Podskórnie czuli to wszyscy, choćby analizując ustawienie na papierze czterech najlepszych drużyn Ekstraklasy. Wystarczył rzut oka na dośrodkowanie Vassiljeva, rajd Jevticia, prostopadłe podanie Odjidji-Ofoe czy ustawianie się Krasicia, by stwierdzić – wyścig o mistrzostwo będzie naprawdę pasjonujący. Teraz jednak, świeżo po zwycięstwie Lecha Poznań nad Lechią Gdańsk, mamy jasne potwierdzenie w liczbach. Ostatni raz tak wyrównaną walkę aż czterech drużyn oglądaliśmy w szalonym sezonie 2011/12, ochrzczonym wyścigiem żółwi, w którym najszybszym z nich okazał się Śląsk Wrocław.
Wówczas po 24 kolejkach różnica między liderem a czwartą siłą rozgrywek wynosiła zaledwie 4 punkty – dokładnie tyle, ile dziś. Od tamtej pory na tym etapie sezonu zazwyczaj mieliśmy do czynienia albo z wyścigiem dwóch koni, albo z samotną ucieczką. Zerknijmy jednak jak to wyglądało sezon po sezonie.
2011/12
Patrząc na potencjał, finanse, nazwiska i samą grę poszczególnych drużyn wydawało nam się, że to po prostu czterech rannych żołnierzy walczy o to, kto wykrwawi się ostatni. Po 24 kolejkach tamtych rozgrywek liderem była Legia Warszawa, z ambicjami iście mocarstwowymi. W kadrze Nacho Novo, Ismael Blanco, Danijel Ljuboja, nie wspominając o całej armii “młodych zdolnych” z Wolskim na czele. Na ich tle – bo przecież grali też Żewłakow, Astiz, Kuciak, Wawrzyniak i ogółem kupa ludzi, którzy w Ekstraklasie powinni zamiatać większość rywali – reszta wyglądała biednie. Wystarczy wspomnieć, że czwartą wówczas Koronę Kielce do zwycięstw prowadził zabójczy atak Korzym-Gołębiewski.
Papier papierem, liga ligą. Czub po 24 kolejkach wyglądał tak:
1. Legia 45 punktów
2. Ruch 44 punkty
3. Śląsk 42 punkty
4. Korona 41 punktów
Różnica 1-4: 4 punkty
Na piątym miejscu również z 41 punktami była Polonia Warszawa, jedyny w tym gronie rywal, który finansowo i organizacyjnie mógł nawiązać walkę z liderem. Pozostali byli silni trochę niemocą Legii, trochę eksplozją formy piłkarzy już niejednokrotnie skreślanych – by wspomnieć tu choćby Łukasza Gikiewicza, Sebastiana Milę czy Łukasza Madeja w Śląsku Wrocław, czy Pawła Abbotta (!) i Piotra Stawarczyka w Ruchu Chorzów. Okej, eksplozja formy to za duże słowo, ale Abbott wtedy ciachnął sześć goli, więcej mieli tylko Jankowski i Piech. Przyznacie chyba, że obecnie atak Jagiellonii chociażby wygląda poważniej. Jak sezon się skończył – wszyscy doskonale pamiętamy. Zaskakujące mistrzostwo Śląska.
Podobieństwa z obecnym? Wyrównana czołówka. Różnice? Wtedy – naszym zdaniem – wszystkie czołowe drużyny były równie słabe, obecnie są zaś równie mocne.
2012/13
1. Legia 53 punkty
2. Lech 51 punktów
3. Górnik 37 punktów
4. Śląsk 37 punktów
Różnica 1-4: 16 punktów
Pierwszy sezon trwającego właściwie do ubiegłego roku rodzimego duopolu, podczas którego 9 z 11 trofeów zdobył ktoś z dwójki Legia/Lech. Doskonale widać to było w tabeli, gdzie oba kluby odstawiły cały peleton, jeszcze lepiej w liczebności i rotacji składów poszczególnych klubów czy frekwencji na stadionach. Mocarstwowe ambicje Poznania i Warszawy zaczęły się uwidaczniać nie tylko w dorobku punktowym, ale też w kwotach transferowych kupowanych i sprzedawanych zawodników czy nakładach na skauting i szkolenie młodzieży. Co tu dużo pisać – punktów stycznych z obecnym sezonem nie ma, w sezonie 2012/13 od początku do końca mieliśmy do czynienia z wyścigiem dwóch koni. 14 punktów przewagi drugiego Lecha nad trzecim Górnikiem było jak deklasacja. Przepaść, którą obecnie w Ekstraklasie można by było wykreślić między liderem z Gdańska, a ósmą w tabeli Koroną Kielce. Manifestacja siły Legii i Lecha.
2013/14
1. Legia 49 punktów
2. Wisła 44 punkty
3. Ruch 41 punktów
4. Lech 40 punktów
Różnica 1-4: 9 punktów
Bodaj najlepszy sezon Legii w historii najnowszej, nałożony jednocześnie na kiepski początek Lecha Poznań. Eksperci i kibice oczekiwali kontynuacji walki sprzed roku, gdy to Lech kąsał po piętach legionistów i stanowił godnego rywala dla budowanej z coraz większym rozmachem drużyny stołecznej. Taka faktycznie miała miejsce, ale dopiero w końcówce sezonu – Lech został wicemistrzem, od marca do maja wygrał siedem z ośmiu meczów i dzięki podziałowi punktów dość długo nie pozwalał Legii na przymierzanie korony. Umówmy się jednak – po 24 kolejkach nic nie wskazywało na to, by ktokolwiek mógł zagrozić liderowi – Wisła z najmniejszą stratą punktową grała chimerycznie, już w dwóch kolejnych meczach u siebie przegrywając z Ruchem i Zawiszą. Chorzowianie tracili zaś aż osiem punktów. Zero punktów stycznych z obecnym sezonem, może poza tym, że aż cztery kluby miały czwórkę z przodu w dorobku punktowym po 24 serii meczów.
2014/15
1. Legia 46 punktów
2. Jagiellonia 41 punktów
3. Lech 40 punktów
4. Śląsk 38 punktów
Różnica 1-4: 8 punktów
W mistrzowskim sezonie Lecha Poznań po 24 kolejkach mieliśmy coś pomiędzy obecną sytuacją a klasyczną walką dwóch klubów. Otóż między Lecha i Legię, od dwóch lat okupujących pierwsze dwa miejsca w tabeli, wkręciła się Jagiellonia Michała Probierza, w dość zaskakujący sposób dotrzymująca kroku obu mocarzom. Co prawda niewiele było wątpliwości co do tego, kto zajmie pierwsze dwa stopnie podium – na korzyść Lecha i Legii świadczyła zarówno szerokość kadry, jak i forma. Sześć kolejek później, przy podziale punktów, Legia i Lech miały już odpowiednio siedem i pięć punktów przewagi nad Jagą. Był to jednak w miarę wyraźny sygnał – dynamiczny rozwój dwóch największych klubów w Polsce stymuluje również te z dalszych miejsc. A jak się miało już wkrótce okazać – swój potencjał Jagiellonia będzie budowała nie tylko na wychowankach jak Drągowski, ale też mądrym inwestowaniu pieniędzy otrzymanych za Gajosa czy Pazdana. Pieniędzy otrzymanych od Lecha i Legii. Ostateczne rozwiązania w sezonie 2014/15 pokazały, że Legia jeszcze nie odjechała lidze, czołowy duet zaś nie może spoczywać na laurach – bo konkurencja nie śpi. Na koniec rozgrywek 13/14 Legia miała 14 a Lech 6 punktów przewagi nad trzecim miejscem. Rok później – Lech dwa punkty, Legia tylko jeden.
2015/16
1. Legia 49 punktów
2. Piast 47 punktów
3. Pogoń 41 punktów
4. Cracovia 40 punktów
Różnica 1-4: 9 punktów
Sezon-anomalia. Trudno w jakikolwiek sposób odnosić go do długofalowych zmian w polskiej piłce, bo wystrzał “polskiego Leicester” miał charakter identyczny z faktycznym Leicester City – trafił się sezon życia kilku piłkarzom zebranym nieco przypadkiem w dość dziwnym miejscu. Reguła wyraźnego odstawienia stawki po 24 kolejkach zostaje jednak zachowana, ba, Legia z Piastem niemal dogoniły pamiętny wyścig Legii z Lechem sprzed trzech lat. Pogoń i Cracovia odstawały bardzo wyraźnie, przy podziale punktów zaś dominacja czołowego duetu była już tak ogromna jak radość na twarzy Vanji Milinkovicia-Savicia podczas wczorajszej zadymy z lechitami. 14 i 12 punktów przewagi nad trzecim miejscem po 30 meczach – oczywisty argument, by ubiegły sezon wrzucić do szufladki z napisem “wyścig dwóch koni”.
***
I wreszcie pojawiają się obecne rozgrywki.
1. Lechia 46 punktów
2. Jagiellonia 45 punktów
3. Lech 44 punkty
4. Legia 42 punkty
Różnica 1-4: 4 punkty
To, że różnica między liderem a czwartym miejscem jest najmniejsza od lat, widać na pierwszy rzut oka. Warto jednak zaznaczyć od razu:
– po raz pierwszy główny kandydat do mistrzostwa (wg kursów bukmacherów, ale i ekspertów) jest najsłabszy w czwórce
– po raz pierwszy na pierwszych dwóch miejscach nie ma ani Lecha, ani Legii
– po raz pierwszy kompletnie nie mamy wrażenia, że którakolwiek z drużyn znalazła się tu przypadkiem
– po raz pierwszy każda z nich już wiosną zalicza występy dobre/kozackie
Czyli innymi słowy – równość nie wynika ze słabości, ale mocy. Nikt chyba bowiem nie odważy się deprecjonować siły każdego z tych klubów, umiejętności trenerów (w pierwszej kolejności) i piłkarzy. Tego, że każda z nich potrafi grać widowiskowo, równo i z polotem. Wyścig żółwi? Nie, nie tym razem. Tym razem to po prostu bitwa godnych rywali. Nie chcemy uderzać w populizm i banał, ale mimo wszystko – aż trzy kluby patrzą w tabeli z góry na drużynę, która zremisowała z Realem Madryt i ograła Sporting Lizbona. To o czymś świadczy.
Zostało już tylko 13 serii spotkań. Delektujmy się każdą z nich, bo to już oficjalnie jeden z najlepszych sezonów ostatnich lat.
Fot. 400mm.pl