Reklama

Jak co poniedziałek… PAWEŁ ZARZECZNY

redakcja

Autor:redakcja

20 marca 2017, 18:54 • 3 min czytania 15 komentarzy

Widzew, Widzew, łódzki Widzew, ja… nienawidzę. To takie słabe. Albo: naszym klubem RTS, cała Polska o tym wie… To już genialne, ze starozakonnymi w tle, jest na YouTube.

Jak co poniedziałek… PAWEŁ ZARZECZNY

No więc postanowiłem odwiedzić RTS, bo w upadającej Łodzi wciąż coś budują. Niedawno dworzec Łódź Fabryczna, najnowocześniejszy w kraju (i najdroższy, tam to był wałek), teraz z kolei, po kolei, stadion Widzewa. Ładny, ale – wypełniony po brzegi! Żywy! A to piąta liga, czwarta, jakoś jakoś…

Szukałem kogoś z Łodzi, kto pojedzie i zabierze inwalidę. Sam nie prowadzę, w zeszłym tygodniu kupiłem laskę (taką drewnianą, zmierzch Bogów), i padło na Bońka. On: Ale mecz za dwa dni, co ty pierdolisz! Wiedziałem, że następnego, więc odpisuję: dziękuję. On, że to był alko test i taka wkrętka. Ok. No to dzwonię do Citki.

– Jedziesz? Podrzucisz?
– O której mam być?

I tak pojechałem z Markiem. Z ośmiu spędzonych wspólnie godzin, trzy przegadaliśmy o Widzewie, dwie o kadrze, i kolejne trzy o… Bogu. O Widzewie (grali w Lidze Misiów, on był najlepszy), czemu nie poszedł za te 4 miliony funtów do Blackburn, to był mistrz Anglii. I złamał nogę, i zaprzepaścił szansę… On, przekonująco: klub by faktycznie zarobił więcej. Ale ja więcej zarabiałem w Polsce, sklepy z ciuchami, ja miałem z czego żyć! Ja: pamiętam, że miałeś krzywe nogi i nikt nie był w stanie cię zatrzymać. I jeździłem na wasze mecze. I zawsze Legia w łeb, zawsze kamienie w Rawie po szybach, ale coś się działo.

Reklama

I w ramach świeckiej tradycji uruchomiłem Janka z Brzezin. Restauracja, podjeżdżamy merolkiem, a tam jak za dawnych lat: Jesiotr w galarecie, kaczka w buraczkach, jabłuszka z kopytkami, kilka sałatek, krem z groszku, a do picia Ballantines. Gościna, jaka jest tylko tam, gdzie nienawidzą Warszawy. A czy wiecie, że po wojnie to Łódź była stolicą Polski?

Ten Janek z Brzezin zabrał mnie kiedyś na Widzew, z żoną w 7. miesiącu, i… byłem świadkiem nieoczekiwanych narodzin. Tak, zdecydowanie wyprawy do tego miasteczka kończyły się kompletnie nieoczekiwanie. Tym razem też, bo… Najpierw Marek zaczął opowiadać mi o Niezgodzie. To taki kolejny Lewandowski, którego też Legia nie chciała, nawet przed miesiącem, to walnął jej gola, zresztą wali zawsze komu chce, teraz też w tej kolejce. Pokazuje zdjęcie jakiegoś kulturysty i pyta: kto to jest?

– Kaloryfer na brzuchu, nie wiem!
– Niezgoda!

Bardzo bym chciał, by z roku na rok stawał się mocniejszy. No a Marek by się nie mylił, nam są potrzebni nowi piłkarze, bo 12. miejsce na świecie w rankingu to namiastka, nam potrzebne jest mistrzostwo! Jak Widzewowi, Legii, Syrence…

*

Ale trzy najciekawsze godziny z rozmów w drodze na Widzew i z powrotem, to te o Bogu. Ujmę to tak – traktowałem Citkę jak piłkarza i menedżera. Trochę nawiedzonego cymbała. A teraz traktuję go jako Człowieka. Poziom naszych rozmów, nawet przy paru litrach balantynki (ja), był niebywały.

Reklama

Następnego dnia napisałem mu, że powinien zostać misjonarzem. Serio, powinien. A nie piłkarzem. Patrzcie, jak można polubić gracza RTS po latach! I szanować. A obiad był godny, a nie głodny.

W tygodniu byłem też na Wiśle, Lechu, a wczoraj miałem trafić i na Lechię. Taki był plan. Ale jak pan trener Lechii dwa dni nie odbiera telefonu, to całkiem dobrze, że wróci do USA.

Ludzie starzy, z laską pod pachą, potrafią przylutować coraz mocniej.

*

Z Czarnogórą gramy? Już za tydzień? Będzie jak z Ekwadorem.

Ale to przecież nie mój problem.

Jeden Lewandowski nie wystarczy.

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
0
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać
Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Felietony i blogi

Komentarze

15 komentarzy

Loading...