Reklama

Neymar czy Bonin? Bonin!

redakcja

Autor:redakcja

07 lipca 2017, 00:01 • 20 min czytania 6 komentarzy

Bom dia! Serdeczne pozdrowienia z plaży w Santosie, gdzie wraz z Karolem i Kapelą Weselną oczekujemy na rozpoczęcie światowej edycji Neymar Jr’s Five. O czym mowa? Zajawkowicze z całej Polski mierzyli się wiosną w dziesięciu miastach w turnieju pod patronatem gwiazdy Barcelony i wraz ze zwycięzcami zostaliśmy zaproszeni na światową edycję turnieju do Brazylii. Czy Kapela Weselna da radę przebić ekipę z Bródna, która w ubiegłorocznym finale poległa na 1/8? Ciężko stwierdzić, bo przeciwnicy to wielka niewiadoma, natomiast polska ekipa wydaje się być całkiem mocna. Jest w niej choćby dwóch piłkarzy z ekstraklasy futsalu, jest Damian Buras z przeszłością w Wiśle Kraków, jest też Łukasz Stupka, który pełni głównie rolę kapitana-organizatora, a na co dzień zajmuje się zawodowo skautingiem (ostatnio w Górniku Łęczna). O występie polskiej drużyny jeszcze napiszemy, a tymczasem łapcie rozmowę z ostatnim z wymienionych członków Kapeli Weselnej. Czego nauczył się podczas pracy w Wolverhampton i Crystal Palace? Jak wyglądała współpraca w Górniku Łęczna ze Smudą i czy polegała ona na ocenianiu, kto i jak wchodzi po schodach? Czy wrzucanie na Facebooka zdjęcia palonych kotów może pozbawić kontraktu? Obadajcie tę ciekawą rozmowę z Łukaszem Stupką o skautingu, a już jutro o 17:00 polskiego czasu będziecie mogli obejrzeć na żywo półfinał i finał Neymar Jr’s Five. Z udziałem Polaków? Oby. Transmisja będzie dostępna tutaj. Widzimy się!

Neymar czy Bonin? Bonin!

***

– Wszystko zaczęło się od listu do Bogusława Cupiała. Napisałem ich łącznie trzy. Od dziecka upatrzyłem sobie Wisłę Kraków, chociaż w rodzinie nie było wielkich tradycji kibicowskich. Dziadek chodził na Wisłę, Cracovię i Garbarnię, ojciec był tym pierwszym tylko za Wisłą, natomiast ja już wyrosłem na prawdziwego wiślaka. Dostałem zakaz od rodziców na trenowanie piłki, więc nawet nie startowałem jak zawodnik. W wieku 16 lat, gdy tylko można już było, zacząłem robić kursy trenerskie. Wtedy napisałem pierwszy list do pana Cupiała z informacją, że jest taka osoba jak ja, która kiedyś zostanie trenerem Wisły i wprowadzi ją do Ligi Mistrzów.

Dostałeś odpowiedź?

Coś ty. Nie wiem czy w ogóle przeczytał. Myślę, że listów z różnymi prośbami ma pewnie miliardy, dlatego ja na wstępie napisałem, że nie chodzi mi o żadne pieniądze. Następny list był już za czasów Maaskanta. Napisałem trochę o sobie, odniosłem się do pierwszego listu i dodałem, że studiuję w Anglii, gdzie też zajmuję się trenowaniem drużyny kobiet przy akademii Southampton w klubie filialnym, dokształciłem się trenersko i zaczynam staż jako skaut. Chciałem wyjść na gościa, który kilka lat temu coś napisał i wciąż jest zajawiony pracą dla Wisły Kraków a do tego coś w tym kierunku robi. Już wtedy jeździłem na różne konferencje, miałem możliwość rozmawiania z przeróżnymi trenerami. Przy Euro 2012 gabinet stomatologiczny moich rodziców był oficjalnym partnerem turnieju. Rodzice mieli na fotelu Affelaya, Scotta Parkera, ale też Roya Hodgsona. Ten kontakt sprawił, że w Anglii miałem wejście na wszystkie konferencje, byłem przedstawiany wielu osobom. Trzeci list wysłałem jak już kończyłem studia w Anglii. Napisałem po skończeniu w Anglii licencjatu, że jeszcze zdobędę magistra, ale gdyby prezes był zainteresowany – jestem. Zresztą cały czas pojawiałem się wtedy na Wiśle, bo pisałem pracę o motywacji i przyczynach migracji zawodników zagranicznych do Polski na przykładzie Wisły, więc ludzie lekko już mnie znali. Ale do pana Cupiała dotrzeć się nie udało. Może za mało się starałem?

Reklama

Fotel w gabinecie dentystycznym twoich rodziców otworzył ci wiele furtek. Leczył się na nim też były prezes Wisły, który zaprosił cię na przyuczenie do Henryka Kasperczaka.

Tata powiedział panu Tadeuszowi Czerwińskiemu o mojej fascynacji piłką nożną. Akurat zacząłem wtedy robić kursy trenerskie. Pan Czerwiński zaciekawił się:

– No to co to za problem, zadzwonię do Henriego i Łukasz przyjdzie, pogada, może czegoś się nauczy.

No i poszedłem. Wziąłem ze sobą zeszyt wypchany swoimi notatkami. Pierwszy trening Wisły trwał godzinę dwadzieścia, a ja i tak dałem radę zrobić notatki na 20 stron. Pisałem takie rzeczy, że Małecki przebiegł 3,5 kółka, a inny piłkarz na rozgrzewkę o pół okrążenia więcej niż reszta. Stałem ze stoperem i liczyłem, kto biegnie w jakim tempie. Uważałem, że to szalenie ważne. Z samej rozgrzewki prawie napisałem epopeję narodową, a to była normalna rozgrzewka – bieganie wokół boiska i trochę dziadka. I tak zacząłem przychodzić na treningi Wisły i wypytywać Kasperczaka.

Tak po prostu ci pozwolił obserwować codzienne życie drużyny?

Tak. Po pierwszym treningu usłyszałem, że mogę przychodzić codziennie. Trwało to jakieś dwa miesiące. Zabrakło mnie przez ten czas tylko raz – gdy miałem stłuczkę w drodze na trening. Dla mnie to była ogromna nobilitacja, bo dla mnie – jak dla każdego kibica Wisły – Kasperczak kojarzy się przede wszystkim z sukcesami. A on pozwolił siadać mi na ławce, piłkarze sami przychodzili się ze mną witać, zagadywali. Ja robiłem oczy: kim jest młody Stupka, a kim Kasperczak czy Głowacki? Pojechałem też z drużyną razem z tatą do Baku na mecz z Karabachem, jednak już wtedy obserwowałem drużynę pod kątem trenerskim, przygotowania do meczu, w ogóle nie żyłem tą otoczką kibicowską. Lecieliśmy z piłkarzami Wisły wraz z 26 innymi kibicami. Na stadionie przebywało tam ze dwa tysiące policjantów i wojsko, a od azerskich kibiców byliśmy oddzieleni tylko jednym rzędem policji. Przy 3:0 było pokojowo, ale przy 3:2 przestało się robić przyjemnie. Gdyby Wisła awansowała, na pewno bym musiał spieprzać przez murawę. Podpatrywanie Kasperczaka i zrobienie kursu trenerskiego było oznaką dla rodziców, że jako najstarsze dziecko nie muszę przejmować ich gabinetu, jak sobie to wymarzyli. Piłka też może mi przynieść pieniądze.

Reklama

Cel prowadzenia Wisły aktualny?

Chyba już nie, bo po drodze znacznie bardziej zajarałem się skautingiem, choć gdy ostatnio miałem przyjemność bycia trenerem mojej drużyny juniorskiej, Liszczanki Liszki, zapał wrócił. W końcu ktoś musi wprowadzić klub do Ligi Mistrzów. Trenowałem też w żeńskim klubie Southampton w Anglii, mam licencję UEFA B. Nigdy nie zrobiłem A, bo dostałem szansę bycia skautem Wolverhampton i się zaczęło. Zrobiłem kursy, analizy Prozone, oglądałem mecze godzinami ucząc się oceny piłkarzy, byłem na wielu kursach, także na kursie Tomka Pasiecznego, który jest polskim pionierem skautingu na skalę międzynarodową. W Wolves raportowałem między innymi Michała Żyro.

Czyli to ty stoisz za transferem.

I tak, i nie, bo trafił do klubu, gdy od dwóch lat już tam nie pracowałem. Była to dla mnie jakaś satysfakcja. Pamiętam, że zawsze w raportach pisałem, że Żyro nie jest skrzydłowym a napastnikiem. Odpalam debiut a tam gra jako dziewiątka i wali bramki. Fajne uczucie. Pomyślałem sobie, że chyba jednak mogę się na tym znać.

Co się znalazło w raportach Michała? Długo panowała o nim opinia, że jest o wiele mocniejszy fizycznie niż rówieśnicy. Podejrzewam, że w fizycznej Championship mogło to mieć znaczenie.

Fizyczność była istotnym aspektem. Miałem trochę wątpliwości co do tego, czy nie jest zbyt kontuzjogenny. Ciężko ocenić, bo ta jego kontuzja była akurat czystym kryminałem, sprawca powinien iść za to siedzieć. Zwracałem uwagę przede wszystkim na jego poruszanie się w strefie przed bramką. Potrafił zastawić piłkę, miał naturalne ruchy w strefie na silną dziewiątkę. Był szybki, ale na skrzydle musisz mieć różnorodny drybling. Jasne, są piłkarze typu młody Błaszczykowski, który miał przede wszystkim zwód na obiegnięcie rywala i to wystarczało. Jean Paulista też tylko bazował na tym gazie. Dostawałem jednak feedback od Wolves, że cenią to, co w nim widzę i mam sprawdzać Żyrę właśnie pod tym kątem. Miałem na liście też kilku innych piłkarzy, ale żaden z nich nie trafił do Anglii. Szkoda, że ta przygoda w Wolverhampton trwała tak krótko. Doszło do zmian, odszedł szef, który mnie rekrutował. Świetna przygoda. Finalnie wysłali mnie do Brazylii na mistrzostwa świata. To była wartość sama w sobie.

Na co zwracasz uwagę przy skautingu?

W Wolves robiłem raport indywidualny – tylko Żyro, Żyro, Żyro czy inny piłkarz, jeśli akurat oglądałem innego. W Crystal Palace chcieli, bym oglądał szczegółowo jednego, ale z gry każdego innego piłkarza zdał choć minimalny raport. Crystal obserwowało przede wszystkim Kapustkę, mogę już to powiedzieć. Obserwowałem go indywidualnie i pisałem 2-3 zdania o pozostałych piłkarzach. Oceniałem ich w skali od A do E. A – pierwszy skład w Anglii. E – nie spełnia parametrów, czyli jest np. po 32 roku życia. A-D – przedział umiejętności. Jak łatwo się domyślić, nigdy nie dałem A, B miał Kapustka i chyba Linetty, była to ocena pod względem potencjału. Wysyłałem raport po raporcie i sugerowałem, na jakie mecze jechać w następnym tygodniu. Czasem dostawałem telefon z dnia na dzień, czy mogę pojawić się jednak w innym mieście, bo menedżer kogoś polecił albo jakiegoś meczu nie ma w telewizji i lepiej zobaczyć na żywo właśnie ten. Wiadomo, że mecz w TV a mecz na żywo to dwa inne mecze. Poruszanie między strefami, ruchy bez piłki – nie da się tego wyłapać w telewizji. Musiałbyś mieć nagranie z kamery, która nie chodzi za piłką.

Zwracasz uwagę na totalne detale jak np. to jak zawodnik wiąże buta czy to czy cieszy się razem z drużyną?

Kiedyś zawodnik, którego oceniałem bardzo dobrze po straconej bramce – a był to defensywny pomocnik, kapitan – zamiast podejść do piłki i krzyknąć, zmobilizować, zaczął opieprzać kogoś ze swojego zespołu. To przesądziło, że się nie nadawał. Innym razem jeden z piłkarzy nie miał szacunku do chłopców podających piłki. Grali u siebie, było 0:0, od pierwszej minuty miał do nich pretensje. Głowa, głowa, głowa. W Anglii często zwracali uwagę, by przeglądać social media. Pamiętam jak wszedłem na Facebooka jednego z dobrze zapowiadających się młodych piłkarzy i zobaczyłem, że… on lubi fotki, na których podpalane są małe kotki. Ciągle je udostępniał. Potem to wszystko wykasował, ale przez moment miał szansę na wyjazd do Anglii, lecz to go skreśliło. Spotkałem się z nim i zapytałem wprost:

– Serio lubisz takie fimiki?

– Każdy ma swoje hobby.

Wtedy stwierdziłem, że nie mam o czym z nim gadać. Gość mentalnie dno. Przepadł gdzieś w A-klasie, szkoda. Takie sytuacje najbardziej bola, gdy talent jest, a głowa nie dojeżdża. Wiele było absurdalnych sytuacji – dowiedziałem się, że jeden chłopak wysyłał do kumpli nagie zdjęcia każdej swojej dziewczyny. Widzisz od razu, że coś nie tak. Inny chłop grał za dużo na automatach, ale to akurat oczywiste, że to przeszkoda. A propos social mediów, siedziałem kilka lat temu na rozmowie w jednym z polskich klubów. Przede mną trzech ludzi z poważnymi nazwiskami w polskiej piłce. Wypytywali mnie, co wiem o skautingu. W pewnym momencie powiedziałem, że istotne jest przejrzenie Facebooków i generalnie wszystkich social mediów.

– A na chuj to sprawdzać? Jak ktoś jest mocny psychicznie to wszystko wytrzyma – usłyszałem.

Pomyślałem: serio? W końcu człowiek, który to powiedział, zablokował moją kandydaturę. Szkoda, bo dziś mógłbym być już zupełnie gdzie indziej.  Teraz to absolutna podstawa.

19074661_1952592211433127_1027553195_o (1)

Co ci wyszło z pracy licencjackiej? Pisałeś ją na uniwersytecie w Southampton na temat motywacji, jakie kierują obcokrajowcami przychodzącymi do Polski. Stawiam, że Ekstraklasa to dla nich dość wdzięczny kierunek do wypromowania się.

Rzeczywiście, ale głównym czynnikiem było wszystko to, jaki nasz wizerunek wykreowało Euro 2012. Pokazanie, że Polska nie jest zaściankiem. Mamy nowoczesne stadiony, spore zainteresowanie kibiców, kulturę piłkarską. Najczęstszą nacją ze względu na nadprodukcję piłkarzy stanowią Brazylijczycy, ale strasznie upodobali sobie nasz rynek Serbowie. Przykłady Svitlicy, Vukovicia czy Radovicia pokazywały, że jeśli idąc do Polski nie przebijesz się na zachód, możesz stać się kimś ważnym w lidze, w której lepiej zapłacą. No bo taki Svitlica jest trochę legijną legendą, nie?

Wyblakłą.

Trochę przez to, że zagrał te kilka meczów w Wiśle. Słowacy, Czesi i Litwini przyjeżdżają przez kwestie kulturowe i geograficzne. Ivica Iliev na przykład nigdy by nie przyjechał do Polski, gdyby nie fakt, że jego żona nie lubi latać samolotem. Z Polski mógł wrócić parę razy na 3-4 dni do Belgradu. Z innego, lepszego kierunku finansowo nie byłoby to takie łatwe. Gdy rozmawiasz z piłkarzami słyszysz pewnie czasami, że przed wyjazdem rozmawiali z tym czy z tamtym. To święta prawda. Dla Serbów Vuković czy Radović byli ambasadorami Polski. Marcelo z kolei po prostu chciał przyjechać do Europy. Cleber z kolei zapamiętał Kraków stąd, że Wisła przerywając z Victorią 3:0 dalej otrzymywała od kibiców doping. Menedżerowie lubią mówić piłkarzom: – Umieścimy cię w Polsce, potem po dwóch sezonach odejdziesz do Niemiec, bo Polska to przez nich najbardziej penetrowany rynek.

Z kolei  w rozmowie z osobą z Chelsea usłyszałem, że dla nich ważne jest to, czy obserwowany przez nich Polak pójdzie do Niemiec, bo to będzie oznaczało, że ma zaplanowaną karierę i jeśli tam sobie poradzi, będzie gotowy mentalnie na kolejny krok do przodu. Wszystko zaplanowane w detalach. Rozmowy z takimi osobami mnie nakręcają, chciałbym to wszystko zaadoptować do swojej pracy. Jest jeszcze wiele do poprawy w różnych klubowych strukturach i widać, ze w końcu kluby dają możliwość wejścia młodym wyedukowanym zagranicą i nie są tak oporne jak kiedyś. Musisz mieć jednak siłę przebicia i być gotowym na porażkę albo szyderę. Mam to, ale mam też umiejętność palenia mostów, bo przykładami mógłbym sypać teraz jak z rękawa, gdy warto było zaryzykować a ktoś wolał zostawić jednak stary model. Chodzi np. o Małopolski Związek Piłki Nożnej, ale szanuje prezesa Niemca, nie pociągnę dalej tematu.  Zresztą i tak moja przyszłość nie jest związana z Polską, więc nie będę udawał, że w kraju wszystko jest cacy. Wygrywają przede wszystkim układy a nie wiedza i merytoryka, a już koronny przykład to podpierdalanie innych dla własnych benefitów i korzyści. Szkoda gadać. Szacunek dla rodziców za wychowanie mnie na niesprzedajną chorągiewkę.

Jak wyglądały twoje studia? Miałeś okazję studiować kierunek stricte piłkarski.

Chciałem zostać tak w ogóle w Polsce, bo mając 18 lat sam jeszcze byłem niegotowy mentalnie na wyjazd zagraniczny, ale w Polsce nie ma czegoś takiego jak studia piłkarskie. Na AWF powstawał kierunek „Sport”, ale nie wypaliło. W liceum wiedziałem już, że jeśli mam być kimś w świecie piłkarskim, to muszę odbyć studia zagranicą. Wtedy tez postanowiłem sobie, że będę najlepiej wykształconą osobą w polskiej piłce, co mi się udało. Licencjat w Anglii, magister w Hiszpanii, międzynarodowa podyplomówka i wszystko z wyróżnieniem. Wielkie ego? Nie, po prostu znam swoja wartość. Pokaż mi kogoś z taka edukacją to cofnę swoje słowa. Natomiast z całym szacunkiem dla AWF czy innych naszych uczelni – studia w Polsce nie dają takich możliwości. No bo jaki jest wydźwięk AWF?

Fajnie, że skończyłeś tę uczelnię, możesz już iść prowadzić WF.

No dokładnie. Wiadomo, że tam są coraz lepsze kierunki typu fizjoterapia, dietetyka czy bardziej specjalistyczne takie jak np. przygotowanie fizyczne z doktorem Szyngierą. Powstaje zapotrzebowanie to i uczelnie wychodzą naprzeciwko studentom. Mój kierunek nazywał się Football Studies and Business. Brzmi abstrakcyjnie, ale były fajne moduły. Wprowadzenie do biznesu, marketingu, psychologii w sporcie, analizy meczowej, socjologia. To kosmos, bo co niby socjologia może ci dać, ale ta wielokierunkowość mi tylko pomogła do szerszej analizy problemów.

Wyobraziłem sobie, jakby coś takiego wyglądało w Polsce. Zabiliby cię historią sportu w XIX wieku.

Tak by to wyglądało. Mityczne dzieje polskich gladiatorów w 1974. Jasne, nie umniejszam, to czasy naszych rodziców i wspaniały sukces, ale rany boskie, musimy iść z trendami albo zostaniemy w odległych galaktykach. Patrz teraz jaki jest boom na piłkę nożną. Zapotrzebowanie biletów na Rumunię – pół miliona. Inwestuje się w struktury młodzieżowe i akademie. Idzie dobre, choć trudno sobie na razie wyobrazić, że będziemy mieli mocniejszą reprezentację niż teraz.  Moimi ulubionymi zajęciami były analiza piłkarska i psychologia. Mieliśmy fragmenty meczów, które musieliśmy analizować. Jednym z projektów końcowych był mecz Argentyna – Niemcy na mistrzostwach świata w 2010. Mieliśmy zrobić rozprawkę o wszystkich kontratakach Argentyny. 2,5 tysiąca słów, wybrane konkretne sytuacje meczowe, prezentacja.

Fajne.

Zajebiste! Ale jak abstrakcyjnie to brzmi. Rozprawka na temat kontrataków.

Jak wygląda praca ze Smudą? Siedzicie i oglądacie jak piłkarze wchodzą po schodach?

Dużo osób byłoby zdziwionych, naprawdę. Smuda ma wokół siebie mityczną otoczkę, a rzeczywistość jest inna. Większość anegdot z nim związanych jest prawdziwa, ale jeśli chodzi o rozmowę i funkcjonowanie trener na co dzień nie wygląda tak, jak wszyscy sobie wyobrażają. Pamiętam jak zaczęła się nasza współpraca. Powiedział mi, że jego zdaniem Euro 2012 nie było porażką. Niewiele myśląc zapytałem:

– Panie trenerze, mogę być szczery?

– Tak.

– Niech pan nigdy nie mówi przy mnie, że Euro 2012 było sukcesem.

Dopiero gdy wypowiedziałem te słowa, zrozumiałem, co powiedziałem. Brawo, Łukasz, koniec współpracy, mogłeś się choć raz powstrzymać. A Smuda tylko popatrzył na mnie:

– Powiem ci jedno. Masz jaja.

I już nigdy do tej rozmowy nie wróciliśmy. Jakoś się ze Smudą zgraliśmy. Pomagałem mu znaleźć  pracę, zajmowałem się innymi mniejszymi rzeczami, wiele rozmawialiśmy, był dla mnie mentorem. W Górniku naszym zadaniem było przekonanie go do transferów. Przekonywałem np., dlaczego Matei  czy Atoche jest dobry i warto go wziąć.

19748519_1566952186711449_7617155213631754700_n

Skauting i Górnik Łęczna – wiesz, jak brzmi to połączenie.

Wiem, brzmi absurdalnie. Skauting w Łęcznej? O czym ty chłopie do mnie mówisz. W każdym razie byłem odpowiedzialny za to, by zaproponować jak najwięcej piłkarzy, którzy podnieśliby poziom drużyny. Przygotowałem całą listę: piłkarze z pierwszej ligi, drugiej, trzeciej, czwartej, zagraniczni. Przeprowadziliśmy trzy transfery – Matei, Atoche i Ackovski. Ten ostatni przyszedł pod kątem rywalizacji z Leandro, ale nie zagrał praktycznie nic. W zasadzie Leandro miał dobrą drugą rundę i jak możesz kogoś zmienić, kto jest w formie? Ciężko go ocenić, ale to był transfer praktycznie bezkosztowy. Atoche i Matei przyszli za nic. Na sto procent pójdą do mocniejszych klubów, zresztą Matei już poszedł. Nikt mi nie powie, że nasz dział skautingu od momentu gdy w nim pracuję ściągnął szrot. Dzień w dzień oglądałem na programie InStat Scout inne ligi. Litewską, bułgarską, słowacką, czeską, inne. Mam listę 589 zawodników, których widziałem przynajmniej w jednym meczu. 3/4 z tej listy widziałem co najmniej w trzech meczach. Cały czas monitorowaliśmy też wolnych zawodników. Podobał się nam np. Kądzior i wiadomo, że gdybyśmy się utrzymali, może byłby w zasięgu. Teraz przyszedł Kasperkiewicz z Olimpii.

Znalazłem skautów, którzy za możliwość stażu i rozwoju powiadamiali mnie o zawodnikach. Pod naszą obserwacją był np. Sergei Zenjov, który dołączył do Cracovii. Godzili się na pracę za darmo, bo w tym zawodzie mega ciężko jest się załapać. Ja sam wysłałem 200-300 maili, zanim udało mi się nawiązać współpracę z Wolverhampton. A udało mi się to tylko dlatego, że na wykładzie z osobą z klubu byłem przygotowany na podpytanie o Sławomira Peszko. Szybko podniosłem rękę, nawiązała się gadka-szmatka, zostałem poproszony o zostanie po zajęciach. Zaczęło się od tego, że zrobiłem dla nich raport Wilde-Donalda Guerriera. Raport się spodobał i tak już zostałem. Z mailami jest tak, że zwykle się nie przebijają przez zatrzęsienie ofert. Ja sam dostawałem w Łęcznej po 100 poleceń od agentów dziennie. Większość to piłkarze U-16 z Nigerii. Każdy menedżer ma młodzieżowca z Nigerii. Jakim cudem? Przecież ten kraj nie ma 400 milionów mieszkańców.

Jak się wypatruje takiego Atoche? Gość grał całe życie w Peru, skąd miałeś o nim wiedzieć?

Zrobiłem pewne filtry na pozycję numer sześć i szukałem pod kątem naszego klubu i filozofii gry trenera. Niezależnie od tego polecił go menedżer Ricky Schanks. Miałem 20 przygotowanych piłkarzy na tę pozycję. Piłkarsko najlepiej oceniłem Atoche, ale dodałem zastrzeżenie, że nie wiem jak będzie wyglądał jego proces aklimatyzacji. Wtedy trener Smuda powiedział:

– Jesteś pewien, że da radę?

– Piłkarsko jak najbardziej. Pasuje do naszego systemu gry, ale nie wiem czy się zaaklimatyzuje, a my potrzebujemy zawodników na już.

– Ty się zajmij oglądaniem, ja już go tutaj zaaklimatyzuje.

Chłop ma 27 lat, nie zna angielskiego, nigdy nie był zagranicą, chyba że pojechał do cioci do Wenezueli, nigdy nie widział w życiu śniegu i przyjeżdża do Łęcznej. Ale stwierdziliśmy: OK, duże ryzyko, ale może warto je podjąć. No i co się okazało? Ugryzł go pająk i dostał poważnego zapalenia. Istniały obawy dalszych komplikacji i pauzy. Na treningach naprawdę fajnie się prezentował, chociaż miał ze dwa kilogramy nadwagi. Była szansa, że od razu wejdzie do pierwszego składu. Jaka była pompa z tego pająka… U was tez się pojawił artykuł, kumple praktycznie nie schodzili z tego tematu, ale koniec końców wyszło na moje. Zagrał kilka dobrych meczów, ten z Cracovią niesamowity, gdy dał pile na woleja Grzelczakowi, ten z Wisłą bardzo dobry. Nawet Weszło napisało, że nie załapał się na listę pięciu piłkarzy do wzięcia tylko dlatego, że zagrał ledwie w ośmiu meczach, ale to bardzo dobry zawodnik. Matei trafił na podobnych zasadach. Na dobrą sprawę łącznie dostaliśmy 500 poleconych zawodników. Czasem jednak wystarczy wejść w statystyki i widzisz, że gość ma 27 lat i gra w trzeciej lidze francuskiej, a kariera do tej pory nie była szałowa to z automatu odrzucasz. Zdarzało się, ze na liście menedżera byli zawodnicy, których wcześniej wyszukałem przez swoje filtry – wtedy fajnie się to łączyło.

W Łęcznej w ogóle gdzieś poleciałeś?

Byłem w Londynie i Madrycie. W Anglii nawiązując wspolpracę z kilkoma klubami i instytucjami, w Hiszpanii zaprosili mnie, bym jako wykładowca przybliżył czym jest i jak działa scouting, Fajna historia, bo poznałem wtedy syna menadżera Vadisa Odjidji-Ofoe i zabrałem chłopaka na nocne życie w Madrycie, ale niestety nie udało się osiągnąć głównego celu spotkania, Vadis w Łęcznej nie zagra. Nie pojechałem na żaden mecz zagranicę oprócz dwóch spotkań na Słowacji. Skupiliśmy się na meczach pierwszej, drugiej, trzeciej ligi. Chcieliśmy długofalowo wprowadzać nowa wizje klubu budując zespól opierający się na Polakach i chłopakach związanych z Lubelszczyzną, ale to nie jest też do zrobienia od razu. Potrzeba okresu przejściowego i powolnego wdrażania planu, jeśli ten ma rzeczywiście być na lata. Chociażby dlatego w Anglii proponowałem klubom projekt wypożyczania piłkarzy, którzy aktualnie nie są brani pod uwagę w pierwszym zespole. Realna szansa współpracy była tylko z Brighton i z Chelsea. Ale z Chelsea tylko dlatego, że mają 60 zawodników. Powiedzieli, że mogą oddać tylko jakiegoś…

Sześćdziesiątego?

Nawet chyba nie, po prostu o gościa, który nie ma już najmniejszych szans zostania w ich klubie, a na polskie standardy był jak najbardziej do gry w pierwszym zespole. Łęczna to nie jest jeszcze ta marka czy infrastruktura, ale mimo wszystko warto było tam jechać choćby dla kontaktu z klubem na poziomie wymiany trenerów czy wyjazdu zawodników z naszej akademii. Mój pomysł może był abstrakcyjny, ale kto nie ryzykuje – nic nie osiągnie. Natomiast proces decyzyjny pozyskiwania zawodników zagranicznych opierał się i tak na wizycie lokalnych skautów, a dopiero później obserwacji dyrektora sportowego, szefa scoutingu czy trenera. Jednak czas nas naglił, wszystko było robione pod kątem utrzymania. To był priorytet i przygotowanie wariantów na Ekstraklasę i pierwszą ligę.

19096186_1952592204766461_455920604_o-835x420 (1)

Na turniej Neymar Jr’s Five w Sao Paulo, w którym bierzesz udział jako zawodnik, także zabierasz notes?

Nie muszę, bo ja wiem, kto jest w moim notesie numerem jeden (Łukasz pokazuje na siedzącego obok Damiana Burasa, z którym wywiad ukazał się w zeszły piątek, kolegę z drużyny). Dla mnie to nie do wiary, że tam jedziemy. Jakby mi ktoś kiedyś powiedział, że w życiu mogę sobie wybrać jedną rzecz, wybrałbym reprezentowanie Polski na arenie międzynarodowej. Teraz mi się uda, więc najważniejszym celem w życiu będzie posiadanie zdrowej rodziny. Gdyby ktoś mi powiedział: „Stary, nie będziesz pracował w Ekstraklasie, ale będziesz reprezentował Polskę, taka zamiana”, to ja… wziąłbym to. Ta sytuacja to dla mnie kosmos. Strasznie pompuję chłopaków, oni się na mnie wkurzają, ale czemu nie? Może mi Red Bull przekaże listę zawodników, których warto obserwować, taki Bebe trafił do Manchesteru z podobnego turnieju. Zresztą i tak kontrakt z Łęczną miałem tylko do 30 czerwca. Jeśliby zostali trener Smuda i dyrektor Kapka to fajnie byłoby zostać, bo zrobiliśmy podwaliny pod fajny projekt z ludźmi z klubu. Nawet spadek tego nie przekreśla. Ale wiesz jak jest w świecie piłki. Jesteś i zaraz cię nie ma. Nie martwię się jednak, bo są już różne oferty, ale decyzje podejmę po powrocie. Reprezentowanie Polski absolutnie ponad wszystko.

Podchodzisz do turnieju zupełnie na poważnie.

Aż za poważnie! Prawda jest taka, że jak wejdę na minutę czy dwie w 10-minutowym meczu to super. Mamy w piątce dwóch gości z ekstraklasy futsalu (Suchan i Przybył), jest Bury, poza mną wszyscy kumaci. Musimy prowadzić 2:0 bym się pojawił. Pomagałem więcej w organizacji. Ogarnąłem boisko, na którym regularnie ćwiczymy, trenera, sprzet od Nike, polóweczki od sponsora z orzełkiem na piersi. Jako kapitan-organizator wyszedłem nieźle. Jako piłkarz – może dadzą mi do pustej i to wykorzystam.

Zaprasza nas Neymar, więc rozstrzygnijmy jeszcze szalenie istotną sprawę. Neymar wygryzłby Grzegorza Bonina go ze składu Górnika? Chyba bez szans, nie?

W Ekstraklasie – bez szans.  Zresztą zagraniczny zawodnik musi moim zdaniem być dwa razy lepszy od Polaka, żeby grał, a Neymar tylko blokowałby nam miejsce dla zawodnika spoza UE. Niech najpierw przestanie symulować, bo u trenera Smudy z takim podejściem i tak by nie pograł.

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

Najnowsze

Polecane

Czy każdy głupi może wejść na Mount Everest? „Bilet lotniczy i wio”

Kacper Marciniak
0
Czy każdy głupi może wejść na Mount Everest? „Bilet lotniczy i wio”
Ekstraklasa

Kovacević ujawnił, jak upadł jego transfer do Benfiki. „Był problem z prowizją dla agenta”

Patryk Fabisiak
0
Kovacević ujawnił, jak upadł jego transfer do Benfiki. „Był problem z prowizją dla agenta”

Cały na biało

Polecane

Czy każdy głupi może wejść na Mount Everest? „Bilet lotniczy i wio”

Kacper Marciniak
0
Czy każdy głupi może wejść na Mount Everest? „Bilet lotniczy i wio”
Inne kraje

Życie i śmierć w RPA. Dlaczego czarni są rozczarowani wolnością i partią Mandeli?

Szymon Janczyk
69
Życie i śmierć w RPA. Dlaczego czarni są rozczarowani wolnością i partią Mandeli?
Polecane

Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Jakub Radomski
4
Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]
Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
10
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Komentarze

6 komentarzy

Loading...