Uwaga, nadajemy ważny komunikat: jeśli w swojej okolicy zauważycie dziś dziwnie pobudzonego blondyna po trzydziestce, nie zbliżajcie się do niego pod żadnym pozorem, a najlepiej od razu zaalarmujcie odpowiednie służby. Z twarzy jest podobny zupełnie do nikogo, ale poznacie go po pianie na ustach. Najprawdopodobniej jest to Dalibor Pleva, piłkarz Bruk-Betu Termaliki Nieciecza, co do którego po dzisiejszym meczu z Koroną istnieje podejrzenie, że jest niezrównoważony psychicznie.
Żarty? Jeśli, nie daj Boże, z wyglądu przypominacie Siergieja Pylypczuka, to z pewnością nie będzie wam do śmiechu. Nie wiemy, czy istnieje jeszcze program “997”, ale w głowie mamy głos Michała Fajbusiewicza, który opowiada o tragedii.
Był początek drugiej połowy meczu. Jego dotychczasowy przebieg był dość zaskakujący – grająca ostatnio beznadziejnie, przede wszystkim w obronie, Korona grała jak równy z równym na wyjeździe z drużyną Czesława Michniewicza. Bruk-Bet co prawda przegrał dwa ostatnie spotkania, ale w Gliwicach wyglądał bardzo dobrze, przy lepszej skuteczności mógł nawet rozgromić Piasta. Dziś gospodarze byli przeciętni, za to naprawdę podobała nam się drużyna Sławomira Grzesika. Oczekiwań nie mieliśmy żadnych, a dostaliśmy względną koncentrację w obronie i kilka niezłych akcji w ofensywie. Efekty? 1-1, bo najpierw Dejmek wykorzystał wrzutkę Palanki i bierność w kryciu Kupczaka, a później Jovanović zrobił to samo w drugim polu karnym, oczywiście z udziałem innych zawodników.
No i nadeszła 53. minuta. Dwie opcje:
a) Pleva rzeczywiście jest niezrównoważony,
b) Słowak po prostu zlitował się nad Koroną i nie tyle rzucił jego koło ratunkowe, co wezwał całą jednostkę WOPR-u.
Są argumenty przemawiające za każdą z tych ewentualności. Fakty wyglądają tak: najpierw Pleva bezsensownie powalił w polu karnym Pylypczuka. Ukrainiec nie miał szans dojść do piłki, ale co tam. Chwilę później, po tym jak Pilarz obronił karnego Palanki, gość znów zaatakował – na środku boiska wyciął tego samego rywala, był spóźniony o jakieś trzy godziny. No absurd. Dobrze, że wyleciał z boiska, bo zaczynaliśmy się bać o zdrowie zawodnika Korony.
A tak serio – jeśli Pylypczuk Plevę prowokował, a to jedyne w miarę sensowne wytłumaczenie, to Słowak mógł poczekać na niego na korytarzu to można takie rzeczy inaczej załatwić, bez narażania drużyny na grę w osłabieniu. Pleva to jeden z najostrzej grający piłkarzy w lidze, ale dziś przekroczył granicę, więc powinien odpocząć trochę dłużej od piłki.
Korona ten mecz wygrała, ciężko to było spartolić. Ale sposób w jaki to zrobiła, jest jednak trochę zastanawiający.
Po pierwsze: Grzelakowi udało się wykonać perfekcyjną wrzutkę i poprzedzić ją dość ubogą, ale jednak “przekładanką” (gol Pylypczuka).
Po drugie: Możdżeń zagrał taką akcję przy trzecim golu, że mucha nie siada.
Po trzecie Aankour strzelił premierową bramkę w Ekstraklasie i to głową, co przy jego 170 cm łatwe nie było.
Znaleźlibyśmy pewnie więcej taich anomalii, ot choćby całkiem zgrabna przewrotka Przybyły w pierwszej połowie, ale skupiliśmy się tylko na golach. A tych też mogło być więcej, również gospodarze mieli swoje szanse w końcówce. Najbardziej urzekło nas pudło Gutkovskisa, poważnie przy nim zwątpliśmy, czy Łotysz miał w szkole choć 4 z WF-u. Po fajnej wrzutce Fryca stanął oko w oko z Małkowskim, ale zanim choćby spróbował pokonać bramkarza, sam przegrał z własnymi ograniczeniami. Dokładając do tego dwa pudła z Gliwic, można powiedzieć, że gość ustrzelił osobliwego hat-tricka.
3-1. Termalica przegrywa po raz trzeci z rzędu, tym razem grając po prostu słabo. Trzy punkty jadą Kielc. Umówmy się – Koronie były jeszcze bardziej potrzebne niż Plevie psychiatra.
Fot. 400mm.pl