To będzie jedna z najoryginalniejszych historii, jakie ostatnio przeczytaliście. Znajdzie się w niej miejsce na magię, telewizję, bieganie i… Wall Street.
2015 rok, amerykański Mam Talent. Na scenie pojawia się szczupły brunet w dobrze skrojonym garniturze. Gość w ciągu kilku minut sprawia, że jurorom opadają szczęki. Pokazuje coś zupełnie nieprawdopodobnego, nawet nie ma sensu tego opisywać, to po prostu trzeba zobaczyć:
Trzeba przyznać, że ten numer był adekwatny do (magicznego) imienia Oz, które nosi jego autor. Oczywiście – facet nie poprzestał na tym wystąpieniu. To było zaledwie preludium do tego, co robił dalej. Nie będziemy teraz wrzucać tu wszystkich filmików z jego spektaklami, damy jeszcze tylko jeden, którym rozwalił system:
Wydaje się to niemal niemożliwe, ale Oz Pearlman nie wygrał tamtej edycji programu. Zajął trzecie miejsce, widzowie woleli od niego dwóch komików – Paula Zerdina i Drew Lyncha. Oczywiście urodziny w Izraelu mentalista nie był załamany porażką – niesamowite popisy zapewniły mu sławę i pieniądze na długie lata. Zresztą już wcześniej był rozpoznawalny w kręgach celebrytów, ale o tym za chwilę. Teraz wypada napisać: dlaczego na Weszło w ogóle piszemy o tym gościu? Odpowiedź jest prosta: bo facet biega, i to cholernie szybko.
Dla większości amatorów złamanie trzech godzin w maratonie jest wielkim marzeniem. Realizują je nieliczni, taka prawda. Na świecie żyje też garstka nieprofesjonalnych zawodników, potrafiących złamać 2 godziny i 30 minut. Jednym z nich jest np. Bartek Olszewski, znany też jako Warszawski Biegacz. Jego rekord życiowy jest fenomenalny, wynosi 2:25:16. Nieźle, ale na Pearlmanie nie robi to wielkiego wrażenia – Oz przebiegł kiedyś 42 km i 195 m w… 2:23:52. Poza tym ma na swoim koncie m.in. cztery wygrane maratony w New Yersey. OK, nie są to zawody, które mogą równać się prestiżem z tymi w Bostonie czy Londynie, ale mimo wszystko ten wynik robi wrażenie. W końcu osiągnął go ktoś, kto nie utrzymuje się z biegania.
Jak wspomnieliśmy – Pearlman teraz żyje z mentalizmu, ale kiedyś było to tylko hobby. Zarabiał inaczej, mianowicie na Wall Street. Oz, który skończył inżynierię elektryczną na uniwersytecie w Michigan, pracował w Merrill Lynch. Wiąże się z tym zresztą ciekawa historia: kiedy przełożeni mentalisty zrobili przyjęcie dla ówczesnego prezesa banku Jamesa Gormana, poprosili Pearlmana o uatrakcyjnienie imprezy magicznym pokazem. Na oczach Australijczyka Oz zamienił banknoty jednodolarowe w setki. Zszokowany jego sprawnością Gorman krzyknął “powinieneś u nas pracować, masz dar do mnożenia pieniędzy!”. Amerykanin spokojnie odpowiedział, że już jest zatrudniony w Merril Lynch. Szefowie zaczęli się śmiać, myśleli, że żartuje. Kiedy Oz odpowiedział, że naprawdę pracuje w ich banku, miny im zrzedły.
Niedługo po tym wystąpieniu Pearlman uznał, że życie w korporacji nie jest dla niego. Stwierdził, że postawi wszystko na mentalizm, a jeśli mu nie wyjdzie, to wtedy najwyżej wróci do świata biznesu. Oczywiście nie musi tego robić, bo obecnie jest sławny, ale zanim do tego doszło, Oz latami ciężko pracował, by wyrobić w sobie tak wspaniałe umiejętności, jak te pokazane w Mam Talent.
– Magią zachwyciłem się jako młody chłopak, podczas rejsu na Bermudy, który był prezentem na bar micwę od moich rodziców – wspomina Pearlman. Płynący na statku magik mianował go wówczas swoim asystentem, a następnie poprosił Oza, aby wziął do ręki piłeczkę i zacisnął dłoń. Kiedy ją otworzył, miał już dwie piłeczki, które po kolejnym zaciśnięciu dłoni… zniknęły. Na nastolatku zrobiło to niesamowite wrażenie, już kilka dni potem studiował wszystkie książki dotyczące magii w lokalnej bibliotece. Jakiś czas później dostał swoją pierwszą pracę w branży: został showmanem, który miał intrygować swoimi sztuczkami gości we… włoskiej restauracji. Oz jeździł też po dzielni z niejakim Brucem Wrightem, który dostarczał na imprezy urodzinowe dzieciaków fajerwerki, baloniki i tego typu sprzęt.
– Jego triki robiły na gościach niesamowite wrażenie. I nie mówię tu tylko o małolatach, a także o dorosłych – wspomina były szef Pearlmana, który jako 20-latek nagrał na prośbę portalu penguinmagic.com kilka filmików prezentujących jego możliwości. Popisy Oza można było kupić na DVD za niespełna 30 dolarów. Ludzie od razu go polubili – płyta znalazła się w trójce najczęściej kupowanych produktów strony, zebrała też najwyższą średnią ocen od internautów. To wszystko nie pozwalało jednak utrzymać się Amerykaninowi z magii, stąd decyzja o pracy na Wall Street. Po tym jak z niej w końcu odszedł, zaczęło mu się układać coraz lepiej. Wieść o zdolnym mentaliście roznosiła się po USA piorunem. Pearlman doszedł do takiego poziomu, że dawał nawet prywatny show na przyjęciach Billa Clintona i baseballistów New York Yankees! To było jeszcze przed Mam Talent, czyli programem, który ugruntował jego pozycję. Teraz Oz stał się celebrytą, regularnie pokazującym swoje niesamowite umiejętności np. w telewizjach śniadaniowych.
Oczywiście – Pearlman nie zaniedbuje biegania, które uważa za swoją drugą największą pasję. Narodziła się w 2004, kiedy to jego siostra pobiegła w Maratonie Nowojorskim. – Towarzyszyłem jej przez kilkanaście kilometrów. Po wszystkim uznałem, że sam też chcę pobiec na tym dystansie. Miesiąc później wystartowałem w Filadelfii – wspomina Oz. W swoim premierowym występie osiągnął bardzo przyzwoity czas – 3:22:02. Mimo tego wyniku, Amerykanin nie był z siebie zadowolony. Pod koniec biegu kompletnie go zatkało, ostatnie kilkaset metrów szedł. Po wszystkim stwierdził, że jako perfekcjonista musi wziąć się za sport profesjonalnie. Zaczął się więc zdrowo odżywiać, korzystał z elektrostymulacji mięśni, nauczył się odpowiedniego rozciągania, przeczytał wiele motywujących sportowych książek. W efekcie błysnął nie tylko w New Yersey, o czym już pisaliśmy, ale też w innych biegach – Pearlman brał też udział m.in. w wykańczających ultrastartach, takich jak Badwater (217 km) czy Spartathlon (246).
– Bieganie pomaga mi w wymyślaniu nowych trików. Zawsze trenuję bez muzyki, wolę się skupiać na własnych pomysłach. Czasem muszę też wyglądać podczas treningów jak idiota, bo sam przed sobą odgrywam jakieś pantomimy albo gadam do siebie. Cóż, pewnie jestem trochę szalony, ale przecież tacy ludzie popychają świat do przodu – puentuje Pearlman i w sumie ciężko się z nim nie zgodzić…
KG