W czasie wczorajszego wyścigu o Grand Prix Azerbejdżanu po raz kolejny mocno zaiskrzyło na linii Sebastian Vettel – Lewis Hamilton. – Jeśli chce udowodnić, że jest mężczyzną, niech wyjdzie z bolidu, załatwimy to po męsku – wypalił Anglik. To kolejny akt w zaciętej rywalizacji byłych mistrzów świata. Ale historia Formuły 1 jest pełna jeszcze ostrzejszych akcji na torze i mocniejszych słów.
Hamilton w Azerbejdżanie mocno zwolnił przed restartem wyścigu. Vettel nie wyhamował i lekko uderzył w tył jego bolidu, po czym zaczął kląć i gestykulować w kierunku Anglika. To jednak nie był koniec. Chwilę później wyprzedził go i celowo uderzył w jego bolid, co dokładnie widać na poniższym filmie. Vettel dostał 10 sekund kary, ale pośrednio cel osiągnął – utrzymał prowadzenie w klasyfikacji generalnej Formuły 1. Walka niemieckiego i angielskiego mistrza świata jest fascynująca, ale do naszego TOP 7 ostrych rywalizacji w F1 póki co jeszcze się nie łapie…
Complete version of that gif #Vettel #Hamilton pic.twitter.com/fgxh7B8pOi
— Mattzel89 (@Mattzel89) June 25, 2017
7. Reutemann – Jones
W 1980 roku zespół Williams miał piekielnie mocny samochód, klasyfikację konstruktorów wygrał zdobywając prawie dwa razy więcej punktów niż drugi Ligier. Alan Jones zdobył mistrzostwo świata, a Carlos Reutemann nieznacznie przegrał drugie miejsce z Nelsonem Piquetem. Przed rozpoczęciem kolejnego sezonu, bukmacherzy szanse Reutemanna i Jonesa oceniali bardzo podobnie.
I rzeczywiście, obaj walczyli. Wszelkimi sposobami. Reutemann miał poczucie, że zespół faworyzuje Australijczyka, w czasie GP Brazylii dostał polecenie przepuszczenia Jonesa, ale odmówił. Walka o tytuł szła na całego, przed ostatnim wyścigiem w USA to Argentyńczyk prowadził, zdobył też pole position. Ale tytułu nie wywalczył, na pustyni Mojave triumfował Jones, a mistrzem świata został… Nelson Piquet.
Dla Jonesa to był ostatni wyścig w karierze. Reutemann zasugerował, że to odpowiedni moment, by zakopań topór wojenny. „Chyba w twoich pierdolonych plecach, stary” – odpowiedział Jones…
6. Mansell – Piquet
Nelson Piquet dołączył do Williamsa przed sezonem 1986 i był przekonany, że kontrakt gwarantuje mu pozycję kierowcy numer 1. Nigel Mansell nie zamierzał jednak odpuszczać, dzięki czemu kibice mogli obserwować jedną z najciekawszych rywalizacji w historii Formuły 1.
Smaczku dodawał fakt, że Brazylijczyk zawsze walił prosto z mostu. Swojego partnera z zespołu nazywał niewykształconym durniem, o jego żonie mówił, że jest brzydka. Grubo? Zdecydowanie. Poza tym, odmówił podania ręki Anglikowi, gdy ten pokonał go w wyścigu, a także ukrywał przed nim przydatne informacje techniczne.
Na jednym ze słynnych zdjęć widać, jak Piquet robi rogi nad głową Mansella. Anglik nie pozostawał dłużny. Kiedy na Silverstone w spektakularny sposób wyprzedził rywala i wygrał wyścig, wrócił potem w miejsce manewru i ucałował tor.
I znów, podobnie jak w przypadku Reutemanna i Jonesa, zadziałała zasada: gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Alain Prost wygrał ostatni wyścig sezonu, dzięki czemu wyprzedził Mansella o dwa, a Piqueta o trzy punkty.
5. Alonso – Hamilton
To się musiało tak skończyć. Do mega pewnego siebie mistrza świata Fernando Alonso dołączył w McLarenie dzieciak – Lewis Hamilton. Ale dzieciak piekielnie zdolny i nie czujący żadnej presji, związanej z walką z mistrzem.
W pierwszej połowie sezonu Anglik jeździł znakomicie i utrzymywał równą formę, a Hiszpan popełniał sporo błędów. Nierzadkie były głosy, że zespół mocno faworyzuje Hamiltona, a awarie sprzętu Alonso nie są przypadkowe…
Wreszcie, w kwalifikacjach na Hungaroringu bomba wybuchła. Najpierw Hamilton, wbrew ustaleniom, nie pozwolił wyjechać Alonso jako pierwszemu. Hiszpan nie pozostał dłużny: zablokował rywala w alei serwisowej, uniemożliwiając mu ukończenie kwalifikacji. Za to mistrz świata otrzymał karę przesunięcia o pięć miejsc w dół na starcie. To jeszcze nie koniec. Alonso posunął się do szantażu: jeśli team McLaren nie utemperuje Hamiltona, on ujawni maile, które skompromitują zespół w związku ze sprawą „Spygate”.
W tym przypadku też skorzystał trzeci. Po niesamowitej pogoni Kimi Raikkonen na koniec sezonu wyprzedził obu kierowców McLarena o jeden punkcik. Alonso w atmosferze skandalu odszedł po sezonie do Renault.
4. Webber – Vettel
Kolejna odsłona walki doświadczenia z młodością. I znów – zespół wyraźnie stawał po stronie tego drugiego. W 2010 roku Red Bull nie krył się z tym, że to Sebastian Vettel jest ich numerem 1.
I kiedy doszło do ich kolizji w czasie GP Turcji, dyrekcja teamu stanęła po stronie Niemca. Sytuacja była o tyle kuriozalna, że wszyscy widzieli, kto tak naprawdę spowodował wypadek – zdecydowanie nie Webber…
W czasie wyścigu na Silverstone Red Bull znów nie pozostawił wątpliwości, kto ma wygrywać w zespole. Vettel uszkodził przednie skrzydło w swoim bolidzie, więc zamontowano mu kolejne – z samochodu Webbera. Australijczyk był wściekły, ale to mu akurat wyszło na dobre – wygrał w Anglii, po czym ironicznie powiedział przez radio: „Nieźle, jak na kierowcę numer 2!”.
W Malezji Webber prowadził, za nim jechał Vettel. Niemiec usłyszał przez radio „Multi 2-1”, co oznaczało, że ma zostać na swojej pozycji i nie atakować kolegi z zespołu, by niepotrzebnie nie ryzykować. Co zrobił? Podjął szaloną próbę ataku i wygrał wyścig. – Jak zwykle ujdzie mu to na sucho – skomentował pogodzony z sytuacją Webber.
Po świetnej walce tytuł trafił w ręce Vettela (wygrał o 4 punkty z Alonso i o 12 z Webberem). Większość obserwatorów nie miała jednak wątpliwości: gdyby nie faworyzowanie Niemca przez zespół, mistrzem zostałby Australijczyk.
Kiedy Webber ogłosił, że odchodzi z F1, podczas GP Włoch zorganizowano na jego cześć imprezę. Pojawiło się wielu kierowców, ale nie było Vettela. Cały czas siedział piętro niżej, zajęty swoim smartfonem.
– Nie chciałeś mu przywalić? – spytał Webbera Jeremy Clarkson. – Ojciec zawsze mi mówił, żeby nie bić chłopców – odparował Australijczyk.
3. Hill – Schumacher
Sezon 1994 kończył się wyścigiem o GP Australii w Adelajdzie. Przed ostatnimi zawodami nic nie było jasne, poza tym, że tytuł trafi albo do Damona Hilla (91 punktów), albo do Michaela Schumachera (92)
Niemiec był drugi w kwalifikacjach, jego rywal – trzeci. Na 35. okrążeniu Schumacher popełnił jednak błąd, wypadł z toru i uderzył w bariery ochronne. Potem wrócił na tor, tylko po to, by wpakować się w wyprzedzającego go Hilla.
Żaden z nich do mety nie dojechał, co oznaczało tytuł dla Niemca. Sędziowie uznali, że był to klasyczny wyścigowy incydent. Wielu kibiców, zwłaszcza brytyjskich, do dziś jest przekonanych, że Schumacher zrobił to z premedytacją, wiedząc, że jego auto jest zbyt mocno uszkodzone, by dojechać do mety.
Nawiasem mówiąc, trzy lata później scenariusz się powtórzył. O tytuł przed ostatnim wyścigiem walczyli Schumacher i Jacques Villeneuve. Kanadyjczyk dogonił Niemca i próbował go wyprzedzić. Kiedy ten zorientował się, że nie zdoła się obronić, z premedytacją uderzył w bolid rywala. Tym razem sędziowie nie dali się nabrać i zdyskwalifikowali Niemca. Kibice Damona Hilla tylko stwierdzili: a nie mówiliśmy?
2. Hunt – Lauda
Ta rywalizacja była wyjątkowo zacięta, pełna smaczków, wręcz można powiedzieć: jak gotowy scenariusz filmowy. Trudno się więc dziwić, że kilka lat temu trafiła na wielki ekran w filmie „Rush”. Niki Lauda i James Hunt różnili się pod każdym względem, łączyło ich tylko jedno: obaj byli piekielnie szybcy.
W latach siedemdziesiątych Formuła 1 była niesamowicie niebezpiecznym sportem, w wyniku obrażeń poniesionych na torze umierał średnio jeden na piętnastu kierowców. Niki Lauda doskonale zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, między innymi dlatego wnioskował o usunięcie z kalendarza na sezon 1976 toru Nuerburgring, który był wówczas zbyt wąski. Inni kierowcy odrzucili jednak wniosek. Przed GP Niemiec Lauda wygrał 5 z 9 wyścigów i był zdecydowanym liderem klasyfikacji generalnej. Na feralnym niemieckim torze miał jednak wypadek, który zmienił jego życie. Bolid Austriaka stanął w płomieniach, a zanim udało się go wydobyć, doznał ciężkich poparzeń (poniżej wersja z filmu “The Rush”, wiemy, że to Hollywood, ale sam Lauda ocenił, że film oddaje rzeczywistość w 80 procentach).
Mimo otarcia się o śmierć, Lauda wrócił do bolidu już po sześciu tygodniach. Opuścił tylko dwa wyścigi. Do końca sezonu toczył piekielnie zaciętą walkę z Huntem. Ostatniego Grand Prix jednak nie ukończył. GP Japonii było rozgrywane w fatalnej pogodzie, start był co i rusz przesuwany. Deszcz nie przestał padać, ale organizatorzy poinformowali, że trzeba ruszać, bo transmisja jest sprzedana do wielu krajów. Lauda zabrał głos, jako rzecznik kierowców i nie chciał się zgodzić na start. Zdecydował się przejechać jedno okrążenie, a następnie wycofać w ramach protestu. Potem wsiadł do taksówki i pojechał na lotnisko, nie czekając na zakończenie zawodów. Hunt jechał do końca, do mety dotarł na trzecim miejscu, dzięki czemu o punkcik wyprzedził Austriaka. Inna sprawa, że Lauda dołożył jeszcze dwa tytuły w kolejnych latach, a Hunt skupił się na życiu playboya i nic więcej już nie wygrał.
1. Senna – Prost
Najwspanialsza rywalizacja w historii Formuły 1. Dwóch wybitnych, genialnych kierowców, tak różnych, jak Lauda i Hunt. Z jednej strony analityczny strateg Alain Prost, z drugiej wybuchowy Ayrton Senna. Obu łączyła miłość do wielkiej prędkości i wygrywania oraz posada w McLarenie.
W 1988 roku wygrali 15 z 16 wyścigów, lepszy o trzy punkty na koniec sezonu był Senna. Rok później znów walka o tytuł rozgrywała się między Brazylijczykiem i Francuzem, a stosunki między nimi były napięte do granic możliwości. W Japonii Prost uderzył w Sennę, ten jednak kontynuował wyścig. Wygrał, ale został zdyskwalifikowany (za ścięcie szykany i niedozwoloną pomoc od marshali), przez co tytuł trafił w ręce Francuza.
Po tym sezonie Prost przeniósł się do Ferrari. Zadbał o to, by w kontrakcie znalazł się zapis, że pod żadnym pozorem jego kolegą z zespołu nie zostanie Senna. I znów, sprawa tytułu rozgrywała się między tą dwójką. Brazylijczyk wygrał kwalifikacje, ale był niezadowolony, że pierwsze pole startowe jest na brudnej stronie toru. Oświadczył, że jeśli Prost go wyprzedzi, nie będzie jechał bezpiecznie i spróbuje odzyskać prowadzenie jak najszybciej. Tak się stało i na pierwszym zakręcie, Senna próbując wyprzedzić rywala, wpakował się w jego bolid. Dla obu oznaczało to koniec wyścigu, a dla Senny – tytuł. Przyznał potem, że nie było w tym żadnego przypadku, a wypadek spowodował z premedytacją.
Po tragicznej śmierci Senny jego francuski rywal powiedział wprost: Jestem dumny, że mogłem z nim walczyć, a teraz czuję się, jakby część mnie także umarła.
JAN CIOSEK