Potrafi przydarzyć się 0:0, które jest dobrym meczem? Potrafi. Ale derby Merseyside wspięły się dzisiaj na inny poziom: do przerwy żadna z drużyn nie zdołała oddać choćby jednego celnego strzału, a mimo to oglądało się to nieźle. Jak dodamy jeszcze, że był to trwający sto minut dreszczowiec, w którym wszystko rozstrzygnęła akcja w doliczonym czasie gry… tak, może nie było dzisiaj efektownej strzelaniny, może nie obejrzeliśmy miliona i jednej fantastycznej okazji, niemniej prawdziwy fan angielskiej piłki nie miał na co narzekać.
Tak daleko, tak blisko
Może za często oglądamy Ekstraklasę, ale szczerze podobała nam się nawet pierwsza połowa, gdy obie drużyny waliły głową w mur, a udawało im się przebić maksymalnie na trzydziesty metr. Intensywność, gonienie od pola karnego do pola karnego, zero człapania… sytuacja zmieniała się błyskawicznie, nie było kiedy złapać oddechu. Poza tym liczyłeś na zasadę prawdopodobieństwa: przecież w końcu jakaś okazja z tak solidnej gry musi zostać stworzony. Istotnie, w pierwszej połowie niezłą sytuację wypracowali Origiemu, ale chłopina przestrzelił z mniej więcej jedenastego metra.
Absolute horror tackle by Ross Barkley on Jordan Henderson. Should he have been sent off for this? #EVELIV https://t.co/E8S0qBm91z
— Sportsbet.io (@sportsbet_io) 19 grudnia 2016
Zmiana stron przyniosła wreszcie konkretniejsze okazje. A to Origi próbował przewrotką, a to Firmino wyszedł sam na sam (miał jednak mało miejsca), a to próbował nożycami. W 54 minucie Firmino rozegrał akcję piętką, ale Mane został uprzedzony i nabity przez obrońcę. Czy zmiana bramkarza Stekelenburga na Roblesa miała dla Evertonu duże znaczenie? Trudno dywagować, bo bezsprzecznie The Toffees oklapli w drugiej połowie, skupiali się niemal wyłącznie na defensywie. Jakiś szalony strzał Lukaku tyłem głowy trudno traktować poważnie.
Trudno też traktować poważnie decyzję sędziego o pozostawieniu Barkleya na boisku. Faul na Hendersonie – czerwona bezdyskusyjna. Zakotłowało się między graczami obu drużyn po tej sytuacji, zresztą, nie tylko po tej. Kibice też dorzucili swoje trzy grosze – mecz trwał sto minut z określonych przyczyn, derby były gorące tak, jak się tego należało spodziewać.
Remis na pewno LFC by nie satysfakcjonował, a bolałoby tym bardziej, że powinni dużą część drugiej połowy grać w przewadze. Sprawiedliwości stało się zadość, gdy akcja w trójkącie Sturridge – słupek – Mane zakończyła się powodzeniem. Wygrał lepszy, wygrał ten, kto bardziej chciał, kto umiał więcej, a także do końca gonił zwycięstwo, zamiast bronić punktu.
Klopp po meczu słusznie zauważył jakiego rodzaju triumf odnieśli The Reds: – Grali dziki futbol. Ganiali nas wszędzie, ciężko było grać, nie mogliśmy się przyzwyczaić. Ale jeśli wygrywasz tylko te mecze, w których jest świetny, to za wielu meczów nie wygrasz”.
Mane’s 94th minute goal. There’s no better way to do it on derby day. Merry Christmas. pic.twitter.com/8S1RG84ezE
— Mootaz (@Mootaz_LFC) 19 grudnia 2016