Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

redakcja

Autor:redakcja

09 listopada 2017, 17:27 • 6 min czytania 47 komentarzy

Każdy Polak wie, że schabowy jest królem drugich dań tak jak lew jest królem dżungli. To jedna z uniwersalnych prawd, które wysysamy z mlekiem matki. Analogicznie każdy Polak wie, że gruby idzie na bramkę. Dlatego gdy czytam w Playboyu słowa Boruca “Wśród najbliższych znajomych od lat mam tę samą ksywkę – Gruby” zastanawiam się: po pierwsze, czy tej zasadzie zawdzięczamy najlepszego reprezentacyjnego bramkarza od czasów Młynarczyka. Po drugie, czy Boruc bardziej polski, bardziej nasz, mógłby być tylko, gdyby przyznał, że przez całą karierę nie opuścił choćby jednego niedzielnego rosołu, a jego ulubiony deser to smalec z cebulą i ogórkiem kiszonym.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Cały stary wywiad Boruca w Playboyu to arcydzieło. Jeden z tych materiałów, których się szczerze i mocno zazdrości. Znajdziemy tu takie perełki:

“Nie jestem typem, który na kimkolwiek robi pozytywne pierwsze wrażenie”.(…)

“Kiedyś na wakacjach rozwaliłem telewizor w hotelu. Powiedziałem, że chcę się poczuć jak gwiazda rocka, podniosłem telewizor i jebnąłem nim o ziemię. Totalny kretynizm.

Poczułeś się?

Reklama

Zupełnie nie. Ale po paru głębszych wszystko wygląda inaczej”(…)

“jak się broni po napaleniu jointami?”

Nie pamiętam. Zdarzało się w drugiej drużynie Legii. Piękne amatorskie czasy… Teraz nie mogę sobie pozwolić. Cały czas mamy robione badania krwi, a marihuana potrafi w niej „siedzieć” nawet przez pół roku. Także nie ma tematu”.

Barwnych lub emocjonalnych fragmentów jest multum. O tym, że płakał po porażce z Niemcami. O zespole pieśni i tańca Ziemi Siedleckiej “Chodowiacy”. O mamie, która nie doczekała jego boiskowych sukcesów, a która wcześniej w życie z piłki nie wierzyła, bo tata Artura, zawodowy hokeista, miał problemy z zapewnieniem rodzinie bytu. Sam przez skrzywienie zawodowe wyróżniam też tę odpowiedź:

Jesteśmy na przykład na zgrupowaniu kadry i mamy codziennie wywiady. Dzień w dzień o tym samym. Bez żadnych szans na kreatywne pytanie. Tym bardziej, że nawet nie rozegraliśmy jeszcze meczu. O czym tu gadać. Zresztą – umówmy się – ilu piłkarzy ma coś ciekawego do powiedzenia? Ale niektórzy nawijają godzinami. Cholerna strata czasu. Jak się w internecie otworzy wywiad sprzed tygodnia, to się okaże, że nie rożni się niczym od tego z dzisiaj. Po prostu bezsens.

Moim zdaniem jest sens rozmawiać tylko z Arturem Borucem, którego nudzi “chcemy zagrać dobry mecz”, “trochę brakło doświadczenia”, opowiadać ma o czym, umie to robić. Z drugiej strony nie ma już sensu rozmawiać z Arturem Borucem, bo tu zostało wszystko powiedziane.

Reklama

To wielce zabawne, że Artur, który miał źle się prowadzić, palić papierosy, mieć kłopoty z nadwagą, w wieku 37 lat wciąż broni na najwyższym poziomie, a spokojnie pogra jeszcze kilka sezonów. W zasadzie typowe dla Boruca, o którym pisaliśmy kiedyś, ze jego specjalność to udowadnianie, że jest nie do zajebania. Skreślano go w różnych miejscach, w wielu miał być zepchnięty na margines, a na koniec i tak wyszarpywał ważną pozycję.

Nie twierdzę, że łatka, która się do niego przykleiła została uszyta z powietrza – przecież sam Boruc nie udaje, że był święty. Granice, które przekraczał, wielu dzisiejszym młodym piłkarzom nawet nie majaczą na horyzoncie. Ale zarazem jest dla mnie jasne, że Boruc jako chodząca kontrowersja to fikcja, rzeczywistość rozdmuchana na potrzeby zapełniania brukowych szpalt.

Skrajne negatywne emocje, których życie mu czasami dostarczało, w połączeniu z nieograniczonym budżetem i oceanem wolnego czasu, to w oczywisty sposób mieszanka wybuchowa. Jak miał raptem dwadzieścia lat, jego mama zmarła na raka. Zamiast spokojnego domu przeszedł rozpad małżeństwa, a potem walkę o prawa do opieki nad synem. Gdy zmarł jego tata, najwierniejszy kibic, Artur musiał zaopiekować się także młodszym rodzeństwem.

Jest taka scena w pierwszym odcinku Stranger Things. Szeryf mówi: “Chcesz wiedzieć co najgorszego zdarzyło się przez cztery lata odkąd tu pracuję? Sowa zaatakowała głowę Eleanor Gillespie, ponieważ myślała, że jej włosy to gniazdo”. Wkrótce, delikatnie mówiąc, pojawiły się większe zmartwienia od sów. Doskonale wiem, że każdy nosi swój krzyż, a prawda jest taka, że nikt – by tak rzec – nie przechodzi przez życie suchą stopą, ale coś mi mówi, że spokój w osobistym miasteczku Hawkins Boruca został zmącony znacznie wcześniej, niż u wielu jego rówieśników, niż u wielu kolegów po fachu.

Jak to szło w jeszcze innym filmie?

Co cię nie zabije uczyni cię dziwniejszym?

Skrajne sytuacje każdego mogą prowadzić autostradą do skrajnych zachowań, przez które odreagowuje się skrajny stres. Kto miał w życiu nie tyle trudne, a głębinowe okresy, najlepiej wie, że to wejście do ringu. Jeśli przegrasz, możesz już nigdy się nie podnieść, zameldować na dnie studni. Ale jak wygrasz, wnioski i doświadczenia z tej walki mogą być największą siłą.

Wierzę, że udziałem Boruca jest ten drugi scenariusz. Spłycanie go do gościa, który wybronił nam honorowe wpierdole w dwóch przegranych meczach to wielkie niedomówienie. Polska nie remisowała z Niemcami do 90 minuty, z Niemcami remisował Boruc. Niech was też nie zmyli definicja, remis z Austrią był druzgocącą porażką, po pierwsze naszą, po drugie największą w historii stosowania pressingu. Dla mnie jest bezsporne, że Boruc to najlepszy reprezentacyjny bramkarz – bez mała – ostatnich trzech dekad, bo Jurek Dudek nigdy nie dojechał, Wandzika trawił syndrom Warzychy, a Szczęsny i Fabian nigdy tak się nie wykazali.

I chcę tu położyć nacisk na “reprezentacyjny”, bo to dzięki grze z orzełkiem na piersi piłkarz porywa tłumy. Dlatego każdy kibic ma więcej pozytywnych uczuć w kierunku przyszywanego kadrowicza z Warri, który po polsku potrafi powiedzieć tylko “dzień dobry”“moje testy pięć lat wcześniej we Włoszech na dowodzie z cofniętym licznikiem to bujda”, a nie wobec Krzysztofa Warzychy, który w barwach Panathinaikosu osiągnął wszystko, w swoim czasie będąc jedną z najlepszych dziewiątek kontynentu. Nigdy nie będziemy w stanie porównać Boruca z legendami sprzed dekad, które zakładały na szyję medale mistrzostw świata, bo Artur, po prostu, takich osiągnięć nie ma. Ale jest jednym z niewielu – jedynym? Do spółki z Krzynówkiem? – który na wielkich turniejach ostatnich lat nie zawiódł. Boruc i jego gra była łyżeczką cukru w beczce dziegciu. Legendy sprzed dekad tak osamotnione nigdy nie były.

Porzucając boisko, Artur Boruc, którego niektórzy najmniej ostrożni z najmniej subtelnych chcieliby zakwalifikować jako bywalca tabloidów, to najciekawsza osobowość polskiej piłki ostatnich lat. Człowiek inteligentny, błyskotliwy, z doświadczeniami życiowymi, z których na moje oko czerpie pełnymi garściami.

Ale który mimo wszystko, do tej pory żył w bańce i przed nim kolejne wyzwania.

“Szczerze mówiąc, nie miałem jeszcze możliwości dotknąć tak zwanego normalnego życia. Sport oszczędził mi podejmowania trudnych decyzji, od których zależy, czy będzie co do garnka włożyć. Nigdy nie musiałem się zastanawiać, skąd wziąć pieniądze. Miałem więcej szczęścia niż inni.”

Ja  życzę tylko, by – jak sam to ujął – w normalnym życiu się nie pogubił.

Sobie życzę, by Boruc wydał biografię.

I czekam jaka będzie odpowiedź na jedno z najciekawszych pytań najbliższych lat:

Co Boruc będzie robił po skończeniu kariery? 

Leszek Milewski

Napisz autorowi, że jego teksty – by tak rzec – to cholerna strata czasu

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Felietony i blogi

Komentarze

47 komentarzy

Loading...