Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

08 marca 2017, 14:04 • 6 min czytania 14 komentarzy

W pierwszej po przerwie zimowej kolejce zaplecza Ekstraklasy uwagę musiały przykuć dwa mecze. Po pierwsze – show na naprawdę wysokim poziomie, kasujące pod względami czysto piłkarskimi wiele spośród meczów najwyższej ligi. Starcie Chojniczanki Chojnice z GKS-em Katowice, dość szalona bitwa dwóch kandydatów do awansu. W tym teoretycznie nie powinno być nic dziwnego – wszak to już zespoły jedną nogą w Ekstraklasie, więc i poziom ich spotkań powinien nawiązywać do tego ekstraklasowego. Ale był też drugi ciekawy mecz.

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Na stadion drużyny numer osiem, grającej w tym sezonie raczej o zachowanie twarzy po fatalnym początku ligi, wpadł walczący o utrzymanie zespół zimujący w strefie spadkowej. Jasne, swoje zrobiła derbowa atmosfera i otoczka oraz zimowa nadzieja wlana w serca kibiców przez hojnych działaczy miejskich spółek dotujących oba kluby. Nie da się jednak ukryć, że na tle takiej Lechii z Cracovią, starcie Górnika Zabrze z GKS-em Tychy, bo o nim mowa, szału nie robi. Lider Ekstraklasy na mecz z rywalem z Krakowa, jedno z kilkunastu spotkań dzielących ich od tytułu, stawił się jednak w trochę ponad 13 tysięcy głów. Zabrze? Blisko 18 tysięcy kibiców. Na meczu, który właściwie nie miał stawki, bo Górnikowi ani awans, ani spadek nie grozi. Mało? Tyszanie przyjechali w tysiąc osób.

W tym roku tylko na jednym meczu frekwencja przewyższała zabrzański wyczyn – Lech w ponad 30 tysięcy gardeł dopingował swój zespół w starciu na szczycie z Lechią. Legia w dwóch meczach u siebie nie dobiła do 17,5 tysiąca, pozostałe ekstraklasowe kluby należy taktownie przemilczeć.

Ale to przecież wierzchołek. Głośno o sukcesach klubów z niższych lig było praktycznie całą zimę, wymieniać można długo – od prób ściągnięcia do Nowego Sącza Freddy’ego Adu, przez coraz głośniejsze debaty o nowym stadionie dla Radomiaka Radom, aż po III ligę. O karnetowym wyczynie Widzewa napisano już wszystko, ŁKS z kolei nadwyżkę budżetową (!) zimą zainwestował w nieruchomości wokół powstającej bazy treningowej. Po obu stronach Łodzi zresztą budowane są boiska dla młodzieży, wreszcie, po latach zaniedbań, podczas których młodzi piłkarze najsilniejszych klubów trzeciego miasta w Polsce tułali się od boiska do boiska. Marketingowo czy kibicowsko też Łódź 2017 wygrywa z Łodzią 2012. Żadną kontrowersją nie jest wniosek, że oba kluby funkcjonują zdecydowanie lepiej, niż za czasów swojej gry w I lidze czy nawet Ekstraklasie.

Infrastruktura zresztą wszędzie odciska swoje piętno – na meczach GKS-u Tychy nikogo nie dziwi obecność przeszło pięciu tysięcy kibiców, derby z GKS-em Katowice obejrzało zaś 11 tysięcy fanatyków. A przecież cały czas ma rosnąć liczba nowych obiektów, od Rzeszowa po Szczecin.

Reklama

***

Trochę głupio cieszyć się z aż tak małych rzeczy, ale po raz pierwszy od 2010 roku żadna z drużyn I ligi nie zbankrutuje w trakcie rozgrywek, albo tuż po ich zakończeniu. Do tej pory ta klasa rozgrywkowa była jak pole minowe:

2010/11 – wycofanie Stilonu Gorzów Wielkopolski po 28. kolejce
2011/12 – wycofanie Ruchu Radzionków po zakończeniu rozgrywek
2012/13 –  wycofanie ŁKS-u Łódź po 22. kolejce, Polonia Warszawa bez licencji na kolejny sezon
2013/14 – Kolejarz Stróże bez licencji na kolejny sezon
2014/15 – Flota Świnoujście wycofała się po 29. kolejce
2015/16 – Dolcan Ząbki wycofał się po rundzie jesiennej, klub Radosława Osucha nie przystąpił do rozgrywek

Do tej pory trudno było się pozbyć wrażenia, że na miejsce tych wycofanych wchodzą nowe sezonowe ciekawostki, które na dniach podzielą los wcześniejszych bankrutów. Pamiętacie te obszerne analizy? “Klubowi X nie opłaca się awansować, więc w ostatnich kolejkach zapewne znów zacznie rozdawać punkty”. “Klub Y wie, że nie spełni warunków licencyjnych wyższej ligi, więc wiosną gra o wiele słabiej, niż jesienią”. Dziś czegoś takiego nie ma – w II lidze wszyscy trzaskają się po mordach aż miło, zero kunktatorstwa, a marki walczące o awans to kluby z zapleczem kibicowskim, finansowym i historią, która pozwala na poważnie myśleć o grze wyżej. Podkreślam: grze, a nie tylko “przebywaniu”. Skoro ostra rywalizacja wielkich i zasłużonych przeniosła się już do III ligi, można wreszcie bez przekąsu mówić o elitarności nie tylko Ekstraklasy, ale i I ligi.

Ofensywa marketingowa drugiego poziomu rozgrywkowego tylko to potwierdza. Działacze jak Wojciech Cygan, Martyna Pajączek czy Grzegorz Bednarski to ludzie z głową na karku, którzy potrafią też bardzo skutecznie kooperować w ramach jednego pierwszoligowego organizmu. Sponsor tytularny czy poważniejsze podejście Polsatu do transmitowanych na ich antenie rozgrywek tylko potwierdza efektywność ich zakulisowych nacisków.

Rosnąca siła I ligi wynika moim zdaniem jednak nie tylko z rozwoju infrastruktury i kreatywności łebskich prezesów w kilku klubach. Nieco zapomniana, a chyba kluczowa była również “centralizacja”, prowadzona od kilku lat na wielu poziomach. Płacz, szczególnie po połączeniu dwóch grup na trzecim poziomie rozgrywkowym, był niewyobrażalny – bo jak to, Błękitni w II lidze będą musieli śmigać do Rzeszowa. A jednak, opłaciło się. Koszty utrzymania w II lidze drastycznie wzrosły, ale na bieżni pozostali ci najszybsi i najsprytniejsi. Rok temu z ośmiu trzecich lig stworzono cztery. Z jednej strony więc zmuszono łódzkie kluby do objazdowych wycieczek po Łomży czy Białymstoku, ale z drugiej – poziom nawet tej kartoflanej III ligi poszedł w górę. W końcu każdą z grup tworzą tak naprawdę spadkowicze z II ligi oraz wąskie grono drużyn walczących rok temu o awans. Zwycięzca, który awansuje w tak konkurencyjnych warunkach będzie o wiele większym wzmocnieniem dla trzeciego szczebla rozgrywkowego niż zwycięzca starej ligi “dolnośląsko-lubuskiej”.

Reklama

To nie było łatwe, miłe ani przyjemne, ale absolutnie konieczne. Rodzaj tamy gdzieś w III lidze właśnie – na tym szczeblu zaczyna się pełna profesjonalizacja, albo się dostosujesz, będziesz opłacał rachunki na czas, wynajmował autokar do jeżdżenia na drugi koniec Polski i szkolił młodzież na kilku boiskach, albo daj sobie spokój i amatorsko kop gdzieś na swoim podwórku. Brutalne, ale w ostatecznym rozrachunku budujące siłę I i II ligi. Nie trzeba mieć jakiejś potężnej wyobraźni, by odgadnąć frekwencję, potencjał marketingowy i poziom sportowy oraz kibicowski I czy II ligi, w której spotkają się ŁKS, Widzew, Polonia Warszawa, GKS Tychy, Górnik Zabrze, Raków Częstochowa, KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, Radomiak Radom, Siarka Tarnobrzeg, Odra Opole… Na nowych stadionach. Budowane w nowoczesny sposób, bez bagażu wszelkiej maści działaczy z lat dziewięćdziesiątych i wcześniejszych. Z bezwarunkowym wsparciem kibiców, wreszcie w pełni wierzących w swoje kluby.

Zestawiając to z hitem II ligi wschodniej sprzed paru lat, meczem na szczycie z udziałem Pelikana Łowicz i Puszczy Niepołomice… Pozmieniało się.

Zastanawiam się jedynie – na ile to stały trend. Czy faktycznie mamy w Polsce ponad pięćdziesiąt klubów, które wytrzymają tempo szczebla centralnego, spełnią wszystkie warunki licencyjne, zapewnią sobie dopływ gotówki, czy to z kibiców, czy ze sprzedawanych młodych talentów? Czy wszystkie kluby zasługujące dziś na pochwały – Górnik, GKS Tychy, Radomiak, Odra Opole, Raków Częstochowa, ŁKS, Widzew – mają na tyle solidne fundamenty, by przetrwać chudsze lata? Nie wiem. Ale widać ewidentnie, gdzie postawiono granicę między futbolem a zabawą. Odpadnie jeszcze kilku bankrutów od lat bujających się na granicy, może nawet niektóre kluby z obecnej Ekstraklasy. Na ich miejsce wchodzą jednak silniejsi, więksi, bardziej poukładani.

II-ligowy folklor jest wypierany przez tych, którzy nigdy nie pogodzili się ze spadkiem z Ekstraklasy. Rzut oka na tabelę wszech czasów wiele wyjaśnia. W Polsce mamy 35 klubów, które spędziły przynajmniej 10 lat w najwyższej lidze, medale zdobywało również 35 zespołów, a przecież w tej stawce brakuje dość “młodych” – Podbeskidzia, Bruk-Betu, Górnika Łęczna. Miejsc jest 16.

Fajnie, że walka o nie wreszcie przypomina piłkę nożną, na boisku, na trybunach i w gabinetach działaczy. Źle na tej konkurencyjności nie wyjdzie nikt, z ekstraklasowcami włącznie.

Najnowsze

Anglia

Trener Chelsea tonuje euforyczne nastroje. “Nie jesteśmy w wyścigu o tytuł mistrzowski”

Arek Dobruchowski
0
Trener Chelsea tonuje euforyczne nastroje. “Nie jesteśmy w wyścigu o tytuł mistrzowski”

Felietony i blogi

Komentarze

14 komentarzy

Loading...