„Zawsze staraj się stworzyć warunki do tego, by szansę móc wykorzystać”. Nie masz wpływu na to, kiedy szansę dostaniesz, ale na to, czy ją wykorzystasz już tak. Przygotowanie, podejście mentalne, taktyczne, odżywianie, wypoczynek – to masa mniejszych rzeczy, które składają się na to, czy piłkarz jest gotowy – mówił mi ostatnio Jacek Magiera, właśnie w temacie Steevena Langila. Po wczorajszej imprezce skrzydłowego można mieć wątpliwości co do aż trzech z wymienionych aspektów – podejścia mentalnego, odżywiania i wypoczynku. Jakkolwiek spojrzeć, “Wulkan z Martyniki” raczej nie wygląda na człowieka, który stworzył optymalne warunki do wykorzystania szansy.
Rzecz jasna nikt Langila za rękę nie złapał, nie sprawdził, co palił, jaki miał wynik na alkomacie i do której balował. W teorii nie ma tu podstaw nawet do rozmowy dyscyplinarnej, bo przecież facet zawsze może powiedzieć: co złego, to nie ja. Zupełnie inną kwestią jest jednak przekaz, jaki skrzydłowy wysyła do trenera, działaczy czy kibiców. Nie mam pewności, czy dla sportowca w ogóle istnieje dobry moment na publikację tego typu obrazków, ale z pewnością nie jest nim kluczowa faza rundy, w której piłkarz leczy uraz i próbuje walczyć o miejsce chociażby w meczowej osiemnastce.
Wizerunek to w dzisiejszej piłce sprawa niesamowicie istotna. Jakiś czas temu jedna z firm umożliwiła naszej ekipie zrobienie fajnego materiału z piłkarzem. Kiedy jednak okazało się, że ten zmaga się z drobnym urazem, a wielkimi krokami zbliża się ważny mecz, przedstawiciel firmy zadzwonił w panice: – Usuńcie wszystkie wzmianki o nas, bo jeżeli nasza nazwa pojawi się chociaż raz, zostanę zwolniony z pracy. Ludzie od razu by pomyśleli, że piłkarz, zamiast walczyć o powrót do zdrowia, traci czas na spotkania z mediami. I to z naszego powodu!
Dla nas był to układ idealny, bo zrobiliśmy fajny materiał i uniknęliśmy pretensji frustratów, które zawsze pojawiają się pod tekstami sponsorowanymi. Działanie firmy jest jednak dla mnie jak najbardziej zrozumiałe – przewidzieli potencjalny odbiór akcji i uznali, że więcej mogą na niej stracić. Machnęli więc ręką na poniesione koszty, właśnie w imię budowania własnego wizerunku. Wiedzieli bowiem, czego ludzie oczekują od zawodników próbujących wrócić do zdrowia i jakie zachowania mogą się wydać dla nich bulwersujące. A przecież chodziło tam o zwykłe spotkanie, bez jakichkolwiek skrajności, jak wypuszczanie dymu z ust prosto na kamerę.
Oczywiście trudno oczekiwać od Langila, by przewidywał długofalowe skutki własnych działań. Po tym, co ten gość pokazuje, a raczej pokazywał na boisku, trudno przypuszczać, by z miejsca mógł dostać się do Mensy. Ale ktoś, na przykład jego menedżer, powinien mu podpowiedzieć, jakiego typu materiały można publikować, a jakich absolutnie nie. Do jego obecnej sytuacji – czyli walki z urazem – pasowałaby jakaś fotka z siłowni, ewentualnie zdrowa sałatka w stylu Jakuba Rzeźniczaka, a nie mocny alkohol i jaranko z ziomkami. Po filmiku z jego wczorajszych harców można dojść do wniosku, że Langil z marketingu jest tak samo dobry, jak z pracy w defensywie czy gry głową (i z głową).
Znając Jacka Magierę, na pewno nie przejdzie obok sytuacji obojętnie. A już na pewno nie postawi w najbliższym czasie na piłkarza, który właśnie wysłał przekaz – także do kolegów z szatni – że ma zupełnie wyjebane. To z pewnością nie byłoby sprawiedliwe, a właśnie za tę cechę obecny trener Legii jest najmocniej przez piłkarzy ceniony.
W ogóle najbliższa przyszłość skrzydłowego z Martyniki nie wygląda specjalnie kolorowo. Raz, nie grał w pierwszej drużynie od dwóch miesięcy. Dwa, ma problemy ze zdrowiem. Trzy, poszedł w odstawkę za błędy i niewykonanie zaleceń taktycznych Magiery w meczu ze Sportingiem, co trener otwarcie przyznaje. Cztery, nie przemawia za nim nawet jego najnowsza historia, bo – kiedy grał – nie wyglądało to dobrze. W ostatnich 26 meczach w barwach Beveren i Legii potrafił wypracować dla drużyny zaledwie jednego gola, co jak na ofensywnie grającego skrzydłowego jest wynikiem skrajnie żenującym. I wreszcie pięć, rozkosznie wrzucił sobie do sieci obrazki ze swojej ostatniej imprezy.
Innymi słowy, jeżeli w najbliższym czasie spotkacie Langila na mieście, nie przegapcie okazji, by się z nim ciepło pożegnać. Kolejnych szans możecie już po prostu nie mieć.
Michał Sadomski