Pewne zwycięstwo Bayernu Monachium, powrót na fotel lidera Bundesligi, wypracowanie 3 punktów przewagi nad Borussią Dortmund i 4 nad RB Lipsk. Ale jednocześnie to wszystko okupione kontuzją jedynego napastnika tego klubu. Oby to była tylko zapobiegliwość Roberta Lewandowskiego i Juppa Heynckesa, że Polak zszedł już przed przerwą – jeśli nie, może się okazać, że wszystkie dobre dla Bawarczyków wiadomości giną, wobec wymuszonej zmiany „Lewego”.
Na szczęście na ten moment skłaniamy się raczej ku wersji: oszczędzanie. Bayern w 45. minucie, gdy Robert opuszczał boisko, miał już tak komfortową przewagę, że świadomy swojego organizmu i niejednokrotnie oszczędzający się w mniej ważnych meczach czy fragmentach spotkań snajper po prostu mógł sobie pozwolić na zmianę. Nawet jeśli to tylko chwilowy i niezbyt doskwierający ból. W końcu nie było żadnego znoszenia przez ratowników, nie było żadnego dramatu – po strzelonym golu, przy którym nadwyrężył udo wrócił jeszcze nawet na murawę, dopiero kilka minut później stwierdził, że nie da rady kontynuować gry. Sama sytuacja nie wyglądała groźnie, więc raczej nie bilibyśmy jeszcze na alarm.
ROBERT LEWANDOWSKI NA 2:0! 👏@lewy_official w znakomitym stylu wykorzystał sytuację sam na sam z bramkarzem RB Lipsk. Zobaczcie to sami! 👇 pic.twitter.com/PW9loSLHRA
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) 28 października 2017
A samo spotkanie? Właściwie mecz mógłby się spokojnie skończyć już po golu Jamesa Rodrigueza. RB Lipsk po długich naradach sędziego głównego z asystentami wideo oraz osobistemu sprawdzeniu przez niego powtórek już w 13. minucie grało bez kapitana i podstawowego obrońcy, Williego Orbana. Niemiecko-węgiersko-polski obrońca wbiegł w plecy Arjena Robbena, wychodzącego sam na sam. Kontrowersji było sporo – czy Robert Lewandowski nie był tutaj na spalonym? Piłka ostatecznie do niego nie trafiła, ale biegł niemal bark w bark ze stoperem RB, trudno powiedzieć, by nie brał udziału w akcji. A Orban? Faulował na żółtą kartkę, na czerwoną, może w ogóle zinterpretować to jako zwykłe, zgodne z przepisami, przepchnięcie rywala? Kompletnie nie dziwimy się, że sędzia przy monitorku zdążyłby spokojnie wychylić kufel bawarskiego piwa – sami bylibyśmy w stanie zrozumieć każdą interpretację tego zagrania. Arbiter uznał, że jedynym rozsądnym wyjściem jest wyrzucenie Orbana z boiska. Dwie akcje później, właśnie w miejscu, w którym zazwyczaj stoi i czyści Orban, Rodriguez dobiegł do dogrania Robbena. Mocny strzał, gol. 1:0 i przewaga jednego zawodnika podczas meczu Bayernu Monachium rozgrywanym na Allianz Arena.
Mocniejsze kluby niż Lipsk, byłyby skreślone w takim układzie.
Trzeba jednak przyznać, że Bayern dość długo zwlekał z postawieniem kropki nad i. Próbował głową Lewandowski (kapitalna centra Jamesa!), próbował też Robben, ale drugiego gola udało się strzelić dopiero, gdy RB minimalnie się odkryło – ruszając całą linią do pressingu na zawodnikach Bayernu. Gospodarze cofnęli więc do Javiego Martineza, który miał dość miejsca i czasu, by dograć prostopadłym podaniem prawdziwe ciastko do Lewego. Ten zaś w sytuacjach sam na sam właściwie się nie myli, może co najwyżej odrobinę się naciągnąć. Tak było w tym wypadku, co opisaliśmy już wyżej.
2:0 w 38. minucie, w dodatku RB w dziesięciu. Na drugą połowę piłkarze obu drużyn wyszli tylko po to, by ją godnie przeżyć. Posiadanie piłki Bayernu przekraczało 70%, RB praktycznie nie tworzyło sobie okazji, nawet nie marzyło o kontaktowym golu, właściwie każdy celny strzał był sporą niespodzianką. A i gospodarze nie forsowali tempa – raz, że nie było już na murawie Lewandowskiego, dwa – kompletnie zadowalało ich spokojne tempo i brak szarpanin pod bramką Lipska. Trudno nawet coś wyróżnić – strzał Jamesa nad poprzeczką? Uderzenie Robbena obok słupka? Ta główka w końcówce? Nie, druga połowa była po prostu nieprzyjemnym obowiązkiem dla obu zespołów. Jedni i drudzy wiedzieli, że ważniejsze od walki po przerwie będą ich kolejne mecze, tak w lidze, jak i w Lidze Mistrzów.
W takim układzie najgorzej ten mecz wspominać będą – obok Orbana naturalnie – ci, którzy oglądali to do samego końca.