Reklama

Od Słowacji do Słowenii. Kamienie milowe Nawałki

redakcja

Autor:redakcja

15 listopada 2016, 18:26 • 5 min czytania 0 komentarzy

Trzy lata. Kupa czasu, przez tyle dni można coś odbudować czy wręcz postawić na nowo, albo kompletnie rozwalić i pogrzebać. Na szczęście reprezentacja poszła pierwszą drogą, bo zatrudniono w niej świetnego architekta, czyli Adama Nawałkę. Dokładnie trzy lata temu selekcjoner po raz pierwszy poprowadził kadrę w oficjalnym meczu.

Od Słowacji do Słowenii. Kamienie milowe Nawałki

Choć oczywiście Nawałka to fachowiec co się zowie, nie jest jednak czarodziejem i nie odmienił kadry ot tak. Nie, do tego potrzeba było szeregu kluczowych decyzji, często ryzykownych i nie zawsze rozumianych przez kibiców, ekspertów, dziennikarzy i tak dalej. Nazwijmy je kamieniami milowymi, które pozwoliły zmienić słabiutką reprezentację w bardzo dobrą drużynę Starego Kontynentu.

Pierwszy kamień milowy – przegląd kadr

Wolimy uprzedzić, bo to, co zaraz zobaczycie to chyba widok +18, przyprawiający o gęsią skórkę i zawroty głowy. W debiucie selekcjonera przeciwko Słowacji na boisko wyszedł taki oto zespół:

ajajaj

Reklama

Z różnych powodów nie ma Glika, Milika, Grosickiego, Piszczka, są za to Olkowski, Kamiński, Kosznik, Marciniak i tak dalej. Jednym zdaniem, reprezentacja z trzeciego świata, która ulać może każdy. Tak też się wtedy stało, bo Słowacja wygrała 2:0, a my nie bardzo wiedzieliśmy o co chodzi.

Wiedział za to Nawałka, który po prostu chciał sprawdzić czy ktokolwiek z polskiej ligi nadaje się do grania na poziomie reprezentacyjnym. Odpalił zdecydowaną większość, ale zostali choćby Mączyński i Pazdan, podstawowi zawodnicy z francuskiego Euro. Choćby po to, warto było przemęczyć się w tamten ponury listopadowy wieczór.

Drugi kamień milowy – pierwszy mecz o punkty na dwóch napastników

Powołanie Milika na Gibraltar było decyzją, której nie rozumiał chyba nikt, również my, bo apelowaliśmy o kubeł zimnej wody dla selekcjonera. Jednak w tamtym momencie ten wybór rzeczywiście wydawała się bezsensowny, Nawałka zabierał Dornie jego najlepszego strzelca po to tylko, żeby straszyć strażaków z Gibraltaru? No, absurd kompletny.

A jednak, to powołanie się przydało. Choć wygralibyśmy wtedy w każdym zestawieniu, to dzięki temu mogliśmy dalej ćwiczyć grę na dwóch napastników przed piekielnie prestiżowym meczem z Niemcami. Lewandowski w końcu przestał być osamotniony z przodu, a kariera Milika wystrzeliła jak z procy. Chyba nie trzeba przekonywać, że ten duet był dla wyników kadry praktycznie zawsze kluczowy.

Trzeci kamień milowy – wygrana z Niemcami

Reklama

To ona pokazała, że ta kadra jest w stanie osiągnąć wiele. Była czymś takim dla ekipy Nawałki, jak zwycięstwo Beenhakkera nad Portugalią. Jednak dość słów, wystarczy to przypomnieć, choć pewnie każdy zna te obrazki na pamięć:

Czwarty kamień milowy – opaska wędruje do Lewandowskiego

Założenia były początkowo inne, kapitanem miał być ten, kto ma najwięcej występów w reprezentacji. Błaszczykowski się leczył, więc zastępował go Lewandowski, ale po powrocie Kuby pomocnik Borussii znów miał przejąć władzę. Reprezentacji jednak szło, szło wreszcie Lewandowskiemu, który może jeszcze nie strzelał jak oszalały, ale był kluczową postacią zespołu i widać było, że opaska pomaga mu wznieść się na wyższy poziom. Niby to tylko kawałek materiału, a jednak wyprowadzać kadrę narodową, być jej liderem – to robi różnicę. Nawałka zmienił więc zasady i wręczył opaskę Lewemu na stałe.

Piąty kamień milowy – Błaszczykowski wraca do kadry

– Próbowałem się skontaktować z Kubą, Robert także próbował, ale on nie odbierał telefonu. – Wielokrotnie obserwowaliśmy Kubę w meczach Bundesligi. Na ich podstawie zdecydowałem, że jest jeszcze za wcześnie, by wrócił do reprezentacji. Jest on postacią bardzo ważną, ale uważam, że potrzebuje jeszcze czasu, by osiągnąć wysoką dyspozycję – mówił Nawałka w marcu, gdy zdecydował się nie powoływać Błaszczykowskiego na spotkanie z Irlandią.

Kuba wracał już wtedy po kontuzji, nie grał nic wielkiego w Bundeslidze, ale nie powołać go na kadrę? Żeby nawet posiedział, a potem wszedł na 15 minut?! Cholera, to jest Błaszczykowski – gość, do którego kibice prawie nigdy nie mieli pretensji, bo w ponurych czasach Smudy i Fornalika był naszym najlepszym piłkarzem, jednym z nielicznych, którzy godni byli biegać z orzełkiem na piersi.

I dlatego ten brak powołania był szokiem, wielu zastanawiało się czy to koniec Kuby w kadrze. Na szczęście wrócił i choćby po dwóch gestach było widać, jak ta kadra go potrzebuje:

1) misiek z Lewandowskim po golu z Gruzją
2) wyrazy wsparcia dla Kuby – gdy nie szło mu z Gibraltarem, ale kiedy sędzia zagwizdał karnego, nikt nie miał wątpliwości, że strzelać powinien Błaszczykowski

Gdzie bylibyśmy, gdy on nie wrócił i nie dał asysty z Irlandią Północną, a potem goli z Ukrainą i Szwajcarią…

Szósty kamień milowy – Szukałę zmienia Pazdan

Długo to Szukała był partnerem Glika na środku obrony, grał we wszystkich meczach eliminacyjnych po 90 minut, więc choćby i on dołożył cegłę do tego, że zagraliśmy na zero z tyłu z mistrzami świata. Przed kluczowymi spotkaniami ze Szkocją i Irlandią usiadł jednak na ławce, bo nie grał w tureckim Osmanlisporze, a Nawałka uznał, że o ile gracze ofensywni mogą czasem usiąść na ławie w klubie, to obrońcy muszą być ciągle w grze.

Szukałę zmienił Pazdan i choć jeszcze później długo nie mieliśmy do niego przekonania – nawet na Euro po pierwszym meczu (!) – dziś już wiemy, że to było trafienie w dziesiątkę. Mecz z Niemcami czy ostatnio z Rumunią, wielka klasa.

Siódmy kamień milowy – awans na Euro

Tylko tyle i aż tyle. Żeby ta drużyna mogła być zapamiętana, a potem dawać nam radość we Francji, trzeba było na ten turniej się załapać. Końcówkę mieliśmy emocjonującą, bo Lewandowski ratował nam remis ze Szkocją w ostatniej minucie, potem łatwo nie było też z Irlandią, ale ostatecznie wyszło na nasze.

Ósmy kamień milowy – reakcja na imprezę i wygrana z Rumunią

Mógłby Nawałka szukać kozłów ofiarnych i wyrzucić kogoś z reprezentacji. Wolał jednak pójść z zawodnikami w dialog, oczywiście ukarać finansowo, ale nie robić taniej pokazówki i wywalać na przykład Teodorczyka. Tego samego Teodorczyka, który zaliczył asystę z Rumunią, potem podał na karnego do Lewandowskiego i wyrównał wczoraj ze Słowenią. A odstrzelić go po Armenii nie byłoby wcale takie trudne, prawda? Wtedy zdawało się to wręcz słuszne.

Wracając do meczu z Rumunią – to w sumie bardzo przygnębiające, że aż 10 lat musieliśmy czekać na wyjazdowe zwycięstwo z kimś poważniejszym niż San Marino, Gibraltar czy Gruzja. Jednak udało się i to w takim stylu, który pokazał nam, że ta ekipa dopiero się rozkręca i za dwa lata, po mundialu, będziemy mogli dopisać kolejne kamienie milowe, które doprowadziły nas… Nie wiemy nawet gdzie, nie chcemy przesadzić. Ta drużyna – pewnie jak każda – ma swoje limity, ale dziś wciąż trudno zgadnąć, gdzie one dokładnie są.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...