Dominik Furman nie zamierza już skakać na głęboką wodę. Do tej pory kariera pomocnika przebiegała według określonego schematu: odbudowa – skok na główkę – wyławianie topielca, odbudowa – skok na główkę – wyławianie topielca. Furman postanowił przerwać to błędne koło i osiąść na dłużej w Płocku.
I jest to swego rodzaju zaskoczenie, bo po bardzo dobrym sezonie w Wiśle spokojnie mógł znów rozejrzeć się za czymś lepszym. Na pewno w kraju, a kto wie – może nawet w mocniejszej lidze. Podejrzewamy, że planującemu swoją karierę Furmanowi stanęły przed oczami jednak wszystkie upiory z Tuluzy, Werony czy momentami nawet z Legii i powiedziały wprost: chłopie, siedź na tyłku, póki wreszcie jest ci gdzieś dobrze. Tym bardziej, że mocno im na tobie zależy.
Furman odnalazł w Płocku to, czego brakowało mu w ostatnich latach najbardziej – wreszcie poczuł się naprawdę potrzebny. To trochę nie do wiary, ale rozegrał dopiero pierwszy pełny sezon od rozgrywek 2012/13. Bycie liderem słabszego klubu chyba dobrze mu zrobiło, bo w zasadzie od pierwszej kolejki wjechał w ligę z buta. Ogólnie rzecz biorąc, jego bilans to: nota 5,35, trzy bramki, pięć asyst i cztery kluczowe podania. Ile miałby asyst, gdyby koledzy z Wisły potrafili robić większy użytek z jego perfekcyjnie bitych stałych fragmentów – tego nie zliczymy, ale stawimy, że byłoby ich 2-3 razy więcej. Nie da się ukryć, że pozostanie w Płocku to dla Furmana wariant bezpieczny. Pewne miejsce w składzie, pozycja lidera, niewielka presja, gra w drużynie, której raczej nie grozi podium i która raczej nie będzie walczyć do ostatnich kolejek o utrzymanie. W skrócie – względnie wygodna stabilizacja.
Przy tym ruchu należy docenić też Wisłę, która nie dość, że przekonała Furmana do pozostania w Płocku, to jeszcze dała radę zaspokoić oczekiwania finansowe Tuluzy (piłkarza trzeba było wykupić). Niezależnie od tego, kto jeszcze przyjdzie grać do Płocka, chyba już można uznać, że to najważniejszy transfer. Furman podpisując trzyletnią umowę wysyła jasny sygnał, że wielkie ambicje przestały go prześladować. Ale wydaje się, że to na ten moment optymalne wyjście dla obu stron.
Fot. FotoPyK