Nie jesteśmy fanami przesadnego wylegiwania się na boisku. Wiadomo, jak to działa – nie wyszedł ci atak, to połóż się tak, by wszyscy widzieli jak cierpisz, a może przeciwnik zlituje się nad tobą i zamiast obiecującej kontry wybierze przerwanie akcji i wybicie piłki na aut. Niby to niepozorna boiskowa sytuacja, niektórzy powiedzą, że nie ma żadnego wpływu na mecz, a jednak mamy wrażenie, że kładąc się notorycznie w szerszej perspektywie coś tam można jednak ugrać. Dlatego z urzędu nie cenimy piłkarzy, którzy z premedytacją decydują się na teatr.
Prawdopodobnie z tego założenia wyszedł wczoraj Blaise Matuidi. Francuz sunął z atakiem, ale w jego kluczowym momencie przegrał ciężkie starcie z grawitacją i postanowił, że profilaktycznie się położy i może coś na tym ugra. Podbiegł do niego Jean-Louis Leca, bramkarz Bastii i z poczucia obowiązku chciał skontrolować, czy wszystko jest OK. Tym bardziej, że piłka wyszła na aut, więc był moment na chwilę przerwy.
Co zrobiło PSG? Szybko wykonało rzut z autu, Marco Veratti zdawał się nie przejmować tym, że bramkarz rywali próbuje pomóc kumplowi z drużyny i załadował strzał sprzed pola karnego. Szanse golkiera? Niewielkie, skoro wyglądał jakby był w szoku, że cokolwiek leci w jego kierunku. Niesmak? Bardzo duży.
Matuidi leży, bramkarz rywali idzie z pomocą, a Verratti… strzela gola!
Jak oceniacie zachowanie Włocha? pic.twitter.com/bvx0NAdRzC
— ELEVEN SPORTS PL (@ElevenSportsPL) 7 maja 2017
Gdyby to Bastia robiła cyrki i PSG stwierdziłoby, że nie ma sensu się na nich oglądać – wszystko byśmy zrozumieli. Ale przecież ten cyrk rozpoczął się ze strony piłkarza z Paryża. Zgłaszamy zatem kandydaturę Marco Verattiego do konkursu na parówę roku, lecz wielkich szans na zwycięstwo mu nie dajemy. Doskonale pamiętamy przecież haniebną akcję Joela Veltmana, który w meczu Ajaksu ze Spartą Rotterdam pokazał wszystkim, że wstrzymuje grę, a potem zrobił zamach i poszedł z piłką na bramkę rywala.
Marne to jednak pocieszenie.