Wreszcie dopiął swego. Próbował, próbował i wreszcie trafił do wymarzonej Premier League. Z Kamilem Grosickim rozmawiamy o pierwszych jego dniach w Anglii.
***
Kogo mam zapytać, jeśli nie ciebie. Od jakiegoś czasu próbuję zgadnąć, z jakiego powodu Anglicy robią transfery na ostatnią chwilę, tuż przed zamknięciem okna…
Wiesz co, wtedy – tuż przed końcem – naprawdę szybko idzie. Pieniądze przestają mieć znaczenie. Negocjuje się dość łatwo zarówno z pozycji klubu sprzedającego, jak i z pozycji piłkarza. Zegar tyka i albo tak, albo nie, bez zbędnego lania wody. Zresztą mój menedżer Thomas Kroth, który to wszystko zorganizował, od początku mi mówił: – Kamil, oferty z Anglii na pewno ci przyniosę, ale dopiero w dwóch ostatnich dniach okienka. Tak tu po prostu jest i tyle. Ja się pytałem: – Kiedy? Kiedy? Kiedy? On powtarzał: – Spokojnie, dwa ostatnie dni. Nawet udało mi się od tego odciąć. Poprzednie okienko to był dramat. Głowa ciągle gdzie indziej, nie byłem w stanie się na niczym skupić, na treningach, na meczach, byłem w innym świecie. Tym razem podszedłem do tego inaczej. Uznałem: albo mnie kupią, albo jestem lewy, coś ze mną nie tak i tam nie trafię. Trudno. A tu patrz, 9 milionów euro za 29-latka. Duża suma, co?
Bardzo duża.
Zwłaszcza, że w tym okienku w Europie nie było szaleństw. Ale Anglicy to Anglicy, nie szczypią się. Dla mnie Premier League to było marzenie. Miałem inne propozycje, np. z bardzo dobrego klubu z Belgii, ale od razu mówiłem: nie interesuje mnie to. Albo Anglia, albo Chiny za grubo. Zaufałem menedżerowi i się udało.
Pół roku temu się jednak sparzyłeś. Leciałeś na ostatnią chwilę tak jak i teraz. Nie miałeś myśli, że w Hull też coś może pójść nie tak?
Kiedy leciałem na miejsce, a czas uciekał, to trochę się bałem. I wiesz co, nawet nie bałem się, że transfer się wysypie, co oczywiście by mnie bolało, ale jednak wróciłbym do Francji i grał dalej. Bałem się reakcji ludzi w Polsce. Tego, że zostanę pośmiewiskiem. No ale co, nie zostałem, prawda? Wszystko klepnęliśmy, jestem szczęśliwy.
Widziałem, że szybko złapałeś kontakt z miejscową Polonią.
Jedna restauracja Izabella, druga – Kuchnia Polska. Powitało mnie ze dwustu Polaków, cieszą się, że reprezentant Polski trafił do ich miasta, chcą pomagać. To bardzo miłe. Ale na dłuższą metę to wiadomo, ze muszę radzić sobie samemu. Angielski jako tako rozumiem. Akcent tutaj u miejscowych – masakra, trudno cokolwiek wyłapać. Ale już trenerem jest Portugalczyk i on po angielsku mówi tak jak zwykły Europejczyk. I tu już problemu nie mam żadnego.
Spodziewałeś się, że cię wpuści od razu w pierwszym składzie?
Nie, ale dobrze, że tak się stało. Przeciwko takim zespołom lepiej wejść od początku, jakoś sobie rozłożyć mecz na kilka akcji. A jakbym wszedł na 20 minut bronić 1:0? Wielka niewiadoma. Z drugiej strony – ściągnięto mnie tu po to, żebym grał w pierwszym składzie i tyle. Mam robić punkty. Każdy punkt na wagę złota.
Na reprezentancie Polski w ogóle rywale robią wrażenie? Przejmujesz się, że to Liverpool?
Tak. To jest inny dreszczyk. Kariera się kiedyś skończy, będzie można opowiadać – tam grałem, tam grałem. Historia piłki. Jako dziecko kibicowałem Manchesterowi United, a moim idolem był David Beckham. Ty, wiesz co… Może lepiej tego nie pisać, bo ci nasi to się z Manchesterem United nie lubią… Albo dobra, pisz. Taka prawda. Nasz Stadion Narodowy jest przepiękny, ale jak poszedłem na Old Trafford. Ja pierdzielę, coś niesamowitego dla mnie.
Momentami dziwna ta twoja kariera. Pół roku temu nieudany transfer do Anglii. Rok temu nagle wyskoczyłeś z pomysłem, by… wracać do Legii.
Faktycznie, rok temu chciałem iść do Legii. Trenerzy się ciągle zmieniali, ja wchodziłem z ławki… Ważna była dla mnie reprezentacja. Uznałem, że w Warszawie idealnie przygotuję się do turnieju, podczas Euro wpadnę komuś w oko i ktoś mnie kupi. We Francji wtedy wyśmiali mój pomysł, zaproponowali nowy kontrakt. Ale chociaż poznałem prezesa Legii, fajny facet. No i Legia poradziła sobie beze mnie, a ja bez Legii. Hmm, czasami mam dziwne pomysły, każdy to wie.
Niektórzy mówią, że i Hull City to dziwny pomysł. Szedłeś do ostatniego klubu w tabeli.
Wyzwanie. Ja lubię wyzwania. Ty teraz jesteś w Hiszpanii, tak? Kto tam jest na ostatnim miejscu?
Osasuna.
No to gdybym miał ofertę z Osasuny, to bym tam nie poszedł. Jak w Hiszpanii jesteś na ostatnim miejscu to po tobie, będą cię ostrzeliwać co kolejkę. Ale tutaj nie, Anglia to co innego. My zrobiliśmy cztery punkty na United i Liverpoolu, City dopiero co męczyło się ze Swansea. Leicester mistrz, a teraz walczy o utrzymanie. Nie ma wysokich wyników, każdy może wygrać z każdym… W kadrze jest kilku chłopaków, którzy zdobędą mistrzostwa w swoich krajach. A ja zdobędę w Anglii. Dla mnie utrzymanie będzie właśnie mistrzostwem. Teraz każdy mecz to finał.
Potrzebowałeś takiego bodźca.
O tak. We Francji niby zawsze mieliśmy w planie powalczyć o puchary, ale potem rzeczywistość nas weryfikowała. W efekcie od pewnego momentu graliśmy tylko po to, żeby dokończyć sezon. To bez sensu. Ja muszę być pod prądem. I w reprezentacji będę lepszy, jak wpadnę w ten cykl meczów o taką stawkę tydzień w tydzień. Tutaj adrenalina niesamowita. Tempo, jedna akcja, druga, tu atakujesz, za chwilę kontra…
Ale podobno gdybyście spadli, to masz obietnicę, że klub cię puści.
Ale co my o tym spadku… Tu się utrzymać trzeba! Trenera mamy super, tak mi się wydaje, chłopaki zmobilizowani. Walczymy. Podpisałem kontrakt na trzy lata i chcę przez ten czas cały czas występować w Premier League.
Masz w głowie ten moment, gdy kolega z drużyny marnuje twoje idealne podanie w pierwszym meczu?
A wiesz, że tak? Chyba dobrze mu zagrałem, tak mi się wydaje. Cieszę się z debiutu, ze zwycięstwa w meczu z takim rywalem, ale gdybym jeszcze był gdzieś zapisany – przy golach, albo asystach… Pełnia szczęścia. Ale jeszcze 14 meczów do końca, jest czas zapunktować. Teraz jedziemy na Arsenal, tam jest dużo miejsca i mam przeczucie, że coś się może wydarzyć. Wiadomo, rywal potęga, ale my lubimy grać z kontry. No i trzeba ode mnie wymagać liczb, mam brać odpowiedzialność, po to mnie kupiono. Jak zawiodę to zapomną o tych 9 milionach wydanych na mnie i wezmą kolejnego na karuzelę. Popatrz na Newcastle – wzięli dwóch gości z Francji, Thauvina za 18 milionów i Cabellę za 10 milionów. I co? Obaj znowu są we Francji. Nie sprawdzili się to wyjazd. Ja muszę się sprawdzić!
Co teraz?
Teraz punktujemy, a potem Czarnogóra. Przyjadę i będę innym zawodnikiem. Lepszym. Tak czuję.
Rozmawiał STAN
Fot. FotoPyK