Napoli miało dzisiaj szansę wskoczyć na pozycję lidera, ale najzwyczajniej w świecie na to nie zasłużyło. Piłkarze Maurizio Sarriego rozegrali przeciętne spotkanie i wyglądali raczej na drużynę, która walczy o 11. miejsce, a nie pierwsze. Właściwie jedno oczko w starciu z Fiorentiną można uznać za sukces, bo trudno myśleć o czymś więcej, gdy zamiast atakować, męczy się bułę przez większość czasu.
Czasami gdy się coś zepsuje – sprzęt elektroniczny, samochód, rower – trzeba poszukać części zamiennej, która niekoniecznie będzie oryginalna. Niby pasuje wszystko i znowu działa, ale jednak coś nie gra. Tak też trochę wyglądało dzisiaj Napoli, które cierpiało przede wszystkim przez brak Ghoulama i Insigne. Na lewej stronie boiska – statystycznie mocniejszej – w pierwszej połowie nie działo się kompletnie nic. I tutaj należy wspomnieć o Piotrze Zielińskim, który – przez pierwsze trzy kwadranse – grał chyba w pelerynie niewidce. Polak był kompletnie niewidoczny, a jak już się pojawiał, to nie wynikało z tego wiele dobrego. W rozegraniu mizernie, bo były straty w środkowej strefie, gdzie nie tyle co wypada dobrze dograć, a po prostu trzeba. Jak już zebrało się na szybszą akcję, to wymiana z Ruim zakończyła się kolejną stratą.
Druga część była nieco lepsza, gdyż były okazje, ale co z tego skoro zmarnowane. Zieliński niemal z tego samego miejsca spudłował dwa razy. Najpierw fatalnie przestrzelił, gdy był niepilnowany i miał sporo czasu. Za drugim razem trafił już w światło bramki, ale Sportiello sparował piłkę na słupek. Nie była to jednak wybitna interwencja, ponieważ piłka leciała w jego stronę. Cóż, bez wątpienia był to jeden z gorszych występów Polaka w koszulce Napoli, i nie dziwi, że najpierw jego zmienił Sarri. Trzeba jednak przyznać, że trudno było się doszukać jakiegokolwiek pozytywu w całej grze Napoli, jeśli chodzi o pierwszą część, bo nie dość, że w ataku było kiepsko, to w rozegraniu i obronie było równie słabo. Strat na własnej połowie albo w okolicy środka boiska było sporo. Co najgorsze za rozegranie brał się dzisiaj Hysaj, którego podania były odzwierciedleniem gry Napoli. No dobra, jedną piłkę zagrał nawet celnie, ale mimo to Allan nie miał prawa jej opanować, nawet gdyby miał umiejętności Cristiano Ronaldo.
Natomiast po drugiej stronie była Fiorentina, która zaczęła spokojnie, ale bardzo szybko wybadała, że Napoli dzisiaj nieszczególnie jest groźne, dlatego atakowała coraz częściej. Szczególnie aktywny był Giovanni Simeone, który strzelił nawet bramkę – minął Reinę i wpakował do pustej bramki – ale był na pozycji spalonej i bramka została anulowana. Syn trenera Atletico Madryt spróbował również uderzenia z dystansu, lecz nie powiodło się, bo świetnie interweniował Reina. Następnie Argentyńczyk, po jednym z dośrodkowań, szturchnął piłkę głową, ale znowu bramkarz Napoli był na miejscu. Wraz z biegiem czasu goście jednak słabli i w drugiej połowie skupili się już właściwie na grze w defensywie. I trzeba przyznać, że wychodziło im to całkiem dobrze, ponieważ skutecznie rozbijali większość ataków Neapolitańczyków już w zarodku. Zabrakło trochę gry z kontry, bo wydawało się, że było na to kilka okazji. Brak sił był jednak ceną za niezwykle intensywną grę w pierwszej połowie.
Gdybyśmy zapomnieli o pierwszej połowie i oceniali tylko za drugą, to Napoli nie wypadłoby aż tak źle. Choć fantastycznie również nie, ponieważ brakowało skuteczności. Jeśli zganiliśmy Zielińskiego za dwa pudła, to co zrobić z Mertensem, który z bardzo bliska kopnął futbolówkę wprost w bramkarza. Poza tym był jeszcze minimalnie niecelny strzał Hamsika i fatalne uderzenie głową Callejona. Trochę jednak mało, jeśli myśli się o mistrzostwie Włoch. Wydaje się, że świetnie naoliwiona maszyna Sarriego zaczęła szwankować, bo wystąpiło pierwsze zmęczenie materiału.
Włoski szkoleniowiec bez przerwy gra tymi samymi zawodnikami, a tak się nie da dotrwać do końca sezonu, nawet jeśli nie gra się już w Lidze Mistrzów. Najlepiej widać to na przykładzie Mertensa, który jest najzwyczajniej w świecie zmęczony. Oczywiście nie przekreślamy szans Napoli na końcowy triumf, ale pojawiła się pierwsza poważna przeszkoda, którą trzeba przeskoczyć, jeżeli ma się ambicje na tytuł.
Napoli – Fiorentina 0:0