Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Krzysztof Stanowski

Autor:Krzysztof Stanowski

31 stycznia 2017, 13:40 • 5 min czytania 69 komentarzy

Nikt już nie pamięta, jaki był pierwszy międzynarodowy transfer w historii futbolu. Nikt też nie pamięta, który trener jako pierwszy prowadził klub spoza swojego kraju. O zagranicznych działaczach nawet nie wspominam – wystarczy napisać, że FC Barcelonę założył Szwajcar.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Jest dla nas całkowicie naturalne, że po boisku biegają obcokrajowcy. W 1999 Chelsea w spotkaniu przeciwko Sunderlandowi wystawiła zespół, w którym nie było ani jednego Anglika. Dwa lata później Energie Cottbus bez ani jednego Niemca w składzie zagrało przeciw Wolfsburgowi (wśród czternastu zawodników, którzy pojawili się na boisku byli między innymi Andrzej Kobylański i Witold Wawrzyczek). Nam, kibicom, stało się wszystko jedno, czy po murawie biegają chłopaki z okolicy, czy może facet z drugiego końca świata. Najważniejsze, by prezentował odpowiedni poziom sportowy.

Dla trenerów również narodowość nie ma znaczenia. Bora Milutinović prowadził Meksyk, Kostarykę, Stany Zjednoczone, Nigerię, Chiny, Honduras, Jamajkę i Irak. Przykład nieco zbyt egzotyczny? No to inaczej: ligę angielską angielski trener po raz ostatni wygrał w 1992 roku. W tym roku ta seria nie zostanie przełamana, ponieważ pierwszych jedenaście zespołów w tabeli prowadzą cudzoziemcy.

W gabinetach nie inaczej. Hiszpańskiego trenera w Manchesterze City zatrudnił hiszpański dyrektor sportowy, a zielone światło dał szejk z Abu Dhabi. Tuż obok Amerykanie zatrudnili Portugalczyka. Wszyscy wiemy, o co chodzi. Kompetencje i kapitał nie mają paszportów.

Ale, ale…

Reklama

Kiedy wydaje ci się, że wszystko w futbolu straciło narodowość, jesteś w błędzie. Zastanów się przez moment. Sędziowie, prawda? Wcześniej w ogóle o tym nie myślałem, ale widząc kolejną kompromitację w lidze hiszpańskiej, zacząłem się zastanawiać – dlaczego arbitrzy jako jedyni w całym piłkarskim środowisku nie podlegają prawom rynku? Jest to całkowicie nielogiczne. Dlaczego ci najlepsi nie zmieniają miejsca pracy, tak jak najlepsi piłkarze, trenerzy czy dyrektorzy? Dlaczego nie podpisują lukratywnych kontraktów w lepszych ligach? Dlaczego tylko dla nich paszport stanowi istotne obciążenie? W pewien sposób są niesamowicie pokrzywdzeni. Dla wszystkich innych rynki pracy w całej Europie są otwarte, dla nich nie. Węgier Victor Kassai – uważany za jednego z najlepszych arbitrów świata – na co dzień poważną piłkę może oglądać tylko w telewizji.

Logiczne rozwiązanie: tak jak istnieje hierarchia wśród zawodników i ci najlepsi grają w najlepszych klubach w najlepszych ligach za największe pieniądze, tak powinna też istnieć elita sędziowska. Najlepsi arbitrzy powinni być rozchwytywani przez najlepsze ligi.

Nielogiczne rozwiązanie: mimo że istnieje hierarchia wśród zawodników i ci najlepsi grają w najlepszych klubach w najlepszych ligach za największe pieniądze, nie istnieje elita sędziowska. Najlepsi arbitrzy nie są rozchwytywani przez najlepsze ligi.

W Hiszpanii grają najlepsi piłkarze świata, ale przeszkadzają im najgorsi sędziowie świata. Anglicy też mają – że tak się wyrażę – spore rezerwy w tym zakresie. A jednocześnie nikt głośno nie podnosi oczywistego pomysłu, by dobrych arbitrów sprowadzać, tak jak dobrych piłkarzy, trenerów, ale też lekarzy, inżynierów, naukowców itd. Czołowi sędziowie w Premier League zarabiają 120 000 funtów rocznie, w Primera Division arbiter dostaje 6000 euro za każdy mecz (a że kolejek jest 38, to może uzbierać się z tego niezła sumka), we Francji przeciętnie sędzia zgarnia 75 000 euro rocznie. Dla porównania, najlepsi polscy sędziowie zarabiają ok. 8000 złotych miesięcznie plus 3600 za każdy mecz, co daje jakieś 20 000 miesięcznie. Oczywiście najwięcej zarabiają w Europie, gdy prowadzą mecze w pucharach – w Lidze Mistrzów płaci się arbitrom z grupy Elita 5000 euro za jeden mecz, ale w ten sposób „dorabiają” sobie sędziowie ze wszystkich krajów.

Nie każdy się ze mną zgadza, ale ja uważam, że mamy bardzo dobrych arbitrów. Kilku bez strachu powierzałbym europejskie hity. Gdyby więc istniał wolny rynek, mogliby otrzymać oferty kontraktów od La Liga czy Premier League. Na pewno by się skusili – raz, że zarobki wyższe, a dwa, że frajda inna. Przygoda. Jestem więc ciekaw, czy kiedyś jakaś poważna liga wykona ten ruch – wyselekcjonuje najlepszych sędziów z różnych krajów Europy (w zasadzie już są wyselekcjonowani, wystarczy wspomniana grupa Elite) i zaprosi do siebie, na stałe umowy. Taki Szymon Marciniak mógłby dalej mieszkać w Polsce, a do Hiszpanii latać tylko na mecze. Byłoby to rozwiązanie znacznie rozsądniejsze niż powierzanie losów rywalizacji wielkich klubów kompletnym nieudacznikom.

Oczywiście wielokrotnie dochodziło do wymian sędziowskich, ale były to jedynie ciekawostki – ot, jakiś Japończyk przyjechał na tydzień do polskiej ligi i tyle. Natomiast tak generalnie arbitrzy są niewolnikami. Nawet gdyby wspomniany Marciniak miał ochotę przeprowadzić się do Hiszpanii i na miejscu szukał pracy, w miejscowej federacji zapewne by jej nie dostał i musiałby dorabiać na siłowni jako instruktor fitness. Podobno – jak mówił mi Michał Listkiewicz – swego czasu do Polski przeprowadził się Turek, który w ojczyźnie był arbitrem. Chciał i u nas prowadzić mecze, ale szybko go postawiono do pionu: zastanowimy się, jak nauczysz się polskiego. Pewnie podaje kebaby.

Reklama

Kiedy więc wszystko jest już na sprzedaż, niesprzedawalni – ha, jak to śmiesznie brzmi! – zostali tyko sędziowie. A pytanie brzmi: dlaczego?

* * *

A żeby ten tekst miał jeszcze jakąkolwiek wartość, poza warstwą – hmm – refleksyjną, zadzwoniłem do wspomnianego Michała Listkiewicza po komentarz.

– Czy za pięć albo dziesięć lat najlepsze ligi świata będą zatrudniały arbitrów z innych krajów? Myślę, że to bardzo możliwe. Już teraz Chińczycy werbują za duże pieniądze sędziów w Europie. Niedawno bardzo atrakcyjną ofertę otrzymał Mark Clattenburg. Odrzucił ją ze względu na karierę międzynarodową, ale ktoś inny zaraz podobną propozycję przyjmie – powiedział. – Skoro najlepsi sędziowie prowadzą mecze Ligi Mistrzów czy mistrzostw świata, nie ma powodu by na co dzień nie prowadzili spotkań w topowej europejskiej lidze.

– Oczywiście zdarza się i teraz, że sędziowie jeżdżą po świecie. Niedawno Szymon Marciniak był w Arabii Saudyjskiej, ja kiedyś wraz z Piotrem Wernerem pojechałem do Kataru, gdzie dwa miesiące prowadziliśmy mecze, a oprócz nas byli arbitrzy z Norwegii i Węgier. Wtedy jednak byliśmy łamistrajkami – zaproszono nas, ponieważ lokalni sędziowie się zbuntowali. Tak generalnie to rzeczywiście teraz wszelkie wymiany są prowadzone raczej z myślami o sędziach i ich rozwoju, niż z myślą o poziomie ligi. I to może się zmieniać, ponieważ złe sędziowanie wpływa na wizerunek rozgrywek.

– Na pewno tego rodzaju rewolucję blokują lokalni sędziowie i ich związki, ale ten opór może zostać tym bardziej przełamany, że coraz częściej obserwujemy eksport i import… działaczy sędziowskich. Ja sam odpowiadam za sędziów w Czechach, Pierluigi Collina był na Ukrainie, szefem sędziów rumuńskich jest Grek, Howard Webb działa w Arabii Saudyjskiej, a Hugh Dallas na Cyprze.

KRZYSZTOF STANOWSKI

Założyciel Weszło, dziennikarz sportowy od 1997 roku.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Felietony i blogi

Komentarze

69 komentarzy

Loading...