– Żeby coś osiągnąć w tym meczu, musimy być w formie 10/10 – mówił Juan Carlos Unzue na przedmeczowej konferencji prasowej. Jego podopieczni chyba źle zinterpretowali tę uwagę, bo niemal od samego początku spotkania wyglądali, jakby zamierzali przyjąć z 10 goli.
Cudem udało im się uniknąć totalnej kompromitacji choć w sumie nie do końca wiemy jak nazwać fakt, że już w pierwszej połowie stracili cztery gole. W tekście po meczu Barcelony z Levante pytaliśmy, czy nie zasnęliście podczas oglądania go, ale dziś już wiemy kto smacznie chrapał w tamtym czasie – właśnie Unzue i obrońcy Celty. Nie zrobili absolutnie nic, by zatrzymać zabójczy duet Messiego i Alby. Argentyńczyk z Hiszpanem rozgrywali typowe dla siebie akcje – Jordi szedł na obieg, dostawał prostopadłe podanie od Leo, po czym odgrywał do niego, gdy ten wbiegał na krótki słupek. Cholera, oni rozumieją się już tak dobrze, że powoli zaczynamy bać się o ich związki. Nie zdziwilibyśmy się, gdyby Antonella była zazdrosna o Jordiego…
Zawsze się zastanawiam, dlaczego tak niewielu środkowych pomocników na świecie dubluje zachowania Messiego. Tzn. dlaczego po zagraniu piłki z 40 metrów ze środka na skrzydła nie idą tak jak on na gazie w pole karne. Przecież to nie wymaga wielkich umiejętności, tylko inteligencji
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) 11 stycznia 2018
Może śmiesznie to zabrzmi, biorąc pod uwagę jak bardzo Blaugrana stłukła Celtę w pierwszej połowie, ale ona i tak miała sporo szczęścia. Co z tego, że szarpała z przodu, skoro jej obrońcy totalnie nie ogarniali swoich zadań? Całe szczęście dla nich, że Messi nie zaufał Andre Gomesowi w 10. minucie i nie podał mu piłki na wolne pole. Całe szczęście, że Argentyńczyk zszedł z boiska po godzinie gry. Całe szczęście, że chwilę później Iniestę zastąpił Arnaiz. Całe szczęście, że Suarez znalazł się na spalonym. Całe szczęście, że w drugiej połowie Duma Katalonii zaczęła już odpoczywać na boisku.
Naprawdę chcielibyśmy napisać coś pozytywnego o Galisyjczykach, ich przygotowaniu do tego meczu, ale nie będziemy zmyślać – nie wyszło im praktycznie nic. Jakże inny był to mecz w wykonaniu podopiecznych Unzue od tego rozegranego przez nich w niedzielę z Realem Madryt! Aż nie chce się wierzyć, że oglądaliśmy dziś tę samą ekipę, która kilka dni temu nawiązała równorzędną walkę z Królewskimi, cisnęła ich do samego końca i w końcu wyciągnęła remis 2:2.
Jakie wnioski można wyciągnąć z takiego spotkania? Szanujemy podejście Celtiñas, ponieważ ci zawsze chcą grać przyjemny dla oka ofensywny futbol, ale czasem po prostu trzeba być bardziej pragmatycznym. Atak nie zawsze jest najlepszą obroną, nie na tym poziomie.
Felipe Miñambres mógłby natomiast poszukać kolejnych wzmocnień do linii obrony, bo obawiamy się, że ściągnięty na Balaidos Robert Mazan – tak, ten z przeszłością w Podbeskidziu! – może jednak nie wystarczyć. Andreu Fontas czy Sergi Gomez może i nieźle potrafią zbudować akcję od tyłu, ale przydałoby się, gdyby jeszcze bardziej postarali się w obronie, podobnie zresztą jak Hugo Mallo. Czyżby wszyscy czuli się na tyle komfortowo, że przez to nie zawsze starają się aż tak bardzo?
Tak to wyglądało choćby przy golu Barcelony na 5:0, gdy Rakitić skutecznie głową po rzucie rożnym wykonanym przez Dembele. Przy tej okazji Galisyjczycy mogliby pójść na trybunę zabramkową, usiąść tam i popatrzeć jak Chorwat pakuje piłkę do siatki. A jednak byli wówczas na boisku, lecz kompletnie nic to nie zmieniło.
Po takim meczu nawet Ernesto Valverde może się uśmiechnąć, choć czasem już wątpimy czy pamięta jak to się robi. Jego podopieczni wygrali kolejny mecz z niewielkim nakładem sił, zmiennicy – Andre Gomes, Jasper Cillessen, Nelson Semedo oraz Ousmane Dembele – pokazali, iż zawsze można na nich liczyć. Szczególnie mógł podobać się ostatni z wymienionych. – Za każdym razem gdy tylko dotyka piłkę, czuję się jakbym oglądał filmiki Joga Bonito – powiedział o nim komentator beIN. W końcu El Txingurri może cieszyć się, że kibice z Camp Nou w pełni go pokochali, wykonując przyśpiewkę na jego cześć, o czym na twitterze pisał Nika Cuenca, dziennikarz gazety AS. Takiego wyrazu uwielbienia Valverde nie dostawał nawet na San Mames, które przecież uważa za drugi dom.
Barcelona – Celta 5:0 (4:0)
1:0 Messi 13′
2:0 Messi 15′
3:0 Alba 28′
4:0 Suarez 31′
5:0 Rakitić 87′
Sevilla – Cadiz 2:1 (1:0)
1:0 Ben Yedder 31′
2:0 Correa 54′
2:1 Garcia 86′
Levante – Espanyol 0:2 (0:2)
0:1 Leo Baptistao 14′
0:2 Moreno 34′