Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Krzysztof Stanowski

Autor:Krzysztof Stanowski

26 września 2017, 17:12 • 7 min czytania 146 komentarzy

Ostatnio kiedy wszyscy się czemuś dziwią, to ja jakoś nie bardzo. Co oznacza, że coś jest nie tak ze mną (bardzo prawdopodobne), albo z całą resztą (mniej prawdopodobne).

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Przeczytałem niedawno, że w Paryżu „patologia”, „kabaret” i generalnie „dom wariatów”, ponieważ prezes klubu zaoferował Edinsonowi Cavaniemu milion euro za odstąpienie rzutów karnych Neymarowi. Rzekomo jest to dowód na to, że w stolicy Francji rozstali się z rozumem. Skoro tak, to jest to niestety także dowód na to, że i ja rozstałem się z rozumem, ponieważ gdybym był prezesem PSG, zrobiłbym dokładnie to samo.

Sprawa na pozór dotyczy tylko PSG, a tak naprawdę można ją przenieść do dowolnego klubu i w dowolnej skali. Wystarczy odrobina wyobraźni, by odpowiednio zmniejszyć kwoty, podstawić inne nazwiska, wykreować konflikt w szatni o podłożu ambicjonalno-finansowym.

Urugwajczyk podpisał umowę, zgodnie z którą miał otrzymywać bonus w wysokości 1 000 000 euro za zdobycie korony króla strzelców. To nic zaskakującego – jak niedawno poinformował „Super Express”, Marcin Robak w Śląsku Wrocław za wygranie takiej klasyfikacji otrzyma premię w wysokości 30 000 euro. Można napisać, że sytuacja jest nawet bliźniacza. Cavani, podobnie jak Robak, był królem strzelców poprzedniego sezonu. Gdyby nie gole z jedenastu metrów, Urugwajczyk podzieliłby się koroną z Alexandrem Lacazettem, natomiast Robak w ogóle nie miałby szans na końcowy triumf. Tak się jednak złożyło, że zarówno Cavani, jak i Robak rzuty karne mają całkiem dobrze opanowane.

Napastnik PSG do czasu kłótni z Neymarem wykorzystał 24 z 26 karnych przez ostatnie 4,5 roku. Z kolei Robak przez ostatnie lata nie zmarnował ani jednej jedenastki, a jego ogólna skuteczność w tym zakresie to 89 procent. Natomiast Neymar? Przez ostatnie 2,5 roku pomylił się aż sześciokrotnie.

Reklama

Łatwiej sobie wyobrazić, że jestem prezesem Śląska Wrocław, niż prezesem PSG. No to wyobrażam sobie, że mam w klubie Robaka, który karne strzela bardzo dobrze, a dodatkowo obiecałem mu premię w wysokości 30 000 euro za koronę króla strzelców. Po jakimś czasie dokupiłem jeszcze jednego zawodnika, w którego nieprawdopodobnie wierzę i wokół którego chcę budować klub, w sensie sportowo-biznesowym. Ten zawodnik – dajmy na to, że Jakub Kosecki – mimo że karne strzela tak sobie, bardzo się do nich rwie. Konflikt nie tyle wisi w powietrzu, ile wybucha na oczach publiczności.

Jako szef mogę:
a) Powiedzieć Robakowi, że od dzisiaj nie strzela karnych i tyle, koniec dyskusji. Będzie czuł się podwójnie oszukany, bo przecież był naprawdę mistrzem w tym elemencie, a dodatkowo właśnie zmniejszają się jego szansę na ustaloną wcześniej premię w wysokości 30 000 euro. Ucierpiała i ambicja, i duma, i portfel. Na mieście zacznie rozpowiadać, że „okradłem jego rodzinę”, przestanie też grać tak dobrze jak do tej pory.
b) Powiedzieć nowemu gwiazdorowi, że karne ma strzelać Robak i tyle, koniec dyskusji. Będzie czuł się podwójnie rozgoryczony. Po pierwsze dlatego, że przyszedł do klubu budować swoją legendę, a każda bramka by mu w tym pomogła, a po drugie dlatego, że na dzień doby przegrałby starcie o prymat w szatni i po prostu został upokorzony, w dodatku na oczach ludzi. To kiepski wstęp do dłuższej znajomości, zwłaszcza do dłuższej znajomości z kimś kapryśnym.

Jest też trzecia opcja, na którą wpadł prezes PSG. Mianowicie taka, że mówię Robakowi: – Słuchaj, wiem, że obiecałem ci 30 000 euro za koronę króla strzelców. Wiem, że rzuty karne pomogłyby ją wywalczyć. Ale zależy mi też na tym, by nasz nowy kolega czuł się tu dopieszczony. Zróbmy więc tak – wypłacę ci tę premię w całości, bez względu na to, ile bramek zdobędziesz. Sam zdecyduj, czy taka propozycja ci odpowiada.

Kiedy więc wszyscy piszą o „patologii” i „domu wariatów”, ja piszę o optymalnym wyjściu z sytuacji, a przynajmniej podjęciu takiej próby. Zarządzanie szatnią z pozycji prezesa to zarządzanie wybujałym ego specyficznych jednostek. Coś takiego wymaga kreatywności, a czasami też sporego gestu.

Cavani zdecydował, że nie interesują go pieniądze, tylko sportowa ambicja i po prostu duma. To było do przewidzenia, chociaż Nasser Al-Khelaifi musiał podjąć próbę polubownego rozwiązania i to zrobił. Nie wyszło, trudno. Teraz ma kilka kogutów w jednym kurniku i skoro nie udało się po dobroci, trzeba będzie zadziałać inaczej. Natomiast ja jestem ciekaw, co takiego powinien zrobić, skoro to co zrobił – wedle wielu dziennikarzy – było głupie i możliwe jedynie w Paryżu? Jak rozwiązaliby tego rodzaju sytuację we Wrocławiu, mając Robaka i jednocześnie budując nowy projekt sportowy wokół przykładowego Koseckiego?

Brakuje refleksji. Coraz częściej jak pierwsza osoba napisze: „ale patologia!”, to druga to polubi, trzecia poda dalej, aż posypie się lawina identycznych komentarzy. Stop.

Reklama

*

Gruchnęła wieść: zabiorą Orłom Górskiego emerytury! Nie wszystkim, ale tym, którzy grali w klubach resortowych. Ustawa dezubekizacyjna wpędzi w nędzę bohaterów z 1974 roku. Później oczywiście się okazało, że wcale nie zabiorą, ale zanim się to okazało – X tekstów na ten temat zdążyło powstać.

I znowu: prawdopodobnie coś ze mną jest nie tak, ale sprawę widzę zupełnie inaczej. To znaczy – żebyśmy mieli jasność – na wstępie chciałem zaznaczyć, że kompletnie mi nie zależy na tym, by zabierać emeryturę komuś, kto nie był wyjątkowym skurwielem, a o piłkarzach-skurwielach nic mi nie wiadomo. Natomiast kiedy czytam teksty takie jak np. Stefana Szczepłka, zapala mi się lampka w głowie, a do mózgu dociera informacja „coś tu nie gra”.

Linia obrony polegająca na tym, że zatrudnienie w resorcie było fikcją moim zdaniem nie jest zbyt mądra. Potrafię sobie wyobrazić, że za fikcyjne zatrudnienie jest fikcyjna emerytura i nawet wydaje mi się to logiczne. I potrafię łatwo zestawić związek przyczynowo-skutkowy zaczynający się od „przecież on nigdy nie miał na sobie munduru” (tak mówią obóz Szczepłka), a kończący się na „skoro nigdy nie miał munduru, to nie powinien mieć mundurowej emerytury” (tak mówię ja). Nie do końca rozumiem, dlaczego byli piłkarze z klubów górniczych mają mieć większą emeryturę od byłych piłkarzy z klubów stoczniowych, a byli piłkarze z klubów milicyjnych mają dostawać więcej do byłych piłkarzy z klubów kolejowych.

Piłkarze w PRL żyli jak pączki w maśle, na tyle na ile w PRL w ogóle dało się żyć jak pączek w maśle. Jeśli kopali piłkę wystarczająco celnie, dostawali mieszkania, talony na auta czy telewizory. Możliwości sterowania własną karierą były ograniczone, ale nie w stu procentach. I jeśli ktoś bardzo chciał grać w milicyjnej Gwardii Warszawa, to przecież nie dlatego, że był to klub cieszący się wielką sportową renomą, tylko dlatego, że można było dopchać się do resortowych frykasów i korzystać z nich bez cienia obciachu.

Korzystanie z komunistycznych przywilejów wtedy? Korzystali. Kolejne awanse, nie mające nic wspólnego z naprawdę wykonywanym zawodem? O, bardzo proszę. Belki na pagonach za nic, łączące się z większym wynagrodzeniem podczas kariery i po niej? Nikt nie oponował. I teraz nagle argument: dlaczego chcecie mi to wszystko zabrać, skoro jak tak naprawdę tylko udawałem pracownika resortu? Dlaczego nie chcecie mi płacić jak porucznikowi, skoro… ja wcale nie byłem porucznikiem? Ha, no właśnie dlatego?

Gdyby minister powiedział: udawałeś pracownika resortu, a ja od dziś będę udawał, że dostajesz emeryturę, to uznałbym to za dość logiczne. Nie tyle pożądane przeze mnie, bo nie widzę sensu odbierania tych pieniędzy po latach, ale po prostu logiczne. Logika czasami jest bezduszna.

Jeśli ktoś nie wykonywał pracy A, nie musi otrzymywać emerytury za pracę A. Kiedy natomiast zapytacie, jaką w takim razie powinien otrzymywać emeryturę, odpowiem: zastanówmy się nad tym.

Przede wszystkim nie do końca rozumiem, z czego wynika dość powszechne przekonanie, że piłkarz tak w czasach PRL, jak i teraz miałby przed końcem kariery zapracować na bezpieczną przyszłość. Moim zdaniem to nie jest tak, że zawodnik mówi „zawieszam buty na kołku”, a prezes na to: „w takim razie zapraszam do gabinetu na dole, obetniemy panu obie nogi i obie ręce”. Nie, moim zdaniem piłkarze po zakończeniu kariery mogą pracować w wielu różnych sektorach. Tak teraz, jak i w czasach komuny. A to, że sami siebie nie widzieli za taśmą w fabryce, to już wyłącznie ich sprawa.

Jeśli więc pytacie, jaką emeryturę powinien mieć były piłkarz, zastanowiłbym się, czy nie taką, jaką wypracował nie grając w piłkę. Bo kiedy w nią grał, zwłaszcza jeśli robił to na zlecenie klubu resortowego, i tak cieszył się licznymi przywilejami.

A Orły Górskiego – wokół których tyle hałasu – mają emeryturę olimpijską. Nawet ci, którzy medalu olimpijskiego nie zdobyli.

KRZYSZTOF STANOWSKI

Założyciel Weszło, dziennikarz sportowy od 1997 roku.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

146 komentarzy

Loading...