Po wtorkowym meczu Bayernu z Realem wielu odbębnił, że to już koniec sezonu dla Bayernu Monachium. No bo najważniejszy cel już nie zostanie osiągnięty, liga praktycznie wygrana, puchar pewnie okaże się formalnością. Nie wiemy, co piłkarze z Monachium robili przez ostatnie kilka dni, ale z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że wsłuchiwali się w te głosy. I wzięli je do serca trochę zbyt mocno.
Rany, jak oni dramatycznie grali w pierwszej połowie, jak nonszalancko, by nie powiedzieć głupio. Wystarczy zobaczyć, ile błędów popełnili przy akcji bramkowej Mainz, które pyknęło gola już w trzeciej minucie. Najpierw Alaba nie sięgnął piłki i przeciął ją tak, że ta zaczęła lecieć w bramkę Ulreicha. Potem nie dał rady zablokować jej Hummels. Rafinha wyprowadził ją tak, że wsadził Vidala na konia, ten z kolei źle sobie ją przyjął. Thiago przegrał za to przebitkę, a Ulreich przepuścił strzał między nogami. A pomyłek było więcej – głupie straty w środku pola, dośrodkowania do nikogo, gra na alibi. W pierwszym kwadransie Mainz tak uwierzyło w siebie, że aż wychodziło z pressingiem do 60-70 metra. A Bayern momentami nie wiedział, jak wyjść z własnej połowy i nie stracić piłki.
No, ale to jednak Bayrern a nie Ceramika Padaryż i jak w końcu wyszedł, to wyrównał po szybkim ataku i dwójkowej akcji Ribery-Robben. Bawaczycy postanowili jednak frajerzyć się dalej – pod koniec połowy w ich polu karnym wycięty przez Kimmicha został Muto, Brusinski wykorzystał karnego i Bayern schodził na przerwę z wynikiem 1:2.
Jak wyglądał mecz po przerwie – można się domyśleć. Jedna wielka nawałnica. Problem w tym, że naprawdę niewiele z niej wynikało. Trudno jednak oczekiwać cudów, gdy w ataku Bayernu od dłuższego czasu gra facet, który – gdybyśmy zapomnieli o zasługach i dawnej formie – pewnie nie załapałby się nawet do jedenastki Mainz (Mueller). Raz spadła już na jego nogę piłka jak za dawnych lat, ale co z tego, skoro ten nawet w nią nie trafił. Odpowiedzialność za wynik wziął na siebie Thiago, po raz kolejny udowadniając, jakim jest kocurem. Przyjęcie w tłoku, przyspieszenie na małej przestrzeni, strzał co do centymetrów – żaden problem. Gdybyśmy na mecze zagranicznych drużyn stosowali zasady naszej Niewydrukowanej Tabeli, weryfikowalibyśmy ten wynik na korzyść mistrzów Niemiec. W końcówce spotkania ofiarą boiskowego chama został Lewy. Decyzja? Żadna. A to przecież karny z gatunku „ewident”.
AUĆ!!!
Tu powinien być karny. @lewy_official ofiarą boiskowego bandytyzmu! pic.twitter.com/i4ZGaxnAbW— Eurosport Polska (@Eurosport_PL) 22 kwietnia 2017
Tak generalnie Lewy wpisał się dziś w klimat całej drużyny i rozegrał przeciętne spotkanie. Poza jednym strzałem zza pola karnego (zablokowanym), praktycznie nie stworzył zagrożenia.
***
Dla Polaków po meczach o 15:30 jeszcze jedna ważna informacja – Kuba Błaszczykowski rozegrał 90 minut w barwach Wolfsburga, który jednak nie dał rady Herthcie na jej stadionie. Na szczęście Wilków punkty potraciły też inne drużyny bezpośrednio „walczące o spadek” – ani Augsburg, ani Ingolstadt, ani HSV, ani wspomniane Mainz nie wygrało swojego meczu (a tylko Mainz zdobyło punkty). Wygrało Darmstadt, ale im pozostała już tylko modlitwa.