Reklama

Orły z Nicei latają wysoko

redakcja

Autor:redakcja

07 kwietnia 2017, 14:57 • 8 min czytania 7 komentarzy

Zachwycając się strzeleckimi rekordami bitymi przez AS Monaco, z rozdziawionymi ustami patrząc na to, co z obrońcami rywali potrafi zrobić atak PSG, łatwo stracić z oczu fakt, że walka o tytuł we Francji to wciąż wyścig trzech koni. A właściwie – dwóch koni i orła z Riwiery, który w ostatnich miesiącach rozpostarł swe skrzydła szeroko jak nigdy wcześniej.

Orły z Nicei latają wysoko

***

– Nie przyjechałem tu, by robić rewolucję. Chcę, żeby kibice przychodzili na stadion, by dobrze się bawić i wyjść z uśmiechem na ustach. Nie będę zamykał swoich piłkarzy w diagramach. Będziemy czerpali z futbolu radość i starali się osiągać jak najlepsze wyniki.
Lucien Favre po podpisaniu kontraktu w Nicei


Przy tym golu filozofię Favre’a widać w całej okazałości.

***

Reklama

Lato miało dla kibiców w Nicei słodko-gorzki posmak. Gdyby nie zorganizowane na przełomie czerwca i lipca ubiegłego roku mistrzostwa Europy, OGC Nice wciąż prawdopodobnie nie dysponowałoby piękną, nowoczesną Allianz Rivera. Zamiast tego musząc nadal grać na starym, 17-tysięcznym Stade du Ray. Stadionie pamiętającym czasy II wojny światowej.

Ujmijmy to tak – można dostrzec delikatne różnice między wspomnianymi obiektami.

Zrzut ekranu 2017-04-07 o 10.47.29

Znacznie trudniejszą do przełknięcia kwestią był jednak fakt demontażu zespołu, który dopiero co sięgnął po czwarte miejsce w lidze. Spośród pięciu zawodników, którzy w rozgrywkach 2015/16 rozegrali najwięcej minut dla zespołu Claude’a Puela, francuskiego wybrzeża na zgoła inne otoczenie nie zamienił tylko Jean Michael Serri.

Zrzut ekranu 2017-04-07 o 10.41.40

Mendy zasilił Leicester, Germain wrócił z wypożyczenia do AS Monaco, Ben Arfa wzmocnił PSG, Pied poszedł za trenerem do Southampton. No bo właśnie – jakby tego wszystkiego było mało, Niceę na Southampton zamienił też sam Puel, architekt sukcesu minionych rozgrywek.

Reklama

Jak się okazuje, nie tylko tych jednych.

Puel położył bowiem kamień węgielny pod kampanię, która staje się dziś udziałem Nicei, a także pewnie kilka, jeśli nie kilkanaście kolejnych. Wylał fundamenty pod budowę jedynej francuskiej drużyny, która była w stanie od początku rozgrywek, już przez 31 kolejek, utrzymywać zawrotne tempo narzucone przez PSG i AS Monaco. Francuski trener miał przeprowadzić Niceę przez okres burzliwych przemian, które potrzebowały czasu, by zaskoczyć. Otrzymał ogromny kredyt zaufania, który zaowocował czteroletnim okresem na stanowisku menedżera klubu z Lazurowego Wybrzeża.

W tym czasie zbudowano klub praktycznie od nowa, pod batutą nowego właściciela Jeana-Pierre’a Rivère’a, który nie mógł znieść widoku swojego ukochanego zespołu, bijącego się desperacko o utrzymanie w Ligue 1. O zachowanie ligowego bytu zamiast o czołowe lokaty, do których zdaniem Rivère’a był predestynowany. – Moim celem jest konsolidacja klubu na wszystkich poziomach. Struktur, nadzoru, sprzętu. Chcemy uczynić naszą markę znacznie bardziej konkurencyjną – te słowa można było jeszcze odbierać jako tani populizm, bo umówmy się – 99% prezesów wygłasza podobne frazesy, gdy obejmuje stery w klubie.

Rivère szybko przeszedł jednak od słów do czynów. Odpowiedzialnym za rewolucję uczynił Juliena Fournier, który natychmiast zakasał rękawy zaczął nowe porządki. Porządki, w których nazwiska asów z jego talii wcale nie były tymi goszczącymi na koszulkach zawodników. A przynajmniej nie na początku.

Celem stało się bowiem zsynchronizowanie akademii i działu skautingu na tyle, by z tych dwóch źródełek każdego roku napływali do drużyny piłkarze zdolni natychmiast wskoczyć do jedenastki. Nawet nie asami, a wręcz jokerami w talii Rivère’a i Fourniera mieli być dwaj pracownicy klubu, bez których dzisiejszych sukcesów – można to powiedzieć z pełnym przekonaniem – zwyczajnie by nie było.

Pierwszy z nich, to człowiek, który jest punktem wspólnym pomiędzy Paulem Pogbą, Riyadem Mahrezem i Stevenem N’Zonzim. Franck Sale.

maxresdefault-2

Prawdziwy cudotwórca, jeśli chodzi o szlifowanie talentów, którego Rivère postanowił za wszelką cenę wyjąć z Le Havre, gdzie pracował właśnie ze wspomnianą trójką dzisiejszych gwiazd naprawdę wielkiego formatu. Szef klubu nie zastanawiał się wiele i wraz z zatrudnieniem Claude’a Puela na stanowisku menedżera, zbudował Puelowi pomost pomiędzy pierwszym zespołem, a nowoczesną akademią. Faceta, który jak mało kto potrafił ocenić potencjał zawodnika i bezbłędnie obrać moment, w którym ten powinien wejść do kadry pierwszego zespołu.

Sale zbudował cały system, który obecnie jest chlubą Nicei i którego pierwszymi – i z pewnością nie ostatnimi owocami – są piłkarze tacy jak kupiony dwa lata temu przez Aston Villę Jordan Amavi, a także obecne perełki prosto z akademii, Vincent Koziello czy Malang Sarr. Zawodnicy, na myśl o których ślinka cieknie dyrektorom sportowym i trenerom największych europejskich marek.

Że mocny, konkurencyjny zespół trudno budować jedynie na akademii, nawet na tak potężnej jak te absolutnie najznamienitsze – z La Masią w Barcelonie, Neerpede w Brukseli, Academia Sporting w Lizbonie czy Varkenoord w Rotterdamie na czele – to Fournier wiedział doskonale. Poza przemodelowaniem akademii szybko zabrał się też za rewolucję w dziale skautingu, której przywódcą mianował Serge’a Recordiera.

930-2Recordier w środku, w niebieskiej koszulce

Co innego jednak pracować z budżetem na poziomie Monaco, PSG, a co innego – poruszać się w nicejskich realiach finansowych. Nicea skupiła się jednak nie na tym, czego mieć nie może. Stworzyła system, w którym dwunastu skautów obserwuje uważnie dwanaście różnych rozgrywek, a raporty wprowadza do specjalnego systemu, nadzorowanego przez Recordiera i jego sztab. Poszukując za każdym razem jak najwyższej jakości za jak najniższą cenę. Ligę angielską – o czym mówią wprost – omijają na przykład szerokim łukiem. Bo ceny są tam zdecydowanie nieproporcjonalne do prezentowanych umiejętności, a zawodnicy tak przepłacani, że trudno byłoby w dłuższej perspektywie ubić dzięki nim interes taki, na jaki zapowiada się sprzedaż pewnie co najmniej połowy dzisiejszego pierwszego składu Nicei. Tym bardziej ogromny podziw zwyczajnie musi budzić porównanie cen, jakie za skonstruowanie swoich składów zapłacili trzej liderzy ucieczki, która peleton w Ligue 1 pozostawiła daleko w tyle.

Podczas gdy najdroższym zawodnikiem, który obecnie gra w Nicei jest kupiony za 5 milionów euro Wylan Cyprien, Monaco za jednego Falcao zapłaciło prawie dziewięć razy więcej. PSG? Trzynaście razy więcej za Cavaniego czy Di Marię, dziesięć razy więcej za Davida Luiza, osiem i pół raza więcej za Thiago Silvę czy Javiera Pastore. Przyklejony do ławki/trybun, wystawiony ponoć już na letnią listę transferową Grzegorz Krychowiak kosztował sześc razy więcej. Przypomnijmy – od najdroższego gracza w kadrze Nicei i trzeciego najdroższego w historii klubu.

Robiący furorę w bramce Cardinale? Wychowanek. Głównodowodzący defensywy Dante? Śmieszne dwa i pół miliona euro. Najlepszy strzelec Plea? Wyjęty za frytki (pół miliona) z Lyonu. Geniusz środka pola Belhanda? Wypożyczony. Podobnie jak prawdopodobnie największa gwiazda – a na pewno najgłośniejsze nazwisko, jakim dysponuje Lucien Favre – Mario Balotelli.

No właśnie. Balo. O enfant terrible światowego futbolu trudno było w ostatnich latach mówić pozytywnie, a jego przejście do Nicei traktowano z dużym przymrużeniem oka. Na zasadzie: oho, kolejny zjazd, następny będzie pewnie klub pokroju Bristol Rovers czy innego Livorno, potem już tylko próby odbudowania się w Lechii Gdańsk.

Otóż nie.

To znaczy… Żebyśmy mieli jasność, Balotelli nie przestał z dnia na dzień być Balotellim. To byłoby zbyt piękne.

***

– Mario spytał mnie raz, czy pożyczę mu swojego Bentleya. Powiedziałem, żeby najpierw strzelił dwa gole Marsylii i zapomniałem o całej sprawie. Do chwili, kiedy przyszedł po kluczyki. Rozbił mi samochód na parkingu, podczas manewru cofania i zadzwonił z przeprosinami.
Mino Raiola w październiku ubiegłego roku

***

O, a pamiętacie nierówną walkę Balotelli kontra znacznik treningowy? Cóż, we Francji mieliśmy drugą część telenoweli, tym razem pod roboczym tytułem „Balotelli kontra sznurówki”. Wynik – 1:0 dla sznurówek, przez które „Balo” stracił dwie minuty meczu.

Wciąż lepiej niż Serge Aurier.

***

Jak więc wspomnieliśmy, Balotelli nie stał się nagle wzorem do naśladowania, kimś w typie role model. Ale „Super Mario” zaistniał w świadomości kibiców Nicei nie tylko swoimi przywarami, nie tylko jako ten, którego Lucien Favre otwarcie skrytykował za brak szczególnego zaangażowania w fazę obronną. Przypomniał też bowiem, skąd wziął się jego dumnie brzmiący pseudonim. Jak to się stało, że gość z tyloma problemami z własną psychiką był kiedyś zdolny niemal w pojedynkę wyrzucić Niemców za burtę mistrzostw Europy.

Dziś „Balo” to trzeci najczęściej uderzający na bramkę zawodnik Ligue 1, a także ten, którego najczęściej rywale muszą powstrzymywać w sposób nieprzepisowy. Na ile w wyniku jego przewagi fizyczno-technicznej, a na ile licząc zwyczajnie, że po kolejnym wślizgu znów obudzi się w nim Mr Hyde? Tego nie wiemy.

Zrzut ekranu 2017-04-07 o 13.14.33Najczęściej faulowani w Ligue 1, za: whoscored.com

Zrzut ekranu 2017-04-07 o 13.14.16Najczęściej strzelający na bramkę rywali w Ligue 1, za: whoscored.com

Wysokiego miejsca Nicei nie sposób z Balotellim nie powiązać. Tak – Nicea w międzyczasie stała się kolejną fabryką talentów, z której linii powinny dzięki Franckowi Sale i jego współpracownikom zjeżdżać kolejne gotowe piłkarskie produkty najwyższej jakości. I tak, zrobiła też gigantyczny postęp w aspekcie skautingu, mimo że daleko jej do siatek, jakimi dysponują największe kluby, by wspomnieć tylko o kilkuset współpracownikach FC Porto w Ameryce Południowej. Ale bez kogoś, kto ma doświadczenie w walce o absolutnie najwyższe cele, wspinaczka pod tę górę mogłaby się okazać zwyczajnie niemożliwa.

Bo – trzeba się z tym pogodzić – „Orły” chcą lecieć coraz wyżej, coraz dostojniej. I trzeba przyznać, że mają ku takim marzeniom naprawdę solidne podstawy.

SZYMON PODSTUFKA

Najnowsze

Francja

Francja

Zamieszanie nad Sekwaną. Poseł domaga się odwołania meczu Francja – Izrael

Bartosz Lodko
7
Zamieszanie nad Sekwaną. Poseł domaga się odwołania meczu Francja – Izrael
Francja

Domenech nie zostawia suchej nitki na Realu Madryt. „To mały, bardzo mały klub”

Przemysław Michalak
13
Domenech nie zostawia suchej nitki na Realu Madryt. „To mały, bardzo mały klub”

Komentarze

7 komentarzy

Loading...