W grudniu, gdy powoli dogasa większość europejskich lig, Anglia się rozpędza. Ledwo opadł kurz po weekendzie, a już na murawy wybiegła cała plejada gwiazd Premier League. Niestety, największą wadą środowych spotkań jest brak możliwości obejrzenia więcej niż jednego-dwóch. Tym samym widzom przeszły koło nosa albo popisy Liverpoolu w Middlesbrough, albo prześmieszny mecz na stadionie Crystal Palace, w którym sędzia Craig Pawson nie podjął ani jednej dobrej decyzji.

A gdzie kontynuacja morderczego rajdu Chelsea? Gdzie efektowne 3:0 Tottenhamu, gdzie miejsce na obejrzenie Manchesteru City bez Aguero i Fernandinho?
Mimo wszystko – najlepiej zrobili ci, którzy nastawili dziś odbiorniki na Selhurst Park. Pomijając już kontekst, nierówną walkę Jose Mourinho z coraz bardziej bolesną rzeczywistością – znów mecz United miał dramaturgię, kontrowersje i wielu, zarówno pozytywnych jak i negatywnych, charakterystycznych bohaterów.
Jeśli chodzi o czarne charaktery – na szczycie hierarchii znalazł się facet w trykocie w tychże barwach. Craig Pawson dokonał wielkiej sztuki – przez 90 minut pomylił się 190 razy, w tym kilkukrotnie na wagę goli czy czerwonych kartek.
Wślizg obiema nogami Rojo? Żółta kartka.
Zgranie piłki ręką przez Ibrahimovicia, Pogba na spalonym, to wszystko w jednej akcji? Gol prawidłowy.
Oczywisty faul w polu karnym Crystal Palace? Play on!
Prawidłowo zdobyty gol United? O nie, tym razem nie uznajemy!
A to tylko wierzchołek. Mylił się mniej i bardziej w co drugiej akcji, pocieszające jedynie, że mylił się w miarę równomiernie, raz w jedną, raz w drugą stronę. Na upartego można jeszcze dodać – spalone były minimalne, zagrania rękoma dyskusyjne a faule trudne do oceny, choć jeśli gość przez pełne 90 minut zalicza wyłącznie kontrowersyjne decyzje – trudno go bronić.
Na jego tle dobrze wypadł nawet długimi fragmentami nieco ospały Manchester United. Nie zrozumcie nas źle – nie brakowało efektownych zagrań, podcinka Pogby za plecy obrońców wykończona uderzeniem z powietrza Rooneya czy akcja po której „Czerwone Diabły” zdobyły nieuznaną bramkę – delicje. Nawet i ten pierwszy gol, choć naszym zdaniem jednak zaliczony niesprawiedliwie – mógł się podobać. Zlatan zgrywał klatką (z pomocą ręki) dośrodkowanie z rzutu wolnego z boku boiska, w miarę dokładnie, w miarę mocno. A jeszcze ładniejszą asystę mógł mieć przy uderzeniu Lingarda, wypuszczonego w ulicę delikatnym dziubnięciem między obrońcami.
To wszystko jednak wyłącznie incydenty przeplatane zdecydowanie słabszą grą. Wystarczy wspomnieć, że w pewnym momencie United – po raz który? – jakimiś kocimi przelotami ratować musiał De Gea. Swoją drogą – bramka dla gospodarzy po składnej, dynamicznej i pełnej zagrań z pierwszej piłki akcji też zapadnie nam w pamięć.
Najkrótsze podsumowanie – gdyby to spotkanie miał analizować Pan Sławek w NC+ – miałby posiadanie mikrofonu na poziomie Pawła Zarzecznego w „Stanie Futbolu”.
Warto jednak docenić – to siódmy mecz bez porażki United i drugie zwycięstwo z rzędu. Coraz więcej udanych podań prostopadłych czy przyspieszających akcję notuje Pogba, wciąż groźny jest Zlatan z kolejnym golem i materiałem na 2-3 asysty. Efekt jest taki, że United tracą już tylko siedem „oczek” do wicelidera i trzeciego w tabeli Arsenalu.
***
O ile jednak Mourinho i spółka odrobili trzy punkty do „Kanonierów” po ich wczorajszej porażce, dziś już tylko utrzymali dystans do reszty drużyn z czołówki. Te bowiem solidarnie wygrały – Tottenham i Liverpool po 3:0, Manchester City 2:0, wreszcie Chelsea skromnie i w bólach – 1:0 na wyjeździe z Sunderlandem. Przełamał się również West Ham United, który pokonał u siebie Burnley. Środę domknął hat-trick Rondona wpakowany Fabiańskiemu (Swansea przegrała 1:3) oraz bezbramkowy remis Stoke – Southampton.