Dziś czarny piątek, kalka z amerykańskiego “Black Friday”, czyli dzień wszelakich przecen, promocji i innych super-okazji. Skoro już wszyscy wokół dostali pierdolca, to przyłączymy się także i my. W jaki sposób? Postanowiliśmy zestawić pełną jedenastkę z piłkarzy, którzy przed sezonem zostali sprowadzeni za darmo lub za bardzo nieznaczną kwotę, a dziś w swoich klubach – jak i w całej lidze – grają pierwsze skrzypce. Którzy prezesi oddali więc kilka miesięcy temu największy hołd czarnemu piątkowi?
Zanim przejdziemy do meritum, dwa słowa wyjaśnienia. Tak jak i w sklepach, tak przy transferach piłkarskich transakcje wyglądające na promocyjne często miewają drugie dno. Może to być sztuczne wywindowanie starej ceny, tylko po to, by móc ją efektownie przekreślić (sklepy) i może być to sumka, jaką za podpis inkasuje sam zawodnik (transfery). Innymi słowy, skupimy się na piłkarzach, których pozyskanie wygląda na promocyjny ruch tylko ze względu na niską kwotę odstępnego. Czyli być może wypiszemy tu tylko pozorne promocje, ale – przyznacie sami – dzięki temu jeszcze lepiej oddamy klimat dzisiejszego dnia. No to po kolei:
Bramkarz: Marijan Kelemen
Pozyskany bez kwoty odstępnego, z miejsca zastąpił Bartłomieja Drągowskiego między słupkami Jagiellonii. I to nie tyle bez utraty jakości, co nawet z pewnym zyskiem. Dziś to golkiper ze ścisłego TOP 3 ligi, niezwykle silny punkt białostoczan, który daje obrońcom spokój. Bilans Jagi jest więc tu nadzwyczaj korzystny – sprzedali bramkarza za 3,20 miliona euro, a w jego miejsce za darmo wzięli gościa, który aktualnie daje drużynie jeszcze więcej. Co prawda Kelemen ma już swoje lata, ale wszystko wydaje się być przemyślane, bo kolejni młodzi bramkarze Jagiellonii mają się od kogo uczyć. Kiedy Słowak zawiesi buty na kołku, w jego miejsce będzie mógł wejść kolejny Drągowski.
Lewy obrońca: Guilherme
Najlepszy piłkarz rewelacji sezonu z Niecieczy. Wcześniej pozostawał bez klubu po tym, jak na początku roku rozstał się ze Steauą Bukareszt. Do Bruk-Betu przyszedł więc jako wolny zawodnik i bardzo szybko pokazał, że jego barwny życiorys to sprawa zupełnie nieprzypadkowa. Czesław Michniewicz ma w Brazylijczyku zabezpieczenie całego lewego skrzydła, bo ten może grać zarówno w obronie, jak i w pomocy. Z dnia na dzień Guilherme staje się coraz lepszy, a swój najlepszy występ zanotował w ostatnim meczu z Arką, w którym zaliczył dwie asysty. Jakkolwiek spojrzeć, jeżeli gość nazywa się Guilherme i przechodzi do polskiej ligi, to istnieje naprawdę duże prawdopodobieństwo, że świetnie sobie poradzi.
Środkowi obrońcy: Ivan Runje i Kornel Osyra
Dwie różne historie. Chorwat – nieliczny w tym towarzystwie transfer gotówkowy – za niewielkie pieniądze został wyciągnięty z Omonii, z którą Jaga rywalizowała na początku poprzedniego sezonu. Jego transfer jest więc kolejnym potwierdzeniem świetnego oka, jakie do piłkarzy ma Michał Probierz. Runje z miejsca został liderem białostockiej defensywy i jest chyba najlepszym kontynuatorem pracy, jaką na Podlasiu odwalał Michał Pazdan. Z kolei Osyra jest wypożyczony do Niecieczy z Piasta i wraz z Putiwcewem trzyma całą formację obronną Bruk-Betu. W defensywnej taktyce Czesława Michniewicza dziś to absolutnie kluczowy piłkarz.
Prawy obrońca: Cornel Rapa
Pod koniec okienka transferowego przeniósł się do Szczecina i z miejsca stał się istotnym elementem w układance Kazimierza Moskala. Od dziesiątej kolejki gra wszystko i ani razu nie zszedł poniżej przyzwoitego poziomu. Widać po nim regularne występy w lidze rumuńskiej, gdzie czterokrotnie został mistrzem kraju i na tyle się wypromował, by zaliczyć sześć występów w reprezentacji narodowej. Pozyskanie takiego piłkarza za darmo to z pewnością jeden z większych sukcesów szczecińskich działaczy.
Defensywni pomocnicy: Simon Sławczew i Dominik Furman
Obaj wypożyczeni, obaj błyskawicznie wywalczyli sobie pierwszy skład w swoich zespołach i stali się sercem środka pola. Sławczew daje liderowi z Gdańska balans, pewną równowagę pomiędzy obroną i atakiem, czego ta drużyna do niedawna bardzo potrzebowała. Można powiedzieć, że Furman także odpowiada w Płocku z ofensywę i defensywę. Ustawiany jest blisko formacji obronnej, ale otwierającymi podaniami, a także wykonywaniem stałych fragmentów gry, bardzo dużo daje drużynie w grze do przodu. Taką parą środkowych pomocników nie pogardziłby żaden klub w Ekstraklasie.
Skrzydłowi: Miguel Palanca i Mateusz Szczepaniak
Tutaj nie stosujemy podziału prawy-lewy, bo obaj mogą grać na obu stronach boiska. Palanca i Szczepaniak zostali pozyskani odpowiednio bez kwoty odstępnego i za niewielkie pieniądze, po czym z miejsca stali się czołowymi piłkarzami swoich drużyn. Zarówno Korona, jak i Cracovia grają w tym sezonie poniżej oczekiwań, ale akurat tym skrzydłowym nie przeszkadza to notować bardzo przyzwoitych liczb. Hiszpan ma już na koncie pięć goli i asystę, natomiast Polak jest tutaj gorszy tylko o jedną bramkę. I aż strach się bać, jakie liczby mogą notować ci piłkarze, kiedy ich drużyny na dobre odpalą.
Ofensywny pomocnik: Vadis Odjidja-Ofoe
Czy sprowadzenie faceta, który zarabia najwięcej w lidze i pewnie swoje zainkasował za podpis, można w ogóle nazywać promocją? Tak, jeżeli ten swoją grą prezentuje najwyższy poziom, a tak właśnie jest w przypadku Vadisa. To wprawdzie trochę jak przeceniony płaszcz Stone Island, za który zapłacisz 3200 złotych zamiast wyjściowych 4600 – ale jednak, dla bogatych to potężna promocja. A dlaczego porównanie jest słuszne? Bo Vadis faktycznie robi się Stone Islandem tej ligi. Najlepszy przykład – ostatni mecz z Jagiellonią w Białymstoku, w którym miał swój udział przy każdym z czterech goli. To piłkarz, który nie pęka ani w najważniejszych meczach w lidze, ani w Champions League, w której Legia mierzy się z największymi potęgami. Już dziś w mediach społecznościowych przebija się debata, czy to najlepszy obcokrajowiec w historii naszej ligi. A to tylko pokazuje, jak spektakularne wejście w Ekstraklasę zaliczył Belg.
Napastnik: Jarosław Niezgoda
Wypożyczony pod koniec okienka transferowego z Legii do Ruchu okazał się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Jak dotąd rozegrał tylko sześć spotkań w podstawowym składzie i strzelił w nich pięć goli. A dodajmy, że do niedawna Ruch okupywał ostatnie miejsce w tabeli, więc ciężko nazywać tę drużynę maszynką do strzelania goli. Niezgoda z miejsca odnalazł się w niełatwej rzeczywistości Ruchu i pod względem bramek strzelonych z gry dziś ustępuje już tylko dwóm innym piłkarzom z Ekstraklasy. A przecież dla niego to dopiero początek…