Z jednej strony Jan Urban może potrzebować chwili, by poukładać klocki, które dostał latem, ale z drugiej są to klocki takiej jakości, że punktować trzeba od razu. Śląsk to co prawda robi, od trzech meczów wychodzi z co najmniej częścią łupu, ale jest to wciąż zbyt skromny dorobek jak na możliwości wrocławian.
Przede wszystkim, co może boleć ludzi związanych z klubem, jest zwykłe frajerstwo, w jakim Śląsk punkty oddaje. Chcielibyśmy poszukać innego słowa, bo nazywanie kogoś “frajerem” nigdy nie jest specjalnie przyjemne, ale, cholera, ciężka sprawa. Rzut oka na wyniki ekipy Urbana nie pozostawia cienia wątpliwości.
0:1 z Zagłębiem Lubin, kiedy to Śląsk atakował przez cały mecz, jedną połowę grał w przewadze, a dostał bramkę w końcówce, gdy na spacer udał się Wrąbel.
1:1 z Bruk-Betem, kiedy goście dopadli rywala w ostatnich sekundach meczu. Pisaliśmy: Śląsk myślał już pewnie, na którego kebsa skoczy po pomeczowym melanżu, lecz stracił punkty w dość frajerski sposób.
2:4 z Arką Gdynia, kiedy Śląsk prowadził przecież już 2:0.
Dobrze dla wrocławian, że w meczu z Lechią kryzys zaliczył Kuciak i podarował im choćby gola w końcówce, bo przecież wtedy też Śląsk prowadził, a dał się zaskoczyć gdańszczanom w 10 minut po zmianie stron. Ta niechlujność kosztuje dużo, zamiast sześciu punktów z Lubinem i Niecieczą są dwa i zamiast kręcić się w czubie tabeli, wrocławianie patrzą z góry na tylko trzy inne drużyny. Pewnie, to można jeszcze naprawić, ale od frajerstwa w meczu z Arką ucieczki już nie ma, Puchar Polski uciekł bezpowrotnie.
Urban mówi: – To dopiero początek. Drużyny będą zmieniać swoje oblicze. Po zamknięciu okienka transferowego zespoły będą wiedzieć, na czym stoją. Wtedy będzie szukanie optymalnych rozwiązań i składów. Wygląda to trochę na granie na czas, bo też wielu szkoleniowców chciałoby mieć takie problemy, jak Urban i pozwolić sobie na wpuszczanie z ławki Jovicia czy Piecha. Choć, trener podobno czas ma, Michał Bobowiec twierdzi przecież, że dopóki on będzie prezesem, Urban będzie trenerem.
Oczywiście, nie takie deklaracje już w polskiej piłce słyszeliśmy i też trudno się do tej specjalnie przyzwyczajać. Urban musi wygrywać, a żeby to zrobić, musi oduczyć swoich piłkarzy niechlujstwa i nauczyć skuteczności. Paczkę ma doświadczoną, więc gdy tylko tryby się zazębią, pierwsza część powinna zostać odhaczona, do strzelania też ma paru gości, na czele z Robakiem.
Dziś wygrać w Białymstoku to niby nie jest prosta sprawa, ale robiła to już Sandecja i Gabala. Jeśli Śląsk nie powalczy, będziemy zdziwieni.
*
Co jeszcze przygotowała dla nas ekstraklasa? Szczerze mówiąc, zachwyceni nie jesteśmy, szału nie ma, ale parę smaczków można oczywiście wyłapać. Przede wszystkim chodzi tu o Arkę, która jest jedyną niepokonaną drużyną w lidze, co jeszcze niedawno brzmiałoby jak żart, lecz Ojrzyński naprawdę wprowadził gdynian do innej rzeczywistości. Co więcej, nie jest powiedziane, że w tej kolejce jego banda da się zaskoczyć, przyjeżdża bowiem Pogoń, która, choć gra troszkę lepiej, to wciąż daleko jej do oczekiwań. Warto zwrócić też uwagę na Formellę, wracającego nad morze po średnio udanym wypożyczeniu.
No i na koniec – a patrząc chronologicznie, po środku – Piast z Koroną. Piast, podobnie jak Śląsk, musi zacząć wygrywać, ale w sytuacji jest dużo gorszej. Nie ma tak dobrych piłkarzy i gnije na dnie tabeli. Zero zwycięstw, dwa remisy, trzy porażki. Czy Korona jest dobrym rywalem na przełamanie? Piłkarze Lettierego są chwaleni, ale mamy wrażenia, że to też efekt niskich oczekiwań wobec kielczan. Rok temu po pięciu kolejkach mieli tyle samo punktów (pięć), dwa lata temu dwa więcej. Jest więc stabilnie i tyle, Wdowczyk chować się po kątach nie musi. Choć, jeśli znów przegra, powinien to rozważyć
Arka Gdynia – Pogoń Szczecin 15:30
Piast Gliwice – Korona Kielce 18:00
Jagiellonia Białystok – Śląsk Wrocław 20:30
Fot. FotoPyk