Stało się! Chelsea przerwała dziś swoją kapitalną passę 10 zwycięstw z rzędu (a 13 ligowych) i z White Hart Lane powraca bez choćby punktu. Czy zasłużenie? Pewnie że tak, bo Tottenham był dziś świetnie dysponowany. W obronie nie popełnił ani jednego poważniejszego błędu, a gdy tylko zdecydował się odważniej ruszyć do przodu i zauważył lukę w obwarowaniach przeciwnika – boleśnie ją wykorzystywał.
Mecz rozpoczął się w naprawdę konkretnym tempie, bo nie dość, że dla „Kogutów” było to starcie derbowe, to i jeszcze próba pobicia lidera. A to – jak wiadomo – smakuje wyjątkowo. Mimo tego podopieczni Mauricio Pochettino wcale nie mieli zamiaru rzucać się na rywala, przejmować inicjatywy i notorycznie atakować. Przeciwnie – gospodarze postawili na dbałość o to, by nie dać się zaskoczyć. Niechętnie opuszczali własną połowę boiska, a mając świadomość siły ognia Chelsea, robili wszystko by nie dopuścić do jakichkolwiek interwencji Llorisa.
Minuty beztrosko leciały, a my widzieliśmy na boisku nie tyle nawet, co wielkie umiejętności indywidualne (choć to oczywiście też), ale przede wszystkim ogromną pracę wykonaną przez Pochettino i Conte. To był prawdziwy pojedynek strategów, którzy doskonale przygotowali się do tej bitwy próbując zneutralizować absolutnie każdy walor przeciwnika. Jak trudny był to mecz dla samych piłkarzy świadczyły szczegóły – frustracja Costy na źle wykonany ruch bez piłki Pedro, ogromna wściekłość po minimalne niecelnym strzale Hazarda, czy rola Kane’a, którego więcej niż w szesnastce było w środku pola, gdy wspomagał swoich partnerów.
I gdy pierwsza połowa dobiegała końca, a sędzia powoli sięgał już po gwizdek, stało się dla gości najgorsze – fatalnie czujność stracili stoperzy, a to wykorzystał Dele Alli, który niezwykle precyzyjną główką trafił na 1:0.
Do teraz nie wiemy w jaki sposób przeoczyli jego obecność obrońcy „The Blues”, bo praktycznie przez 45 minut potrafili załatać każdą, choćby najmniejszą dziurkę, w swoich szeregach.
Chelsea musiała zacząć odważniej atakować i rzeczywiście, nieco śmielej wyskoczyła do przodu. Czy to poruszyło gospodarzami? Nie za bardzo. Ci wciąż w ogromnym skupieniu i z wielką konsekwencją trzymali rywala w szachu. Atakujecie skrzydłem? Dobra, już jest tam czterech naszych. Próbujecie wjechać środkiem? Hola, hola, nie dzisiaj. Aaa, że niby teraz długa piłka? Nic z tego, w powietrzu też królujemy.
Tottenham wyprowadził dziś dwa znakomite sierpowe, który posłały paczkę Conte na deski. Autorem i pierwszego, i drugiego był Alli. I, co więcej, za każdym razem Anglik trafiał do siatki po strzale głową. Po zmianie stron wykorzystał perfekcyjne zagranie Eriksena, którego precyzyjne rogaliki były dziś, mówimy to z czystym sumieniem, smaczniejsze niż te Pawła Zarzecznego.
Tottenham wygrał dziś zasłużenie i nie podlega to jakiejkolwiek dyskusji. O wysokiej jakości tego meczu niech świadczy jednak tylko to, jak niewiele potrzeba było, by dać się dziś ograć. Chelsea zgubiła koncentrację i krycie we własnej szesnastce dwukrotnie, dosłownie na sekundę, i dwukrotnie została boleśnie ukarana. „Koguty” nie pomyliły się w ten sposób ani razu i świętują dziś wskoczenie na podium.
Tottenham – Chelsea 2:0
45+1′ Alli 1:0
54′ Alli 2:0