Transfery były głównym tematem pierwszego września, dopóki biało-czerwoni nie dostali oklepu od Danii, ale podczas gdy my podsumowywaliśmy okienko, w La Liga wszyscy stali jeszcze na baczność. Sag transferowych dłuższych od niejednej telenoweli, afer, rekordów i dziwnych ruchów latem w Hiszpanii nie brakowało. Całe szczęście (?) wczoraj wszystko się zakończyło.
Wbrew temu, do czego przyzwyczaił nas Florentino Perez, Real dokonał tylko kosmetycznych zmian. Na rynku był bardzo spokojny, czas pokaże, czy nie za bardzo spokojny. Z klubu odeszli Alvaro Morata, Pepe i James Rodriguez. Ten pierwszy nie został zastąpiony nikim, co w przypadku kontuzji czy czerwonej kartki Benzemy przed ważnym meczem, może kosztować Królewskich dużo więcej niż ściągnięcie drugiego napastnika. Mayoral a Morata to różnica klas. Jeden w poprzednim sezonie strzelił 20 goli, drugi dwa…Za to Pepe mógł być zastąpiony choćby Leonardo Bonuccim, ale mistrzowie Hiszpanii zdecydowali się na ściągnięcie z wypożyczenia Vallejo. Ściągnięcie młodego Hiszpana, to nie jedyny ruch Realu, który został zrobiony z myślą o przyszłości. Właśnie tym kierowali się Królewscy. Jesus Vallejo, Dani Ceballos, Theo Hernandez. Więcej, według władz Realu, klubowi tego lata nie trzeba było.
Dużo ciekawiej było w Barcelonie, wiadomo. Saga z Neymarem odchodzącym z klubu, potem saga z Ousmane Dembele dołączającym do Blaugrany, czym Barca ustanowiła rekord, bo nigdy wcześniej nie zapłaciła takich pieniędzy za nowego zawodnika. Do tego transfery Deulofeu, Semedo i Paulinho, przy którym warto się zatrzymać. Bo jak można dać 40 milionów za gościa, który nie pokazał nic wielkiego w europejskim futbolu, a ma już 29 lat na karku. Oczywiście Brazylijczyk udowadniał, że potrafi kopać choćby w reprezentacji, ale… Barcelona?! 40 baniek?! Szanujmy się. Za Barcą zapewne jedno z gorszych okienek w XXI wieku, bo odejście Neymara i rozbicie ataku MSN, to ogromna strata. Wariackie działania działaczy Barcelony spowodowały, że odwrócili się od nich piłkarze, którzy teraz muszą walczyć o mistrzostwo, puchar i Ligę Mistrzów, trochę bez pomocy „góry”. W ostatnich godzinach mogło być gorąco, bo rzekomo widziano Riyada Mahreza na lotnisku w Barcelonie, ale wybiła ostatnia godzina, a o transferze cisza.
Okienko w trzeciej sile hiszpańskiej piłki było bezowocne z powodu zakazu transferowego nałożonego na Atletico, ale i tak działo się sporo. Długo mówiło się o ich zainteresowaniu Vitolo, wydawało się, że transfer jest coraz bliżej. Aż z sensacyjną wiadomością na konferencji prasowej wyskoczył prezydent Sevilli, Pepe Castro: – Dziś mogę powiedzieć, że Vitolo będzie zawodnikiem Sevilli przez kolejne pięć sezonów.
W ten sposób, 10 lipca, ogłosił przedłużenie kontraktu z zawodnikiem. Vitolo następnego dnia miał wrócić z Kanarów i złożyć podpis pod nową umową. Ten wrócił, jednak do mediów wyciekło, że pewien z miejscowych taksówkarzy, żeby było zabawniej – prywatnie fan Betisu, zawiózł Vitolo na lotnisko w Sewilli. Było to dosyć dziwne, wszyscy, łącznie z kierownictwem klubu czekali na dalszy rozwój wydarzeń i odebranie telefonu przez Vitolo. A ten siedział już w prywatnym samolocie lecącym do Madrytu. Następnego dnia Hiszpan przeszedł testy medyczne, a klauzulę zawartą w jego kontrakcie zapłaciło… Las Palmas. Dlaczego? Ponieważ Atleti do stycznia ma zakaz transferowy. Dlatego też Vitolo podpisał kontrakt z Kanaryjczykami na pół roku, a zimą przeniesie się do Atletico. Transakcja wiązana…
W całej sytuacji na pośmiewisko został wystawiony prezydent Sevilli, który zapewniał, że Vitolo zostaje na pięć lat, po czym dwa dni później ten miał już podpisane umowy z Las Palmas i Atletico. Pepe Castro się oburzył i powiedział: – Vitolo chciał, żeby podać publicznie informacje o nowej umowie. Dał słowo honoru, byliśmy dogadani z jego agentem. Wykorzystali nas, żeby Atletico dało im więcej pieniędzy! Grubszej afery transferowej w Hiszpanii dawno nie było.
Sevilla straciła w ten sposób swojego kluczowego piłkarza, ale dokonała, na pierwszy rzut oka, niezłych transferów, na Pizjuan pojawili się Muriel, Kjaer, Banega, Nolito czy Geis.
Ciekawie wyglądają też transfery Carlosa Bakki do Villarrealu, Bojana Krkicia do Alaves, Goncalo Guedesa do Valencii, Alberto Aquilaniego i Loica Remy do Las Palmas czy Emre Mora do Celty Vigo. Ale wiadomo, że transfery oceniać powinno się po roku, bo wtedy, po całym sezonie, wiadomo, czy były one opłacalne. Także odpalamy telewizor i spoglądamy, którzy z wymienionych w tekście zawodników zrobią furorę w La Liga.