Reklama

O tym debiucie Bereszyński raczej nie będzie opowiadał wnukom

redakcja

Autor:redakcja

19 stycznia 2017, 23:24 • 3 min czytania 17 komentarzy

Bartosz Bereszyński w barwach Sampdorii Genua zadebiutować mógł kilkanaście dni temu w spotkaniu z Napoli. I choć tej jesieni były obrońca Legii sprawdził się na tle kilku poważnych skrzydłowych, można było mieć delikatne obawy związane z klasą potencjalnego rywala w pierwszym meczu. Insigne z Mertensem niejednego porządnego defensora z Serie A zabrali w ostatnich tygodniach na karuzelę. Marco Giampaolo, wbrew niektórym zapowiedziom, nie rzucił Polaka na głęboką wodę, ale… co się odwlecze, to nie uciecze. Stephan El Shaarawy i AS Roma to poprzeczka zawieszona na podobnym poziomie, równie wysoko.  

O tym debiucie Bereszyński raczej nie będzie opowiadał wnukom

Na początku musimy zaznaczyć jedną, bardzo ważną rzecz. Cała obrona Sampdorii była dziś odpowiedzią na pytanie, co by było gdyby obrona Ruchu Chorzów z jesieni miała okazję zmierzyć się z Romą. Beznadziejny występ całej formacji. Powiedzieć, że Roma wchodziła w nią jak w masło, to jak nic nie powiedzieć. Dowodem niech będzie asysta, którą zaliczył Matias Silvestre przy pierwszym golu dla graczy ze stolicy (przy czym oczywiście uderzenie Nainggolana to klasa)…

Takich błędów Sampdoria popełniała zbyt wiele. Na początku wyspecjalizował się w tym Dodo, lewy obrońca, co sprawiało, że Bereszyński na jego tle wyglądał naprawdę nieźle. Niestety, niechlujstwo Brazylijczyka okazało się zaraźliwe, a Polak nie  był odporny na wirusa. O ile byliśmy przygotowani na to, że w takim meczu Bereszyński nie będzie brylował w ofensywie, o tyle to, że El Shaarawy kilka razy ograł go bardzo łatwo, było niepokojące.

Jeszcze do 61. minuty pomyłki uchodziły mu płazem. Jednak przy bramce na 3-0 dla Romy jak na dłoni widać to, o czym nawijamy.

Reklama

Im dalej w las, tym „Bereś” wyglądał gorzej. Można było nawet odnieść wrażenie, że fizycznie nie do końca wytrzymał trudy tego meczu, co akurat w jego przypadku jest niespodziewane. Ale z drugiej strony – jeśli na ostatnie 25 minut na placu melduje się i nęka cię świeżutki Diego Perotti, to masz prawo się zmęczyć. Po jednej z prostych strat Polaka bliski strzelenia gola był Totii, a przy czwartej bramce dla Romy prawy obrońca był za daleko asystującego przeciwnika. Podsumowując: lądowanie, po którym może boleć dupa.

4-0. Pogrom, po którym Roma awansowała do kolejnej fazy Pucharu Włoch. Cała Sampdoria była dziś bezradna, aczkolwiek gdyby na początku spotkania Luis Muriel wykorzystał prezent i trafił do bramki, to spotkanie mogło ułożyć się różnie.

Cały mecz na ławce przesiedział Wojciech Szczęsny, bo w rozgrywkach pucharowych Spaletti daje pograć Alissonowi. Z kolei Linetty został zmieniony w 67. minucie. Przy podsumowaniu występu drugiego z Polaków możemy powiedzieć tak – mylił się rzadziej niż Bereszyński, co wynika raczej z bierności niż z dobrej dyspozycji. Czyli niekoniecznie zasłużył na wyższą notę niż rodak.

Najnowsze

Weszło

Piłka nożna

Ranieri szczerze o powrocie do trenowania. „Mogłem wrócić tylko do Romy i Cagliari”

Patryk Stec
0
Ranieri szczerze o powrocie do trenowania. „Mogłem wrócić tylko do Romy i Cagliari”

Komentarze

17 komentarzy

Loading...