Ostatnie dni dla Barcelony nie były owocne zarówno w postaci sukcesów sportowych, jak i tych – ujmijmy to – administracyjnych. Oczywiście chodzi o burdel biurokratyczny w sprawie tymczasowego zawieszenia kary Neymara na dzisiejsze El Clasico. Osoby decyzyjne w katalońskim klubie cały czas upierały się, że ich gwiazdor może zagrać w klasyku, ale dzisiaj ostatecznie powiedzieli pas.
Sama sprawa tymczasowego zawieszenie kary dla Neymar na dzisiejszy mecz jest dość skomplikowana i bardzo łatwo się w niej pogubić. Przeanalizujmy ją więc od samego początku… Napastnik Barcelony zobaczył dwie żółte kartki w meczu z Malagą za co został ukarany jednym meczem zawieszenia. Schodząc z boiska, pod wpływem emocji postanowił jeszcze ironicznie oklaskać arbitra technicznego, za co otrzymał dwa dodatkowe mecze pauzy.
Jak łatwo się domyślić, Barcelona odwołała się od tej decyzji do Komitetu Apelacyjnego. Wniosek katalońskiego klubu został jednak odrzucony, co skłoniło Barcelonę do złożenia kolejnego odwołania tym razem do Trybunału Administracyjnego ds. Sportu i właśnie tutaj zaczynają się schody. Pismo Barcelony do siedziby władz organu odpowiadającego za ewentualne zawieszenie kary wpłynęło o 16:08 w piątek. Sęk w tym, że obrady Trybunału w ten dzień już się zakończyły, a kolejne spotkanie zaplanowano dopiero na następny tydzień. Jedyną szansą było więc nadzwyczajne posiedzenie Trybunału, do którego jednak nie doszło. Poinformował o tym prezydent organizacji Enrique Arnaldo.
Barcelona oczywiście nie przystała na takie rozwiązanie sprawy i wskazała sprzeczność w przepisach RFEF i państwowych. Według przepisów ligowych kary wchodzą w życie natychmiastowo po ich otrzymaniu. Natomiast hiszpańska ustawa o postępowaniach administracyjnych jednoznacznie mówi, że kara rozpoczyna się od chwili wyczerpania wszystkich ścieżek odwoławczych. Do słów Barcelony bezpośrednio odniósł się prezydent Trybunału Enrique Arnaldo, który stwierdził, że Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu nie wyraża zgody na grę Brazylijczyka. Co więcej jego zdaniem Barcelona nie wnosiła o tymczasowe zawieszenie kary, tylko zapytała o dostępność Neymara w meczu z Realem Madryt. Władze mistrza Hiszpanii nic sobie jednak z tego nie robiły, ponieważ uznały to za publiczną opinię Arnaldo, a nie dokument prawny. Co więcej, Barcelona zaapelowała o wykluczenie prezydenta Trybunału z posiedzenia w sprawie swojego piłkarza, ponieważ nie powinien on wydawać publicznych osądów w tego typu konfliktach prawnych. Klub z Camp Nou zaznaczył również, że wnosił o rozpatrzenie odwołania, a nie pytał o dostępność piłkarza. Tym samym wskazali, że Arnaldo w swoich słowach mijał się z prawdą.
Ostatecznie Barcelona podjęła decyzję, by nie ryzykować i Brazylijczyk nie został powołany na dzisiejszy mecz. Oczywiście Luis Enrique mógłby wystawić jednego ze swoich najlepszych piłkarzy, ale jeśli TAD zdecydowałby, że Barca naruszyła przepisy skończyłoby się walkowerem. Bez wątpienia władze Barcelony walczyłby w sądzie o swoją rację i sprawa mogłaby się toczyć naprawdę długo. Chyba nie musimy mówić, jaki spowodowałoby to burdel organizacyjny w Primera Division.
Co ciekawe w przeszłości Trybunał zebrał się w trybie natychmiastowym w sprawie Cristiano Ronaldo. Wtedy chodziło o mecz z Eibarem, który bez wątpienia nie jest tak ważny jak El Clasico.
Cała sprawa budzi wiele wątpliwości, a mogłaby przecież zakończyć się w normalny sposób, gdyby tylko Trybunał zebrał się w trybie nadzwyczajnym, co wcale nie jest sytuacją niecodzienną. Daleko nam od osądzania, czy Neymar powinien dzisiaj zagrać, ale – umówmy się – sam proces podejmowania tej decyzji budzi wątpliwości.