Podobno Polak potrafi. Tak, z pewnością umiemy wychodzić z opresji. Szkoda tylko, że najpierw do nich dopuszczamy. Sportowcy gwałtownie zbijając wagę nie raz znajdują się na granicy życia i śmierci. Jeden z najlepszych sędziów sportów walki John McCarthy mówi wprost: „Drastyczne zrzucanie wagi jest dziś większym problemem w MMA niż doping”.
– Najtrudniejszą walkę stoczyłem wcale nie w ringu, ale przed zawodami. Z wagą – to zdanie mógłby wypowiedzieć każdy sportowiec rywalizujący w dyscyplinie ograniczonej kategoriami wagowymi. Wypowiedział je Michał Syrowatka, sprawca największej sensacji minionego weekendu w boksie. Polak zastopował w Anglii niepokonanego reprezentanta gospodarzy Robbiego Daviesa Jnr’a i sięgnął po interkontynentalny pas WBA wagi super lekkiej. Przytoczone zdania wyszło z jego ust u schyłku kariery amatorskiej. Właśnie zdobył kolejny tytuł mistrza Polski. W naszym kraju nie miał konkurencji, walczył dosłownie z amatorami. – Przychodziłem na salę trzy razy w tygodniu, robiłem pojedyncze zajęcia, a przez resztę dni siedziałem w domu i piłem piwo. Tak wyglądało moje życie – opowiada brutalnie.
Młodych pięściarzy w Polsce nie uczy się racjonalnego odżywiania. – Nie mieliśmy o tym pojęcia – mówi były mistrz świata Krzysztof Głowacki. – Na kadrze robiliśmy sobie ze „Szpilą” kilkucentymetrowe kanapki. Dwie kromki chleba, z trzynaście plastrów sera i szynki. Po kolacji zamawialiśmy do pokoju mega pizzę, do tego zawsze dochodziło jakieś piwo. Cały czas jadłem np. hamburgery. To, na co miałem akurat ochotę. Schabowe przed walką? Proszę bardzo. Oczywiście smażone na oleju, sam tłuszcz. Ważyłem 106 kilo. Byłem niski i gruby. Miałem napuchnięte poliki, a głowę tak wielką, że kask ledwo mi na nią wchodził. I to ten największy! Na międzynarodowych turniejach wszyscy byli o pół głowy ode mnie wyżsi. Śmiali się, że pomyliłem wagi.
Patryk Szymański przy wzroście 180 centymetrów, podczas walk waży mniej niż 70 kilogramów. W czasach amatorskich pięściarz z Konina występował w limicie 64. – W Koninie miałem dietetyka, zapewnione specjalne jedzenie. Przyjeżdżam na obóz kadry do Ostrołęki, a tam na kolację… smażona kiełbasa z cebulą. Powiedzieliśmy trenerowi, że w takim razie zjemy na mieście.
Polscy przedstawiciele sportów walki nie mają wpojonego nawyku zdrowego odżywiania. Większość mobilizuje się jedynie na kilka tygodni przed walką. Wystarczy spojrzeć na to, w jakim stanie z wakacji wrócił Łukasz Jurkowski. Jeszcze 27 maja zmieścił się w limicie kategorii półciężkiej (w MMA to 93 kg), a zaledwie półtora miesiąca później waży 103 kg. Czyli… wraca do stanu sprzed przygotowań do starcia z Sokoudjou.
Wówczas ostatnie trzy kilogramy zrzucał w dzień ważenia. Na 20 minut wszedł do gorącej wanny, by potem owinąć się kołdrą. Trudno wyobrazić sobie, jakie męki w tym czasie przeżywał jego rywal. Kameruńczyk musiał pozbyć się – trzymajcie się mocno – dziesięciu kilogramów. Niespełna 10% masy ciała w 24 godziny! Dwa lata wcześniej 8 kg w 20 minut udało się zrzucić Arturowi Sowińskiemu.
Fenomen numeru z wanną wyjaśnił w programie „Puncher” Jakub Mauricz, dietetyk opiekujący się w przeszłości m.in. Joanną Jędrzejczyk.
– To prosta operacja, która polega na kontroli gradientu stężeń. Najprościej wyjaśnić to na podstawie ziemniaka bogatego w potas wrzuconego do garnka z gorącą wodą, który oddaje potas do roztworu. Zawodnicy są czymś na wzór ziemniaka i oddają swoją wodę oraz elektrolity do wanny, która zawiera zdecydowanie więcej substancji rozpuszczonych.
– W „The Ultimate Fighter” rywalizowaliśmy w wadze lekkiej. Byłem jednym z niższych zawodników, ale było mi na rękę, że nie musiałem za dużo zrzucać – wspomina niedawny mistrz KSW Marcin Wrzosek. – Był tam też taki gość z Hiszpanii. Chłopak ważył na co dzień ponad 80 kg. Jak on się męczył, katował, żeby zbić tę wagę. Odwadniał się, mdlał. Przez cały pobyt pił wodę destylowaną. To bardzo niezdrowe, wypłukujesz wszystkie minerały. Łazienka, w której robił wagę wyglądała jak miejsce zbrodni. Wszystkie odpływy, okna były obklejone taśmą. Żeby nie dochodziło żadne powietrze, żeby było jak najgoręcej. On tam siedział z zatyczkami do uszu. Miał powyginane kończyny, skurcze. Nigdy wcześniej nie widziałem takich scen…
Hiszpan przegrał pierwszy pojedynek i szybko odpadł z programu. – Dziękował za to Bogu. Powiedział, że więcej by czegoś takiego nie przeszedł. Nie przeżył.
Ekstremalnie duża i gwałtowna utrata kilogramów to faktycznie balansowanie na linie. Niektórzy zawodnicy nie mieli tyle szczęścia, co przyjaciel Wrzoska.
Choćby „Feijao” Souza, który końcowe pięć kilogramów postanowił zgubić w saunie. Albo zupełnie odwodniony 21-letni Yang Jian Bing. Chińczyk zmarł na rabdomiolizę. To choroba wywołana masywnym rozpadem tkanki mięśniowej poprzecznie prążkowanej.
– Dla zawodnika MMA podejście do wdrażania diety redukcyjnej powinno być procesem długofalowym, odpowiednio ewoluującym w toku przygotowań do walki. Należy odpowiednio wcześniej podać ciału dany bodziec, sygnalizując w ten sposób nasze przyszłe zamiary – radzi Mauricz.
Niestety, w rzeczywistości wygląda to tak, że nawet najbardziej znani sportowcy wprowadzają do jadłospisu dietę jedynie na 6-8 tygodni przed dniem walki. Oczywiście, jak w każdej branży, zdarzają się wyjątki.
Maciej Sulęcki kilka tygodni przed pojedynkiem z Grzegorzem Proksą ważył 86 kilogramów. Dzisiaj wnosi na wagę około 17 kg mniej. – Rzadko mam okresy poza sezonem, odżywiać zdrowo staram się zawsze. W życiu liczą się szczegóły. To one składają się na zwycięstwo – tłumaczy „Striczu”. Dzisiaj jest pod opieką dietetyczną Jacka Feldmana i 90% jego czasu wypełnia boks. Kiedy nie zarabiał za walki tak dobrych pieniędzy, jak dzisiaj, potrafił zaciągać na siebie kredyty. Po to, by stać było go na lepsze jedzenie i potrzebne odżywki.
Standard, choć niepożądany, jest jednak inny. – Nagminne jest wyraźne skracanie całego planu przygotowawczego. Skutkiem tego, plany żywieniowo-suplementacyjne zawodników są drastyczne i narażają ich nie tylko na niekorzystne samopoczucie w ostatnich tygodniach, ale również zagrażają zdrowiu metabolicznemu – uważa Mauricz. – Można by powiedzieć: co nagle, to po diable. Rozwiązania drastyczne działają szybko, jednak efekt końcowy często jest daleki od satysfakcjonującego.
Po prostu wycieńczony redukcją zawodnik nie jest sobą. I w ringu, i w życiu.
– Mamed najbardziej miał mnie dosyć zaraz po zbijaniu wagi – relacjonuje Sylwester Latkowski, reżyser filmu o Mamedzie Khalidovie. – Był cieniem człowieka, a tu przychodzi wypoczęty, najedzony Latkowski i pyta się, o co chodzi, co jest nie tak.
Patryk Rogóż jest najmłodszym zawodnikiem w krótkiej polskiej historii zawodowego MMA. Profesjonalne walki zaczął toczyć już jako 15-latek. Przez pierwsze trzy lata występów był niepokonany. I tak aż do walki z Jackiem Kreftem na FEN.
– Czułem presję przed tym pojedynkiem. Duża organizacja, 17-latek w karcie głównej. Do tego ogromne problemy z wagą. Trzymałem się diety ustalonej przez lekarza, a te kilogramy wcale nie chciały lecieć. Byłem przerażony. Tydzień przed galą ważyłem 77 kg. Przy wzroście 184 już byłem wysuszony, a tu do zbicia zostało jeszcze siedem. Przy wadze 71 zemdlałem. Tuż przed ważeniem zabrano mnie do szpitala. Tam mnie nawodnili, ale wiesz jak czuje się człowiek po czymś takim? W ogóle się nie czuje.
W szpitalu na dobę przed walką z Joanną Jędrzejczyk znalazła się Valerie Letourneau. Kanadyjka nie była w stanie pić, jeść i mówić. Gdy udzielała wywiadu, nagle zaczęła się trząść. – Usiadłam później jakoś na krześle i zaraz potem nie mogłam się ruszyć. Było mi bardzo zimno, zimno w środku – przypomina sobie dramatyczne chwile. – Czułam jak moje kości się o siebie obijały. Musieli podać mi kroplówkę.
Kobiety muszą zmagać się z potężnymi zmianami hormonalnymi, dlatego im znacznie trudniej pozbyć się nadwagi.
– Weźmy PMS. Sprawia, że w organizmie zatrzymuje się woda, brzuch jest wzdęty. Sprawdzasz, ile brakuje ci do limitu i jesteś w szoku. Z PMS jednego dnia możesz nabrać nawet 5 kilogramów – nazywa rzeczy po imieniu mistrzyni świata w boksie Ewa Brodnicka. „Kleo” walcząc w 2015 roku z Elfi Philips zmagała się z zespołem napięcia przedmiesiączkowego. W ringu nie była sobą, zmęczona często ratowała się klinczem.
Okej, kobieta nabiera pięciu nieplanowanych kilogramów. Nagle brakuje jej dziesięciu do zakładanego limitu. I tak od walki, do walki. Próbując się ich pozbyć, łatwo o przetrenowanie. – A to z kolei może skutkować nieregularną miesiączką – precyzuje Brodnicka. Boryka się z nią 31-48% kobiet wyczynowo uprawiających sport. – Wypłukujesz minerały z organizmu i następują zaburzenia hormonalne. Dlatego tak ważna jest suplementacja wapnia, witamin z grupy B, żelaza i cynku. Dieta, bo jedzenie to paliwo. Szybka utrata wagi powoduje anemię. Miałam ją w boksie amatorskim, gdy w miesiąc zrzuciłam 6 kilogramów. Byłam strasznie odwodniona. Teraz takie rzeczy nie wchodzą w grę. Dobrze się odżywiam, po treningu wypoczywam.
Ciężkiej anemii nabawił się pięściarz Tomasz Gargula. Powód? Przebywając w więzieniu postanowił przejść na wegetarianizm. Jeżeli sportowiec decyduje się na taki krok, powinien przede wszystkim skonsultować się ze specjalistą. Nie wystarczy rozmowa z wujkiem dobra rada z sąsiedniej pryczy.
Ale wracając do Rogóża. Chłopak przegrał z Kreftem, i to zapoczątkowało jego serię porażek. W głowie pojawiła się blokada, udał się do psychologa sportowego.
– Bez jedzenia jesteśmy w stanie długo wytrzymać, natomiast bez wody niekoniecznie – opowiada o problemie doktor neurologii Aleksandra Karbowniczek. – Nawodnienie jest ważne w kontekście krążenia krwi. Dlatego generalnie wszystkie tkanki powinny być nawodnione i także mózg potrzebuje wody. Gdy mu jej zabraknie, zwiększa się ryzyko urazu.
Rogóż pozbył się 7 kilogramów w 7 dni. 6 kilo w 6 dni zgubić musiał Rafał Jackiewicz przed walką z Danem Ionem. W niektórych miejscach na Ziemi ważenie zawodników odbywa się w dzień gali. W takich przypadkach dietetycy kategorycznie zakazują stosowania procesu odwodnienia.
„Wojownik” niemniej nie miał wyboru. O walce z kanadyjskim prospektem dowiedział się tydzień przed galą. Oczywiście był wtedy w Polsce.
Po ważeniu kilka razy był bliski omdlenia, czekał na swoją kolej w szatni dobre sześć godzin. – Miałem wejść do ringu o 19.50, wszedłem tuż przed północą – rozgrzewałem się chyba z dziesięć razy – wraca pamięcią. – Organizatorzy pilnowali, abym w międzyczasie niczego nie jadł. Żadnego owocu, nawet energetyka.
Jackiewicz nie obraża się, gdy ktoś – biorąc pod uwagę dzisiejszy etap jego kariery – nazywa go pięściarzem na telefon. Tzw. journeymani muszą liczyć się z różnymi niedogodnościami po przyjeździe do kraju, w którym – co do zasady – mają dostać wpierdol.
– Pamiętam, jak przyleciałem do Stanów. Wpieprzałem tam naprawdę dużo, ale ilekroć ważyłem się w gymie, było idealnie – opowiada Przemysław Opalach. – Wreszcie wyszło na jaw, że podmieniali mi wagę. Chwilę przed oficjalnym ważeniem, ktoś rozsądny poradził: „Stań na kontrolną, zobacz czy wszystko jest ok”. Staję i… „Ja pierniczę, 5 kilo za dużo!”. No to co? Palec w gardło, wyrzygać wszystko, odlać się, wypocić. No i zmieściłem się w limicie. Już w drugiej rundzie czułem jednak, że jestem osłabiony.
U kulturystów poziom tkanki tłuszczowej w czasie zawodów w skrajnych przypadkach wynosi 3-4%. Kilka dni przed konkursem spożywają około dwustu kalorii, to równowartość pięćdziesięciu gram ryżu. Do tego katorżniczy trening siłowy, plus dwie godziny „aerobu”. Co, jeśli nadal nie ma założonego limitu? Nie pomaga sauna, specjalny żel, zabawa z sodą, potasem, ani środki diuretyczne? Kulturyści siedzą w samochodzie w kurtce puchowej z odkręconym na maxa ciepłym powietrzem albo… plują. Tak, żują gumę i plują. Człowiek jest w stanie wypluć około kilogram śliny.
Efekt bywa kuriozalny. Osoby nieprzychylne sportom sylwetkowym chętnie przywołują, że na którychś zawodach kulturystycznych w parach stukilogramowy kulturysta nie mógł podnieść o połowę lżejszej partnerki.
Drastyczne obniżenie masy ciała sprawia, że w kulminacyjnym momencie mamy do czynienia z wrakami ludzi. Po prestiżowej konfrontacji z „Canelo” Alvarezem, oskarżany o pasywność między linami Julio Chaves Jr. wściekał się na dziennikarzy, grzmiąc, że zwyczajnie nie miał siły zadawać ciosów. Wcześniej musiał się pozbyć 20 kilogramów. Polski nieoficjalny rekord należy do Mateusza Rzadkosza, który przed walką z Pawłem Rumińskim zrzucił o trzy kilogramy więcej niż Meksykanin.
– Najczęstszym pomysłem na redukowanie wagi (…) jest zastosowanie diety hipokalorycznej. Niestety, niekiedy nawet o całkowitej wartości energetycznej 1000–1200 kcal – pisze na łamach „Body Challenge” cytowany wcześniej Mauricz. – To powoduje nie tylko olbrzymi spadek wydolności fizycznej, ale również wpływa ujemnie na sprawność psychiczną, rozdrażnienie, problemy ze snem. Może także wywoływać stany depresyjne. Wyżej wymieniony przedział energii to udział podstawowej przemiany materii dla szczupłej kobiety o wadze ok. 50 kg. Nawet zawodnicy bijący się w niższych kategoriach wagowych, takich jak 60 czy 66 kg, będą mieli nie lada kłopoty z funkcjonowaniem na puli kalorycznej stanowiącej ekwiwalent 200 g zbóż mierzonych na sucho, 500 g piersi kurczaka, łyżki oleju i dodatku bukietu warzyw – bo tak przedstawia się dieta o wartości energetycznej ok. 1400–1500 kcal, a więc o 300–500 kcal więcej niż założyliśmy.
Krańcowo ujemny bilans kaloryczny sprawia, że jesteśmy bardziej podatni na choroby oraz kontuzje.
Bartłomiejowi Grafce urazy są niestraszne. Zawodnik grupy Silesia Boxing potrafi bić się nawet dwa razy w tygodniu. Mimo niekorzystnego rekordu, sprawił zresztą w swoim życiu parę niespodzianek.
– Pamiętam, jak do mojego promotora odezwali się ludzie Ronny’ego Mittaga. To był początek tygodnia, a nasza walka miała odbyć się już w piątek. Chodziło w dodatku o pojedynek w kategorii średniej. Przyzwyczajony do rywalizacji w superśredniej i półciężkiej, ważyłem 79 kilo. Organizatorzy ustalili limit dwóch kilogramów tolerancji, ale i tak zostało mi do zrzucenia pięć. Pięć kilogramów w pięć dni, kilogram na dzień. „Biorę” – zdecydowałem. „Nigdy nie boksowałem z zawodnikiem ze średniej. Zobaczymy, jak to jest”.
Taktyka „zobaczymy, jak to jest” może być zgubna, szczególnie, gdy po okresie mieszkania w saunie, niedobór pożywienia uzupełnia się kawą i hamburgerami (przypadek zostawianych na pastwę losu obwoźnych pięściarzy) albo słodyczami.
Na tę druga opcję, przed walką o mistrzostwo Europy (!), zdecydował się przywoływany Jackiewicz. – To był dramat. Robiłem dwanaście kilogramów do walki, by przytyć pięć zaraz po ważeniu. To było złe pięć kilo. Zapchałem się kiślami, budyniami, batonikami, ciastkami, lodami. Wszystkim na raz. Byłem strasznie ociężały w ringu, nie mogłem się ruszać i prawie przegrałem. Gdybym to ja był pretendentem i gala nie odbywała się w Polsce, pewnie tak by się stało.
Zawodnicy sportów walki stukając się rękawicami potrafią być o kilkanaście kilogramów ciężsi niż w dniu ważenia. Takie wahania powodują skutki uboczne, pojawiające się zazwyczaj po zakończeniu sportowych karier.
Eksperci słysząc o obżarstwie Jackiewicza z pewnością złapaliby się za głowę. Dietetyk sportowy Michał Wrzosek po ważeniu proponuje następujące rozwiązanie. Najpierw przyjmujemy produkty płynne – np. pijemy węglowodanowy napój sportowy, później półpłynne (koktajl na bazie zblendowanych bananów) i wreszcie formę stałą (węglowodan skrobiowy typu ryż w połączeniu z syropem klonowym).
Od kilku lat bardzo popularne jest stosowanie kroplówek. – Mogą być w nich różne antyoksydanty, elektrolity. Środki przyspieszające nawodnienie organizmu – wylicza trener personalny Akop Szostak w MMA Rocks. Ale uwaga, niektóre federacje traktują kroplówki jako doping.
Przyjmowanie niedozwolonych środków to kusząca droga dla osób żyłujących wagę. W styczniu wyszło na jaw, że pod wpływem środków dopingowych na gali we Wrocławiu znajdowali się Michał Cieślak i Nikodem Jeżewski.
– Miałem problemy z wagą. Schodziłem, dobijałem ją… – spowiadał się w później Cieślak. Zawodnik Tomasza Babilońskiego przyznał się w Polsacie do zażycia oxandrololnu i mesterolonu. – Dwa tygodnie przed walką ktoś mi podpowiedział, że to może mi pomóc, będzie mi lżej i nie będę się męczył.
Polski Wydział Boksu Zawodowego ukarał Cieślaka zawieszeniem licencji bokserskiej. Po długich miesiącach nieobecności, pięściarz wróci na ring we wrześniu. W nowej, wyższej kategorii wagowej.
I to może być najwłaściwsza droga dla sportowców, którzy nie są w stanie trzymać ścisłej diety przez okrągły rok.
Kłopoty ze zbijaniem wagi przekonały do zmiany dywizji Andrzeja Fonfarę (zaczynał od średniej, niedługo junior ciężka), Przemysława Saletę (przez ostatni rok boksowania w cruiser jadł raz dziennie) i Izu Ugonoha. Wyniszczająca organizm redukcja potrafi skłonić nawet do zakończenia karier. Tak było w przypadku Grzegorza Proksy oraz Tomasza Hutkowskiego.
Po dotkliwej porażce z Adamem Kownackim dużo mówi się o ewentualnym powrocie do kategorii junior ciężkiej Artura Szpilki. Na dziś „Szpila” waży 102-103 kilogramy. Czy przy tak dobrej budowie ciała byłby w stanie odchudzić się aż o 13 kilo? Możliwe, ale to nie kwestia miesięcy, a przynajmniej roku solidnej pracy z Karolem Da Costą (panowie współpracują).
Procesów zachodzących w naszym organizmie nie warto przyspieszać na chama. Przekonaliście się, czym to może grozić.
HUBERT KĘSKA