Siedem walkowerów w 1. lidze, zmieniających kolejność i liczbę zespołów walczących o awans do ekstraklasy, jak i tych broniących się przed spadkiem. Katowicki „Sport” zaatakował dziś z grubej rury, snując podobny scenariusz dla zaplecza ekstraklasy. Scenariusz, który można już jednak wsadzić między bajki.
Cała farsa rozkręciła się z powodu Borisa Milekicia. Zawodnika Stali Mielec, któremu siedem kolejek temu rzekomo miało wygasnąć uprawnienie do pobytu w Polsce, czyli również do gry w piłkę na terytorium naszego kraju. Odpalono więc excele, z których wyszło, że tabela 1. ligi zostanie siedmioma walkowerami wywrócona do góry nogami – w końcu Górnik spadłby z 2. na 4. miejsce, Miedź awansowała z 5. na 2., a dotychczas 4. Zagłębie Sosnowiec znalazło się pomiędzy nimi. Ryszard Tarasiewicz zdążył już nawet wydać kategoryczny osąd: – Siedem walkowerów, nie ma co dyskutować. W tabeli powinniśmy mieć dzisiaj trzy punkty więcej. I na pewno tego tematu nie odpuścimy.
To Miedź Legnica była zresztą tym klubem, który zwrócił uwagę PZPN na to, że warto byłoby się przyjrzeć sprawie Milekicia. No więc wzięto ją na tapet i okazało się, że akurat Miedzianka… nie ma w tej sprawie nic do ugrania. Kluczowy w kwestii okresu nielegalnego pobytu jest bowiem moment wjazdu Milekicia do Polski. – Trzymiesięczne pozwolenie na pobyt zostało wydane 17 lutego, więc jego ważność upływała 17 maja. A więc dopiero przed 32. kolejką – mówi nam Łukasz Wachowski, szef Departamentu Rozgrywek Krajowych PZPN.
Jednym z dwóch meczów, w których faktycznie mogły już nie obowiązywać papiery Milekicia, było jednak zremisowane spotkanie z Zagłębiem Sosnowiec. Które – w razie decyzji o walkowerze – nagle stawałoby się wiceliderem 1. ligi. Ale i taki scenariusz wydaje się być dziś bardzo mało realny, by nie powiedzieć wprost: niemożliwy. A to dlatego, że ani nie zostało cofnięte uprawnienie Serba do gry, ani nie została w tej sprawie wszczęta procedura. PZPN nie został bowiem przez Stal powiadomiony o wygaśnięciu prawa do pobytu Milekicia na terytorium Polski. – Gdyby okazało się, że pobyt legalny nie był, o czym Stal nie poinformowała PZPN, jedyną możliwością jest cofnięcie uprawnienia w przód, czyli na ostatnią, 34. kolejkę i ukaranie klubu. Optyka Departamentu Rozgrywek jest jednak taka, by nie wnioskować o „walkowerowanie” spotkań 32. i 33. kolejki z udziałem Stali – tłumaczy Wachowski.
PZPN dał Stali do jutra czas na wyjaśnienia, a klub ze swojej strony zapewnia, że wniosek o przedłużenie pobytu został złożony w urzędzie w odpowiednim czasie. Nawet jednak, jeżeli feralny wniosek złożony nie został, mielecki klub ma jeszcze prawo odwoływać się w trybie nadzwyczajnym do urzędu wojewódzkiego, który z kolei może wydać decyzję z datą wsteczną. Obejmującą dwie kolejki mogące być ewentualną kością niezgody. Przekonanie, że cała sprawa skończy się happy endem ma też Jacek Orłowski, prezes Stali Mielec.
– My zrobiliśmy wszystko zgodnie z przepisami prawa i przede wszystkim przepisami PZPN. Mamy wymagane pozwolenie na pracę, które jest niezbędne do rejestracji zawodnika. Boris Milekić posiada taki rodzaj paszportu, który uprawnia go do pobytu w Polsce. Nie wiem, kto ma z tego największą pożywkę. Jesteśmy bardzo zdziwieni całą sprawą. Tak naprawdę czujemy się jakbyśmy czekali, aż zza rogu wyskoczą jakieś wilki i zaczną nas kąsać – mówi nam.
Analogii można by się co prawda doszukiwać w sprawie Clemence’a Matawu i walkowera dla Jagiellonii za mecz z Polonią Bytom sprzed siedmiu lat, jednak od tamtej pory zmieniło się bardzo wiele – przepisy, rozstrzygające organy, procedura. Sprawy te, z pozoru podobne, mają więc niewiele wspólnego, jeśli chodzi o sposób ich rozstrzygania.
A więc „Bałkański detonator”, o którym z okładki grzmiał katowicki „Sport”, może się okazać niczym więcej niż po prostu niewypałem. I, co najważniejsze, kwestia awansu do ekstraklasy praktycznie na pewno rozstrzygnie się z dala od „zielonego stolika”.
fot. 400mm.pl