Czujemy się, jakbyśmy po wczorajszych kraksach samochodów BOR-u właśnie zapraszali was na przejażdżkę rządową limuzyną. Jesteśmy jak PR-owcy Cocomo, którzy – tuż po wystawieniu śpiącemu klientowi rachunku na milion złotych – mamią nowych gości lampką darmowego szampana. Jak biuro podróży oferujące wczasy nad Zatoką Meksykańską tuż po tym, jak BP wpuściło w nią 698 milionów litrów ropy. Czujemy, jakbyśmy zapraszali wasze dzieci na lekcję ogłady do Tomasza Lisa. Jakbyśmy zachęcali do odwiedzin Winterfell pod rządami Ramsaya Boltona lub hotelu Manor pod Olsztynem. Wreszcie, jakbyśmy reklamowali długie nadgodziny już pierwszego dnia po urlopie…
Ale tak, po wczorajszym meczu Legii – i ogólnie po występach naszych pucharowiczów w Europie – gorąco zapraszamy was na dzisiejszy wieczór z ekstraklasą.
Zapewne przez całe życie słyszycie pytania w stylu – dlaczego pijecie, skoro wiecie, że będziecie mieli kaca? Odpowiedź jest banalnie prosta – po prostu o tym nie myślicie, skupiacie się na tu i teraz. Ewentualnie macie nadzieję, że po setkach ciężkich poranków ten kac w końcu jednak nie przyjdzie, że sytuacja nagle się zmieni, stanie się coś niewytłumaczalnego. Tak też jest z naszą ligą, względem której wciąż mamy nadzieję, że nagle stanie piłkarską ucztą, pełną jakości i pasji, w której będziemy podziwiać nie tylko piłkarskie umiejętności, ale też niewyobrażalny wysiłek naszych boiskowych atletów. I kto wie, być może najlepszy moment na tego typu metamorfozę jest właśnie dziś, kiedy zupełnie nikt się jej nie spodziewa.
No bo – wyobraźcie sobie – Śląsk nagle zaczyna grać jak Barcelona, a Cracovia jak Real. A wy akurat tego nie oglądacie, bo zdecydowaliście na wieczór z Barwami Szczęścia.
Takiego irracjonalnego zwrotu dzisiaj więc oczekujemy. Zresztą, po jakiej innej ekipie w ekstraklasie oczekiwać fajerwerków, jak nie po Górniku Zabrze, który podejmie dziś Wisłę Płock? To najefektowniej grająca ekipa początku sezonu, w meczach której padły już 22 gole, czyli średnio niemal cztery na mecz (celowo pomijamy fakt, że w meczach Wisły padło najmniej goli). Podopieczni Marcina Brosza są prawdziwym powiem świeżości, są także nadzieją na lepsze jutro. Dość napisać, że ta rozpychająca się łokciami drużyna jest oparta na młodziutkich Polakach, z 19-letnim Ambrosiewiczem, 20-letnimi Żurkowskim i Wieteską oraz 21-letnim Loską na czele. Przy nich wciąż jeszcze 22-letni bracia Wolsztyńscy to niemal drużynowa starszyzna. Górnik oferuje więc jakość, emocje, nadzieje i należyte opakowanie. Dotychczas bowiem zabrzańscy kibice byli regularniejsi niż Robert Lewandowski. Frekwencja z tego sezonu na stadionie przy Roosevelta to kolejno: 22 708 widzów, 22 708 widzów, 22 708 widzów.
Wisła natomiast musi się wznieść na wyżyny, a tymi w obecnym sezonie był chyba domowy występ przeciwko Lechowi Poznań. Musi wreszcie pokazać jakość z przodu, do której predestynuje obecność dwóch napastników w składzie, niezależnie od tego, na jaką parę postawi Jerzy Brzęczek. Wreszcie – podobnie jak Górnik – musi liczyć na młodych, czyli Łasickiego, Stępińskiego, Rasaka, Recę czy Michalaka. Jakkolwiek spojrzeć, przed płocczanami solidnych rozmiarów plama do zmazania. Ostatnio bowiem przegrali z Legią, z którą nie przegrywa się już nawet w Mołdawii.
Wieczorem natomiast czeka nas hit hitów, czyli starcie nowego klubu Michała Probierza, z nowym niedoszłym klubem Michała Probierza. Śląsk Wrocław przystąpi do starcia z przetrzebionym kontuzjami środkiem pola oraz bez Marcina Robaka, który – tak, tak – pauzuje za żółte kartki. Król strzelców z zeszłego sezonu zachował więc regularność, tylko w nieco innej dziedzinie. Na sześć meczów w Śląsku w lidze i Pucharze Polski, pięć razy obejrzał żółtko, czyli de facto jedyny pusty przelot zaliczył w meczu z Bruk-Betem. Ogólnie więc sytuacja Jana Urbana nie należy do najbardziej komfortowych i jeżeli tylko uda mu się skompletować meczową jedenastkę, później powinien mieć już z górki.
Z kolei lądowanie Michała Probierza w Cracovii należy do tych najtwardszych, bo drużyna ani dobrze nie gra, ani specjalnie nie rokuje. I już osiadła w strefie spadkowej. Jeżeli w meczu ze słabiutkim jak dotąd Śląskiem polegnie, obierze kurs na dalszą część sezonu. Innymi słowy, nie będzie to starcie drużyn, którym się wiedzie, ale też – skoro mamy aż dwa zespoły czekające na przełamanie – szansa na to przełamanie wydaje się dwa razy większa.
Jedno możemy wam obiecać. Jeśli chodzi o poziom prezentowany na boisku, przekaz TV czy cokolwiek innego, mecz we Wrocławiu zdecydowanie przerośnie wczorajsze widowisko w Tyraspolu.