypełniony plotkami i czasem nieco bardziej wiarygodnymi informacjami, Kepa milczał. – Pracuję w spokoju. To co się o mnie mówi i pisze kompletnie mnie nie rusza – mniej więcej tak odpowiadał niemal za każdym razem, gdy pytano go o przyszłość. – Powiem co trzeba w odpowiednim dla mnie czasie – zbywał dziennikarzy. Jednocześnie w ten sposób kibiców doprowadzał do szału. Fani Los Leones uważali bowiem, że po prostu wykręca się od wzięcia na siebie odpowiedzialności, od której de facto i tak by nie uciekł. Kibice byli na niego źli, bo nie potrafił określi czego dokładnie chce, a przeciągając sprawę utrudniał też planowanie budowy kadry zespołu na resztę sezonu, a także już następne rozgrywki. Odbierali to jako brak szacunku wobec Athleticu oraz zebranej wokół niego społeczności.

Reklama

Z drugiej strony, jak czas pokazał, Arrizabalaga sam nie wiedział na czym stał, bo z Madrytu płynęły do niego sprzeczne sygnały. – Moi bliscy wiedzą doskonale, że jestem osobą, która zawsze wszystko dogłębnie analizuje. Potrzebowałem czasu i cieszę się, że klub to respektował. Otrzymałem kilka propozycji, lecz ostatecznie zdecydowałem, że najlepiej dla mnie będzie zostać w Athleticu – mówił bramkarz już po podpisaniu kontraktu.

– Patrząc długoterminowo, Kepa miał wszystkie „narzędzia”, dzięki którym w przyszłości mógłby zostać lepszym bramkarzem niż Navas – pisał Euan McTear, dziennikarz związany z dziennikiem Marca. – Refleks ma na światowym poziomie, świetnie się ustawia, a do tego ma cechy przywódcze. Uważam, że już teraz jest lepszy od Keylora, a przecież ciągle by się rozwijał – wtórował mu James Etxegorri, kibic i dobrze poinformowany założyciel bloga „Inside Athletic”. Wielu innych dziennikarzy uważa z kolei, iż wychowanek Lezamy ma potencjał, by w przyszłości wejść na taki sam poziom co David De Gea.

Czas zweryfikuje wszystkie te wróżby. My jednak skłaniamy się bardziej ku poglądom samego bramkarza. Rzucimy truizm, ale taka jest prawda – żeby się rozwijać, trzeba jak najwięcej grać. Czy w Realu miałby zapewniony pierwszy skład? W żadnym wypadku. Musiałby dopiero o niego walczyć, a to nie byłoby łatwe, zwłaszcza biorąc pod uwagę wyżej opisane podejście Zidane’a. No i sam Kostarykanin to też żaden ręcznik, nawet jeśli w tym sezonie gra słabiej niż zwykle. W takich warunkach znacznie bardziej prawdopodobne byłoby zahamowanie rozwoju Kepy, niż to, że szybko poczyniłby znaczny progres.

Na Bernabeu wystarczyłby jeden słabszy mecz i zostałby przygwożdżony do ławki, bo Zizou bardziej ufa także Kiko Casilli. Na San Mames z kolei jako rywala ma Iago Herrerina, bramkarza solidnego, co pokazywał na przykład w meczach z Betisem lub Realem Sociedad. Pewnego poziomu jednak nie przeskoczy – gra na poziomie średniaka Primera División to dla niego absolutny sufit. Nie zawsze potrafi utrzymać odpowiedni poziom koncentracji (vide spotkanie z Getafe), przez co w dłuższej perspektywie wykres jego formy niemal zawsze można było przedstawiać w formie sinusoidy.

Z kimś takim znacznie łatwiej wygrać rywalizację, co zresztą Kepa zrobił na długo przed odniesieniem kontuzji. Jeszcze wcześniej wygryzł ze składu Gorkę Iraizoza, który na koniec kariery musiał szukać dla siebie miejsca poza San Mames. – Na najwyższym poziomie rozgrywkowym rozegrał dopiero nieco ponad 30 meczów – taki argument przeciwko niemu wysuwali przeciwnicy jego przenosin do Realu Madryt. Dzięki temu, iż zdecydował się na pozostanie w Athleticu, wkrótce powinien znacznie podbić licznik. To ważne dla Arrizabalagi, bo marzy mu się także wyjazd na mundial. W seniorskiej reprezentacji co prawda jest dopiero bramkarzem numer trzy, lecz w 2017 roku powołania od Lopeteguiego otrzymywał regularnie. Baskijski trener pozwolił mu nawet zadebiutować w towarzyskim meczu z Kostaryką. Konkurencja nie śpi, dlatego tym bardziej wychowanek Lezamy potrzebuje łapać kolejne minuty w klubie.

Kiedy zawodnik Lwów wróci do gry? Badania jakie przeprowadził w Bilbao wykazały, iż nie będzie mu potrzebna operacja, co sugerowali też madryccy lekarze. Kepa otrzymał specjalny program rekonwalescencyjny, który ma postawić go na nogi bez konieczności ingerowania chirurgicznego w jego nodze. – Myślę, że wrócę na boisko już niedługo. To nie jest łatwy do zaleczenia uraz, ale widzę progres jeśli chodzi o moje zdrowie. Niebawem zacznę trenować zresztą zespołu. Póki co nie chciałem robić tego zbyt pochopnie, by nie pogorszyć swojego stanu – mówił swego czasu golkiper, który wrócił już do ćwiczeń z trenerami bramkarzy.

Reklama

Josu Urrutia, prezydent Athleticu, wykazał się wielką cierpliwością w negocjacjach z Arrizabalagą, bo na przestrzeni ostatniego półrocza przedstawił zawodnikowi kilka ofert, jednak on konsekwentnie je odrzucał. Przekonała go dopiero ostatnia, przy okazji której Urrutia postawił golkiperowi ultimatum – bierzesz tę, lub wcale, kolejnej propozycji z naszej strony już nie będzie. W końcu Kepa przystał na warunki, dla niego bardzo korzystne. Podpisał kontrakt, który będzie obowiązywał aż do 2025 roku. Na jego mocy rocznie zarobi 3,5 miliona euro. Co ciekawe, dziennik AS donosił, iż w Realu mógłby liczyć na pensję o 500 tysięcy niższą. W umowie piłkarza z Los Leones wpisano także klauzulę wysokości 80 milionów euro.

To sprawiedliwy deal. Klub bowiem wystarczająco się zabezpieczył – ma dobrą wyjściową pozycję negocjacyjną, gdyby po wychowanka Lezamy zgłosił się jakiś chętny. Jeśli potencjalny kupiec zdecyduje się na wykupienie go za pomocą klauzuli, to i wtedy Baskowie będą zadowoleni. 80 baniek piechotą nie chodzi. Zawodnik również nie zamknął sobie żadnej furtki. Biorąc pod uwagę szalejącą na rynku transferowym inflację, ta kwota zapewne wcale aż tak bardzo nie odstraszy najmożniejszych europejskich klubów. Wilk jest syty, owca cała, a Cuco Ziganda może tryumfalnie powtórzyć swoje słowa z jednej z konferencji: „Kepa jest nasz!”

Mariusz Bielski

Najnowsze

Hiszpania

Hiszpania

Ancelotti: Naszą Złotą Piłką jest Liga Mistrzów, którą wygraliśmy

Patryk Stec
4
Ancelotti: Naszą Złotą Piłką jest Liga Mistrzów, którą wygraliśmy
Hiszpania

Nowe fakty o Marcelo. „Miał problemy praktycznie z każdym”

Patryk Stec
4
Nowe fakty o Marcelo. „Miał problemy praktycznie z każdym”

Komentarze

2 komentarze

Loading...