– Sportowcy, ale i ludzie na co dzień mają podejście zadaniowe – jeżeli stanie się coś tak trudnego, traumatycznego, to potrafią się zmobilizować i w przypadku piłkarzy stwierdzić: okej, mamy do rozegrania mecz, więc na tym się skupiamy, a wszystko inne odkładamy na później. Lecz jednym przychodzi to łatwiej, drugim trudniej i nie można uniwersalnie do tego podejść, mówiąc: 30 godzin przerwy jest w porządku – mówi Tomasz Kurach, psycholog sportu, Absolwent Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego i wykładowca akademicki. Zadzwoniliśmy do kogoś mądrzejszego od siebie, bo chcieliśmy spytać jak bardzo cała sytuacja mogła odbić się na piłkarzach Borussii i czy racjonalne było rozgrywanie ćwierćfinałowego meczu Ligi Mistrzów mniej niż dobę po ataku. Zapraszamy na rozmowę.
24 godziny od zamachu – a właściwie mniej – to był za krótki czas dla zawodników Borussii na przygotowanie się do meczu?
To zależy – muszę użyć takiego sformułowania, które często pojawia się w psychologii. Trzeba spojrzeć na tę sytuację bardzo indywidualnie, ale myślę, że to mogło być niedużo czasu, by się z nią oswoić i mogła mieć ona wpływ na to, jak zagrali zawodnicy tego dnia. Zaburzona została pewna rutyna przedstartowa, czyli to, jak zwykle drużyna przygotowuje się do meczu. Wydarzenie było niecodziennie i należałoby je ocenić nie pod kątem bycia zawodnikiem, tylko z ludzkiego punktu widzenia. Sytuacja zagrażała życiu i zdecydowanie z tyłu głowy większość zawodników mogła ją mieć i przeżywać.
Termin był więc nieludzki?
Nie użyłbym takich słów, taka została podjęta decyzja, zapewne zgodnie z wszystkimi regulaminami. To się stało i w przyszłości może się powtórzyć w różnych formach, podejrzewam, że będzie trudno za każdym razem działać w ten sposób, by zawodnicy mogli czuć się komfortowo. Być może gdyby mecz rozegrać dzisiaj lub za tydzień byłoby im łatwiej, ale stało się tak i dużo uznania dla Borussii, bo byli w stanie w krótki moment się zmobilizować.
Istnieje jakiś termin w takiej sytuacji, odpowiedni dla – nazwijmy to – higieny pracy, kiedy nawet słabsi psychicznie piłkarze mogą dojść do siebie?
Nie spotkałem się z takimi uogólnionymi wytycznymi. Podejrzewam, że skoro od wybuchów do meczu nie minęły nawet te 24 godziny, może być też tak, że zawodnicy zaczęli się nad tym wszystkim zastanawiać teraz, po meczu. Sportowcy, ale i ludzie na co dzień mają podejście zadaniowe – jeżeli stanie się coś tak trudnego, traumatycznego, to potrafią się zmobilizować i w przypadku piłkarzy stwierdzić: okej, mamy do rozegrania mecz, więc na tym się skupiamy, a wszystko inne odkładamy na później. Lecz jednym przychodzi to łatwiej, drugim trudniej i nie można uniwersalnie do tego podejść, mówiąc: 30 godzin przerwy jest w porządku.
Też chyba warto nie przesadzać i nie dostrzegać traumy w każdym złym zagraniu piłkarza BVB z wczoraj?
Myślę, że tak, nie należy przesadzać, z tego względu, że mamy do czynienia z profesjonalistami, ludźmi, którzy rozegrali bardzo wiele meczów w swojej karierze. Jeżeli zdecydowali się na wyjście wczoraj, to byli przekonani, że są w stanie zagrać na dobrym poziomie. To, że wynik wyglądał w ten sposób – musielibyśmy gdybać, co by się stało, jeśli do tych wybuchów by nie doszło. Może rezultat byłby taki sam? Faktem jest, że sytuacja miała na zawodników wpływ, ale ocenić na ile zaważyło to o wyniku jest trudne, jeśli nie niemożliwe.
Piłkarze zagrali, ale po meczu wielu z nich narzekało. Może szukali wymówek?
Nie nazwałbym tego szukaniem wymówek, odnosili się do sytuacji, która dotyczyła ich bezpośrednio. To jest naturalne i ludzkie, że zawodnicy o tym mówią. Warto przytoczyć przykład z Francji, sprzed kilkunastu miesięcy, wtedy reprezentanci Niemiec, którzy zostali na stadionie, też opowiadali jak mocno przeżywali to, co działo się wokół.
Co mogła zrobić Borussia w czasie od zamachu do meczu. Udostępnić piłkarzom psychologa?
Psycholog może z zawodnikami szczerze porozmawiać. Myślę, że mogłaby być pomocna taka otwarta dyskusja na temat tego, co zawodnicy czują w danej sytuacji i czego się obawiają. Natomiast tak jak wcześniej wspomniałem, kluczowe może być to podejście zadaniowe, cały czas kierowanie uwagi na rozegranie jak najlepszego meczu. Bo jeśli nie jesteśmy w stanie wpłynąć na to, że ten mecz zostanie rozegrany w innym terminie, to skupiamy się na tym, by dać z siebie jak najwięcej w danym momencie, na tym nam zależy. Wracać do trudnych spraw warto dopiero po meczu, choć oczywiście może być to bardzo ciężkie.
W kolejnych dniach piłkarzy Borussii może dopaść niepokój czy nawet trauma, w końcu dalej będą podróżować?
Myślę, że będą się bardziej nad tym zastanawiać, ale nie szedłbym tak daleko w kierunku traumy. Kluczowe będzie zaufanie piłkarzy do swojego klubu i władz lokalnych, zabezpieczających trasy przejazdu. Ważne, by zawodnicy czuli się bezpiecznie na tyle, na ile jest to możliwe. Też fakt tego, jak wyglądał ten autokar, jak był przygotowany na trudną sytuację, może działać z korzyścią na przyszłość, bo zawodnicy mogą mieć przekonanie, że klub nie zawiódł i im pomógł. Zwykle jest również tak, że chwilę po takim wydarzeniu, kiedy większość osób o tym rozmawia, bardziej zwraca się na nie uwagę, ale już potem zaczynamy się przyzwyczajać.
Ten najbardziej poszkodowany, czyli Bartra, będzie miał najtrudniej?
Logicznie moglibyśmy tak do tego podejść, że skoro został skaleczony fizycznie, to bardziej na niego wpływa. Jednak nie ma absolutnie reguły, mogłoby się wydarzyć tak, że nikt nie zostałby ranny, a ktoś mógłby to jeszcze bardzo długo wspominać. To sprawa bardzo indywidualna, zależna od wielu czynników – doświadczeń, charakteru, sposobu radzenia sobie z takimi sytuacjami już wcześniej. Trudno ocenić, kto będzie bardziej przeżywał, a kto mniej.
Kończąc – ta sytuacja wyniku dwumeczu nie wypaczyła?
Była utrudnieniem, jednak nie szedłbym tak daleko, absolutnie nie – tym bardziej, że jest drugie spotkanie – a bardziej biłbym brawo zawodnikom Borussii, że się zmobilizowali w tak krótkim czasie i zagrali porządny mecz.
Rozmawiał Paweł Paczul