Historia zatoczyła koło w niesamowity sposób. Robert Kubica wraca do Formuły 1, choć nie w roli, jaką on i jego kibice sobie wymarzyli. Zespół Williams właśnie ogłosił, że Polak będzie jego rezerwowym i rozwojowym kierowcą. Kubica od wielu miesięcy walczył o come back do F1, wykonał tytaniczną pracę, ale na ostatniej prostej przegrał ze Siergiejem Sirotkinem, a dokładniej mówiąc, ze stojącymi za nim milionami.
Możemy się wściekać, że znów wygrały pieniądze, ale taka postawa to naiwność: tak działa ten świat, a w F1 jest to po prostu bardziej widoczne. Kiedy niemal równo 12 lat temu zespół BMW Sauber ogłosił, że Kubica będzie ich trzecim kierowcą, było to wyjątkowe wydarzenie. Wyjątkowe nie tylko dlatego, że do Formuły 1 trafił pierwszy Polak, ale także pierwszy od dłuższego czasu kierowca bez wsparcia wielkich sponsorów. Z reguły jest bowiem tak, że za zawodnikiem stoi albo ktoś, kto płaci za jego starty, albo chociaż grupa firm, które proponują swoisty barter: dajcie mu jeździć, a my będziemy was wspierać. Kubica wszedł do Formuły 1 bez takiego wsparcia. Niestety, powrót bez pomocy sponsorów już się nie powiódł…
Kasa, misiu, kasa…
Czy można się dziwić decyzji zespołu Williams? I tak, i nie. Spróbujmy porównać całą sytuację do klubu piłkarskiego. Williams z pewnością nie jest Barceloną, czy Realem, raczej taką Valencią. Oczywiście, od czasu do czasu uda się coś wygrać, może zdarzy się nawet mistrzowski tytuł, czy finał Ligi Mistrzów. Ale generalnie – raczej mamy do czynienia z walką o byt, niż z coroczną batalią o wielkie trofea. I teraz wyobraźmy sobie, że do takiej Valencii przychodzi na testy dwóch piłkarzy: młody – zdolny oraz doświadczony po przejściach. Ten drugi przed kontuzją był powszechnie uważany za jednego z najlepszych na świecie, ale potem miał długą przerwę i krok po kroku wracał do poważnej gry. Na tę jego walkę o powrót patrzy cały świat. Tymczasem o młodym w sumie za wiele nie wiadomo, piłkę prosto kopnąć potrafi, coś tam ogarnia.
Kiedy wszystko wskazuje na to, że trener podejmie racjonalną decyzję i sięgnie po starszego, młody wykłada kasę na stół. Mówi: „jeśli to mnie wybierzecie, wniosę do budżetu klubu 20 milionów euro. I nie wy będziecie mi płacić, a moi sponsorzy”. Klub doskonale zdaje sobie sprawę, że dwadzieścia baniek pozwoli na sensowne inwestycje, zakup dwóch-trzech graczy, którzy pomogą w ciężkiej ligowej walce. Absurd? W świecie futbolu na szczęście tak. Niestety, w Formule 1 tak zwani „pay driverzy”, czyli kierowcy płacący za możliwość startów, to smutna codzienność. Z jednym z nich właśnie przegrał Kubica.
Królik z rosyjskiego kapelusza
Siergiej Sirotkin to sympatyczny młody człowiek. Ma 22 lata, pochodzi z Moskwy i jest niewątpliwie dobrym kierowcą. Czy na tyle, by rywalizować w Formule 1? Cóż, przy odpowiednim wsparciu sponsorów – na pewno. W niższych seriach jeździł przyzwoicie, choć za wiele się nie nawygrywał. Był piąty we włoskiej Formule 3, piąty w Formule 3,5 Renault i dwa razy trzeci w GP 2.
Dziś Sirotkin dopiął swego i wywalczył miejsce w Formule 1, jako kierowca wyścigowy. Wcześniej, także jako pay driver, był kierowcą testowym zespołu Sauber (jedna oficjalna sesja testowa przed GP Rosji) oraz przez dwa sezony zespołu Renault (łącznie sześć sesji przed GP).
W listopadzie wyskoczył jak królik z kapelusza, tuż przed ostatnimi testami opon Pirelli. W nich wypadł na tyle dobrze, że zespół podjął z nim rozmowy. Niektórzy uważają, że nie bez wpływu na jego postawę w Abu Zabi był fakt, że przejął bolid po Robercie Kubicy. Inaczej mówiąc: Polak dobrze ustawił samochód, a Rosjanin miał to wykorzystać.
Też wybrałbym pay drivera
Williams ma obecnie najmłodszy i najmniej doświadczony skład w całej Formule 1. Pierwszym kierowcą jest Lance Stroll, 19-letni Kanadyjczyk z jednym sezonem w cyklu. Nie jest żadną tajemnicą, że jego ojciec Lawrence jest miliarderem i mocno wspiera karierę syna. Teraz dołącza drugi pay driver, 22-latek bez żadnego doświadczenia w F1. Czy Williams potrzebował pieniędzy tak bardzo, żeby podjąć tak duże ryzyko? Najwidoczniej. Zresztą, kilka lat temu, zanim pojawił się temat powrotu do F1, sam Kubica stwierdził, że też postawiłby na pay drivera.
– Gdybym miał team i do wyboru bardzo dobrego kierowcę bez budżetu albo kierowcę, który jest o 0,3 sekundy wolniejszy, ale ma dużego sponsora, brałbym tego wolniejszego! Ponieważ jego pieniądze mogę zainwestować w rozwój samochodu i poprawię go znacznie bardziej niż o te 0,3 sekundy, co da korzyść obu zawodnikom – mówił, odnosząc się do sprawy Pastora Maldonado, którego sponsorzy mieli płacić 50 milionów dolarów rocznie. Komu? Oczywiście, Williamsowi…
Kubica, podejście drugie
Historia zatoczyła koło, bo Kubica już raz dołączył do Formuły 1 jako rezerwowy kierowca. 20 grudnia 2005 roku BMW Sauber ogłosił podpisanie kontraktu z Polakiem. Kubica był wtedy młodszy od Sirotkina, ale legitymował się między innymi mistrzowskim tytułem w World Series by Renault. W teorii nie miał żadnych szans na regularną jazdę. Niemiecki zespół stawiał na swojego – Nicka Heidfelda. Niemcowi miał pomagać w rozwoju doświadczony Jacques Villeneuve, jakby nie było mistrz świata sprzed kilku sezonów. Co mógł zaoferować dzieciak z Polski?
Najwyraźniej, wystarczająco dużo. W sesjach treningowych przed kolejnymi wyścigami Kubica wykręcał niesamowite czasy, zdecydowanie lepsze od Kanadyjczyka. W efekcie, w drugiej połowie sezonu, pod pretekstem kontuzji byłego mistrza świata, Polak dostał szansę w wyścigu na Hungaroringu i wykorzystał ją doskonale. Po tym weekendzie BMW Sauber ogłosił rozwiązanie kontraktu z Villeneuve’em. W trzecim starcie Kubica zameldował się na podium we Włoszech, dwa lata później wygrał wyścig w Kanadzie. Na krzywej wznoszącej był aż do 6 lutego 2011 roku, kiedy omal nie stracił życia w czasie rajdu Ronde di Andora.
Minęło 7 lat od wypadku i 12 od pierwszego kontraktu z BMW Sauber. Kubica wrócił do punktu wyjścia.
– Bardzo się cieszę, że dołączam do zespołu Williams jako oficjalny kierowca rezerwowy i rozwojowy na ten sezon. Czuję, że jestem w najlepszej formie fizycznej w historii, ale dojście do tego wymagało ogromnej pracy i chciałbym podziękować Williamsowi za stworzone do tej pory okazje i za wiarę we mnie w związku z tą posadą. Cieszyłem się z powrotu do padoku w ostatnich miesiącach i teraz nie mogę doczekać się pracy z ekipą techniczną Williamsa, zarówno w fabryce, jak i na torze, by naprawdę pomóc w rozwoju modelu FW41 i mieć rzeczywisty wpływ na ich kampanię w sezonie 2018 – mówi Kubica w oficjalnym komunikacie. – Po jazdach modelami FW36 i FW40 nie mogę doczekać się sprawdzenia FW41 na torze i pracy z zespołem nad wydobyciem maksymalnego potencjału z samochodu. Moim ostatecznym celem pozostaje powrót do ścigania w Formule 1 i to jest kolejny ważny krok w tym kierunku: nie mogę doczekać się, by go rozpocząć.
Czyli sporo PR-owej papki i słów, które padają w każdym tego typu oświadczeniu, a na koniec jedno naprawdę ważne zdanie: celem jest powrót do ścigania, nie rola rezerwowego.
To jeszcze nie koniec
– Rola zaproponowana przez Williamsa, i przyjęta przez Roberta w ostatnich dniach, jest w obecnej sytuacji jedyną możliwością utrzymania się w padoku, nabicia kolejnych kilometrów – także podczas wybranych piątkowych treningów – i zaprezentowania inżynierom zespołu jednego z największych atutów: umiejętności pracy nad rozwojem technicznym samochodu – uważa Mikołaj Sokół, komentator Formuły 1 w Eleven. – Aby wykorzystać potencjalną szansę i pracować nad celem, którym teraz zdaje się być wyścigowy fotel nie później niż w sezonie 2019, trzeba działać i być gotowym, znajdować się jak najbliżej wydarzeń. Nie chodzi zresztą o samo wyczekiwanie na szansę, ale też o pracę nad stworzeniem takowej. W tej chwili nawiązanie tak bliskiej współpracy z zespołem jest jedyną okazją, by potwierdzić zdolność do wykonania dobrej roboty, co najmniej na dawnym poziomie.
Sokół jest przekonany, że Kubica nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i na pewno nie zadowoli się rolą, którą będzie pełnił w Williamsie w pierwszych miesiącach współpracy.
– Trzymajmy kciuki za kierowcę, który nie załamuje się i bezustannie wali w drzwi Formuły 1. Oby wreszcie ktoś otworzył. Już raz się udało – co zresztą pokazuje, jakiej sztuki dokonał dwanaście lat temu, nie mając takiej marki, nazwiska i historii jak teraz. To z pewnością jeszcze nie koniec tej historii – podsumowuje.
– Robert może przejechać bardzo wiele kilometrów. To dla niego mega umowa i krok we właściwym kierunku – krótko komentuje Nico Rosberg, były mistrz świata, dla którego praca z Kubicą to pierwsze podejście do funkcji menedżera.
Czy przelewy dojdą na czas?
Przez ostatnie miesiące trudno było się oprzeć wrażeniu, że niemal cały wyścigowy świat kibicuje Polakowi w powrocie. Prawda jest taka, że dzisiejsza decyzja Williamsa rozczarowała nie tylko polskich kibiców. Ben Anderson, publicysta prestiżowego Autosportu pisze na przykład tak:
– Nie tak dawno temu Williams przehandlował czystą jakość kierowcy za pieniądze. To nie zadziałało zbyt dobrze. Teraz, ich skład na 2018 rok jest odzwierciedleniem tej samej taktyki. Czy to już czas przyznać, że odrodzenie zespołu Williams wpadło w poślizg? Oczywiście, nie ma sensu startować w zawodowym sporcie, jeśli nie jesteś w stanie wygrać. Ale choć Williams nie zdobył tytułu od 20 lat, nie liczył się w walce o niego od 2003 roku i nie wygrał wyścigu w ostatnich pięciu sezonach, to wciąż nam powtarza, że jest na właściwej drodze, by znów zdominować serię. Z takim składem? – retorycznie pyta Anderson.
Obawy co do składu zespołu ma także Cezary Gutowski z „Przeglądu Sportowego”. – Robertowi nie udało się wrócić na regularny fotel wyścigowy w sezonie 2018, ale Polak nie rezygnuje ze swojej „Misji niemożliwe”. Zaczepił się w Williamsie na pozycji kierowcy rezerwowego. Faceta, który w najmłodszym, ryzykownym składzie Formuły 1 wniesie doświadczenie, doskonałe rozeznanie techniczne i talent. Polak będzie jeździł na wyścigi Formuły 1, pojawi się w wybranych piątkowych treningach a także na testach, co także jemu pozwoli szlifować formę i lepiej zapoznać się z nową generacją bolidów Formuły 1. Zyska bezcenne doświadczenie, pomagając zespołowi w rozwoju technicznym tegorocznego bolidu – podkreśla Gutowski.
Jakie są szanse, że to doświadczenie przyda się na coś więcej niż tylko pomoc w rozwoju bolidu Williamsa? – Cóż, Robert utrzyma się w orbicie F1, co daje spore nadzieje, że prędzej czy później znajdzie się za kierownicą bolidu w wyścigu – czy to w Williamsie, czy w innej maszynie – uważa ekspert „Przeglądu Sportowego”. – Debiut w trakcie sezonu 2018 będzie trudniejszy niż w sezonie 2006, choć wiele zależeć będzie od postawy Siergieja Sirotkina i tego, czy przelewy będą przychodziły na czas. Otwiera się jeszcze opcja na awans na fotel wyścigowy w Williamsie na sezon 2019, gdy – jak się przewiduje – z zespołu odejdzie Lance Stroll.
Inaczej mówiąc: serial o Kubicy trwa. Kolejny sezon zakończył się nieco rozczarowująco, ale wciąż jeszcze czekamy na wielki finał.
JAN CIOSEK