Trasa przelotu to Warszawa – Istambuł – Islamabad. Potem trzeba dostać się do Skardu. To jednak lotnisko wojskowe i musi się zazębić kilka warunków, by dotrzeć tam drogą powietrzną. Po pierwsze musi być akurat lot, musi być zgoda zależna od sytuacji politycznej w Kaszmirze oraz sprzyjające warunki atmosferyczne. Agencja obsługująca wyprawę jeszcze przed wylotem z Warszawy uprzedziła, aby się nie łudzić. Od ponad tygodnia bowiem nie wystartował żaden samolot do Skardu i nic nie zapowiadało, by miało się coś zmienić w najbliższym okresie. Pozostają więc samochody i wielogodzinna podróż jedną z najsłynniejszych dróg na świecie – Karakorum Highway (Szosa Karakorumska).
Logistyka takiej wyprawy to kosmos, a pakowanie… armageddon. Nad całością czuwała i w pocie czoła pracowała Agnieszka Mlącka-Kaczmarek. Cicha bohaterka, absolutnie i bezdyskusyjnie. Fakt, że wczoraj na Okęciu ekipa odprawiła się i wsiadła do samolotu, to Jej zasługa. Oczywiście każdy z uczestników miał swoje obowiązki do dopilnowania, lecz pospajać i ujednolicić interesy kilkunastu facetów na pewno do prostych nie należało. Paszporty, wizy pakistańskie, bilety, kontakty z agencją Lela Peak Expedition, która zabezpiecza trekking na miejscu, to ogromne wyzwanie.
Mamy pierwsze doniesienia z Pakistanu. Ekipa wylądowała w Islamabadzie. Zgodnie z oczekiwaniami lot do Skardu nie doszedł do skutku. Agencja zatem zorganizowała transport samochodowy. Ponoć szybko się jedno z aut popsuło. Niestety kontakt jest nieco ograniczony, telefony nie odpowiadają, na smsy nie odpisują. Strefa militarna… Na informacje musimy poczekać aż dojadą do Skardu.
DARIUSZ URBANOWICZ