33. kolejka Ekstraklasy. Marcin Robak ładuje bramkę Pogoni Szczecin, a my wszyscy powoli zaczynamy przygotowania do koronacji. Bo przecież tytuł najlepszego strzelca ligi musi jechać do Poznania, skoro napastnikowi Lecha po piętach nie depcze nikt, a wiceliderem klasyfikacji najskuteczniejszych jest Konstantin Vassiljev, który ostatniego gola strzelił ma początku marca. Strata? Pięć bramek. Dalej Cernych, Frączczak, Paixao i wytransferowany zimą do MLS Nemanja Nikolić. Oni tracą po sześć bramek. Cztery mecze do końca. W teorii ciężko to spieprzyć.
A w ekstraklasowej praktyce wygląda to tak, że Marco Paixao już Robaka dopadł. Czyli zrobił coś, co nie udało mu się w sezonie 2013/14, kiedy to przegrał z Polakiem koronę króla strzelców o jedną bramkę. Błyskawiczna akcja – trzy gole w meczu z Jagiellonią Białystok, trzy gole w meczu z Pogonią Szczecin. Dwa hat-tricki w meczach o mistrzostwo i przede wszystkim w czasie, w którym przedwcześnie ogłoszony król nie dorzucił do swojego dorobku nic. Zero. Null.
Co więcej, Portugalczyk ma w tej walce ważnego sprzymierzeńca w postaci swojego trenera:
– 78 minut z Jagiellonią,
– 90 minut z Lechem,
– 90 minut z Pogonią.
Grzegorz Kuświk został schowany dość głęboko do szafy, gra mniej niż w innych momentach sezonu. Tymczasem Robak dostał od Bjelicy:
– 30 minut z Legią,
– 73 minuty z Lechią,
– 12 minut z Wisłą.
To nie są Himalaje zaufania. Chorwacki trener oczywiście zasłania się rotacją i ucina wszelkie spekulacje. W sumie zdziwilibyśmy się, gdyby otwarcie przyznał, że letni transfer Dawida Kownackiego, który na gola czeka już – licząc finał PP – 600 minut, ma duże znaczenie przy ustalaniu składu. No a coraz częściej pojawiają się takie głosy. Jedno wiemy na pewno – trzymanie na ławce swojego największego ofensywnego atutu w kluczowych meczach sezonu normalne nie jest.
Wracając do Paixao – to dziwny sezon w jego wykonaniu. Chyba nawet kibice Lechii przyznają, że nie jest to napastnik z ich snów o wielkiej drużynie. Portugalczyk jest dziś zdecydowanie bardziej chimeryczny niż jeszcze w czasach Śląska. Potrafi dać koncert, ale jeszcze częściej potrafi nawet nie tyle przejść obok meczu, co minąć go szerokim łukiem. Widać to również po naszych klasyfikacjach kozaków i badziewiaków. Cztery razy tu, cztery razy tam. W całej lidze nie ma takiego ananasa.
Ale doceniamy to, co zrobił. A jeszcze bardziej doceniamy Vadisa Odjidję-Ofoe, który złamał granicę 10 nominacji do jedenastki kolejki i teraz jest już samodzielnie jej nowym kapitanem. Vassiljev musi oddać opaskę, którą nosił bardzo długo. W Kielcach Belg zaliczył jedną asystę, ale został okradziony przez kolegów z trzech-czterech kolejnych. Nie mieliśmy wątpliwości. Te pojawiły się głównie przy obsadzie pozycji bramkarza. Wojciech Małecki zagrał świetnie, pomimo wpuszczenia trzech goli. Marian Kelemen – karny obroniony w takim momencie ma swoją wymowę. Milan Borjan – w dużej mierze dzięki niemu Legia wywoziła z Kielc tylko jednego gola. Cała trójka pokazała klasę, ale jeszcze większą zaprezentował tym razem Mariusz Pawełek, który z Cracovią obronił 8 strzałów, w tym popisał się czymś takim:
👏👏👏👏👏👏
👏👏👏👏👏👏
👏👏💪💪👏👏
👏👏👏👏👏👏
👏👏👏👏👏👏
⬇⬇⬇⬇⬇⬇ pic.twitter.com/vBd2Tl0Jfo— Śląsk Wrocław (@SlaskWroclawPl) 28 May 2017
Cała jedenastka kozaków prezentuje się tak:
Badziewiacy? Jest Pogoń, w przypadku której już zaczyna nam brakować słów. Na przyśpieszone wakacje zamiast gry w grupie mistrzowskiej znów wybrała się przede wszystkim obrona. Z kolei Wisła Płock w Gliwicach zawiodła po całości, stąd w badziewiakach przedstawiciel każdej formacji z tej drużyny. Uzupełniamy zakręconym we Wrocławiu Polczakiem i piłkarzami Bruk-Betu, którzy w grupie mistrzowskiej również boleśnie odbijają się od ściany.
Fot. FotoPyK