Ruch Chorzów miał w tym sezonie poważne kłopoty z bramkarzami. Matus Putnocky przeprowadził się do Poznania, na co zresztą solidnie na Górnym Śląsku zapracował, a żaden z trzech jego potencjalnych zastępców nie potrafił udowodnić, że zasługuje na opuszczone miejsce w klatce. Najpierw spróbował Skaba, ale okazało się, że lata spędzone w pozycji siedzącej zrobiły swoje. Kamil Lech na pewno ma warunki, by zostać klasowym bramkarzem, ale po tym, co pokazał, mamy wątpliwości, czy nie wolelibyśmy, by w bramce znów stawał jego tata. Obaj trochę Ruchowi zawalili, a również będący na kontrakcie Jakub Miszczuk w ogóle nie dostał takiej okazji, co wiele o nim mówi. Stąd łowy w sprawdzonych rejonach i ściągnięcie Libora Hrdlicki – uznano, że najszybciej to właśnie Słowak zastąpi rodaka. Nie stało się to jak za pstryknięciem palców, ale wszystko zmierza w dobrym kierunku.
Po kilku występach, w których był elektryczny, po wielu naprawdę solidnych zawodach, przyszedł taki mecz, po którym trzeba powiedzieć, że Hrdlicka wybronił Ruchowi spotkanie. I podarował cenny punkt.
Ale po kolei. Pierwsza połowa nie mieściła się w ramach definicji ekstraklasowego męczenia buły. Goli co prawda nie było, ale bylibyśmy znacznie szczęśliwszymi ludźmi, gdybyśmy w ciągu 45 minut każdego meczu tej pasztetowej ligi zobaczyli pięć fajnych dwójkowych akcji, po których śmierdziało golem. Przy dwóch na tyle intensywnie, że czuć to było chyba nawet w Chorzowie. Wyliczmy wszystkie, bo to jasno pokaże, kto miał przewagę w tej części gry:
– po podaniu Misaka oko w oko z Hrdlicką stanął Guba (bramkarz obronił),
– po podaniu Przybeckiego Pilarza minął Niezgoda, ale strzał był słaby, piłce do bramki nie pozwolił wpaść Szarek,
– Gutkovskis zmarnował wyłożenie piłki przez Stefanika (Hrdlicka obronił),
– Guba oddał minimalnie niecelny strzał z dystansu po wymianie podań z Gutkovskisem,
– Hrdlicka odbił uderzenie Stefanika po akcji z Misakiem.
4-1 w groźnych sytuacjach. Już widzicie, że najczęściej w kluczowych momentach pada nazwisko słowackiego bramkarza, a w drugiej połowie trend ten został podtrzymany. Przede wszystkim Hrdlicka obronił karnego strzelanego przez Wojciecha Kędziorę. Napastnik zaliczył wejście smoka, ale w drugą stronę – “11” na wagę trzech punktów zmarnował kilkadziesiąt sekund po pojawieniu się na boisku.
Ale o karnych trzeba niestety powiedzieć trochę więcej – sędziowie w tej kolejce są w formie Górnika Łęczna z dwóch pierwszych meczów za kadencji Smudy. Albo jeszcze gorszej – arbitrzy gwiżdżą w ten weekend tak, że mogliby jechać na wymianę do Hiszpanii i nikt nie zauważyłby różnicy. Jakubik zawalił, bo:
– Ruchowi należał się rzut karny po zagraniu ręką Putiwcewa,
– Bruk-Betowi nie należał się rzut karny po “faulu” Helika na Putiwcewie.
Ruch został dziś skrzywdzony.
Pisaliśmy o świetnej postawie Hrdlicki, ale Pilarzowi też trzeba oddać, że w drugiej połowie obronił kilka piłek. Uaktywnił się Lipski i od razu gra Niebieskich wyglądała lepiej. Najlepsza okazja Ruchu wynikała jednak z chaosu – z kilku metrów w Pilarza trafił wtedy Helik. Jeszcze w samej końcówce Dawid Nowak przestrzelił w świetnej sytuacji, a później gdy już jakimś cudem udało minąć się Hrdlickę, strzał Gergela zatrzymali obrońcy.
Uff… Niby 0-0, a działo się naprawdę sporo. Termalica była bliżej zwycięstwa, ale remisuje trzeci z czterech wiosennych meczów. Hrdlicka Hrdlicką, ale dziś w Niecieczy naprawdę mają powody, by pluć sobie w brodę.
Fot. FotoPyK