Nie jest to może piłkarz, który w odpowiedniej formie zbawiłby polską piłkę, wygryzł Krychowiaka ze składu reprezentacji i przyczynił się do tego, że o polskiej szkole defensywnych pomocników mówiłoby się na całym świecie. Najlepiej pasowało do niego słowo: solidny. Pracowity, oddany, walczący o każdą piłkę, do tego pozytywny gość, którego wolałbyś mieć w szatni, niż nie mieć. W Hiszpanii zdołał wyrobić już sobie markę, swego czasu prasa nazywała go mistrzem drugiego planu i porównywała do aktorów Pulp Fiction i gdyby wszystko szło zgodnie z planem, pewnie cały czas kręciłby się wokół reprezentacji.
Dziś kręci się jednak tylko wokół gabinetów lekarskich.
Przypadek Cezarego Wilka to jedna ze smutniejszych historii ostatnich lat w polskiej piłce. O ile w Deportivo la Coruna uprzykrzyło mu życie „tylko” złamanie kości śródstopia, o tyle czas spędzony w Saragossie to istny koszmar. Wilk stracił niemal całe minione rozgrywki z powodu zerwania więzadeł. Udało mu się wrócić stosunkowo szybko, bo już na początku tego sezonu pojawiał się na boisku, ale… nastąpiła powtórka z rozrywki. Znów te same więzadła, znów trzeba przechodzić dokładnie to samo. Wilk oddaje się cały czas żmudnej rehabilitacji i – jak czytamy w hiszpańskiej prasie – na dniach czeka go kolejny zabieg, artroskopia kolana. Nie jest to może nic wielkiego, ale to kolejne dodatkowe tygodnie pauzy.
Wilkowi w czerwcu kończy się kontrakt z Realem Saragossą i w zasadzie przesądzone jest, że klub nie będzie chciał go przedłużać. Perspektywa Wilka wygląda tak: najpierw trzeba wylać hektolitry potu i wrócić do stanu używalności, potem liczyć na to, że ktoś zdecyduje się na zakup kota w worku, który w dodatku – jak pokazuje najnowsza historia – może w każdej chwili się posypać. O którymś z hiszpańskich klubów raczej pewnie nie ma co marzyć, jego bilans na tych boiskach wygląda tak:
Sezon 13/14 – 20 meczów (1358 minut)
Sezon 14/15 – 12 meczów (690 minut)
Sezon 15/16 – 10 meczów (732 minuty)
Sezon 16/17 – 3 mecze (190 minut)
Gdy tylko był zdrowy – grał. A że zdrowy nie był prawie nigdy – jest jak jest. W tej sytuacji napisać możemy tylko jedno: szkoda chłopa.