Ryan Giggs. Paolo Maldini. Michael Zorc. Jest naprawdę wielu piłkarzy, którzy przez całą swoją karierę grali dla jednego klubu, oddali mu serce, duszę i najlepsze lata, pozostając wiernymi nawet po zakończeniu swoich przygód z boiskiem. Do tego grona bez wątpienia można zaliczyć niekwestionowaną i bezdyskusyjną legendę Evertonu. Marouane Fellainiego, sympatycznego Belga z okazałą szopą na głowie, który mimo transferu do Manchesteru United, nadal największe korzyści przynosi swojemu byłemu pracodawcy z Goodison Park.
Choć po czerwonej części Manchesteru Fellaini nie ma zbyt wielu fanów, nie można napisać, że jest niepopularny. Po meczach takich jak ten dzisiejszy odzywają się z pewnością sentymenty kibiców i działaczy Evertonu, którym Fellaini:
– dał mnóstwo radości i punktów jako gracz Evertonu
– dał mnóstwo śmiechu i trochę punktów jako gracz Manchesteru United
– dał furę pieniędzy przy swoim transferze
Dziś na ten przykład wszedł na boisko w 85. minucie a już 120 sekund później powalił rywala w polu karnym. Czy tam na pewno był faul? Jak piszą kibice Manchesteru United – nawet jeśli nie było, Fellaini jest tak gównianym piłkarzem, że sędzia po prostu musiał gwizdnąć. My skłanialibyśmy się do interpretacji – mógł gwizdnąć. A skoro mógł – to już kilka sekund później Leighton Baines dawał Evertonowi remis w starciu z „Czerwonymi Diabłami”.
Zresztą, nawet jeśli karny byłby z kapelusza, w „niewydrukowanej tabeli” nie weryfikowalibyśmy wyniku. Jeszcze w pierwszej połowie bowiem sędzia oszczędził Marcosa Rojo po takim makabrycznym wejściu obiema nogami.
Jak więc wygląda nasz ranking kompromitacji wokół tego meczu? Wbrew pozorom nadal wahamy się nad kolejnością – na podium na pewno będą sędzia, Fellaini oraz Ramiro Funes Mori. Obrońca Evertonu „yaycował” przy pierwszym golu w tym meczu – dalekie wyjście Stekelenburga wykorzystał Zlatan Ibrahimović puszczając bardzo fajny lob wprost na linię bramkową Evertonu. Piłka odbiła się od poprzeczki, słupka, tańczyła na linii a Mori, mając do niej ledwie parę metrów… Cóż, spójrzcie.
Mori czekał, czekał, czekał, sprawdzał, czy już na pewno piłka jest na tyle daleko, że nie zdąży do niej wrócić i dopiero wówczas, gdy zaczęła przekraczać linię – rzucił się z desperackim wybiciem. Oczywiście się spóźnił.
Okej, nie będziemy stopniować. Pozostańmy przy tym, że trzech kabaretowych muszkieterów – Mori, Fellaini i sędzia Oliver uczyniło ten mecz całkiem znośnym. Ot, zabawna historyjka przy niedzieli – nawet jeśli długimi fragmentami zwyczajnie nudna i nużąca. 1:1, pierwsza piątka nadal ucieka Manchesterowi United, a co najgorsze – nie widać jakiejś szczególnej poprawy w grze. „Czerwone Diabły” od końcówki września przegrały tylko jeden ligowy mecz, ale u licha, ile można remisować. W tej kolejce Tottenham uciekł już na sześć punktów…