Reklama

Najwyższy czas się pożegnać, panie Moyes

redakcja

Autor:redakcja

29 października 2016, 19:32 • 5 min czytania 0 komentarzy

110 lat. Tyle czasu angielska piłka czekała na zespół, który przez dwa sezony z rzędu w najwyższej klasie rozgrywkowej nie wygra żadnego z dziewięciu pierwszych meczów. Doczekała się tydzień temu, gdy Sunderland przegrał z West Hamem. I już wiemy, że ich passa się nie skończy. Nie w ten weekend.

Najwyższy czas się pożegnać, panie Moyes

Dziś po podopiecznych Davida Moyesa brutalnie przejechał się Arsenal. W najbardziej bolesny sposób, bo najpierw przez ponad godzinę dawał nadzieję na zdobycie choćby punktu, by później w siedem minut wbić w serca kibiców Sunderlandu trzy piekielnie ostre sztylety. Giroud wystarczyły dwa kontakty z piłką, by zapakować dwie bramki, dzieła zniszczenia dokończył natomiast strzelec pierwszego i ostatniego gola w spotkaniu, Alexis Sanchez.


W pamięci zapadły nam szczególnie dwa obrazki. Jeden – kibice wychodzący po tym trafieniu ze stadionu, a chwilę później – oko kamery na Davida Moyesa, który siedzi załamany na ławce rezerwowych, mając już prawdopodobnie świadomość, że nim nadejdzie następna ligowa kolejka, on będzie już posiadać status bezrobotnego.

Sam się o to prosił. Stawiając od pierwszej minuty na Jacka Rodwella, który dziś nie wygrał 35. kolejnego spotkania, w którym wyszedł w podstawowej jedenastce. Trzymając na boisku Stevena Pienaara, który, owszem, miewał świetne spotkania, ale za czasów gry w Evertonie, wiele lat temu. Nie wiemy, czy dyrektor generalny “Czarnych Kotów” Martin Bain ma w gabinecie szafę grającą, ale jeśli tak – łatwo się domyślić, co zagra Moyesowi w poniedziałek.

Reklama

***

37. Nie, tym razem nie lat, a strzałów. Tyle prób zdobycia bramki zanotowali dziś piłkarze Manchesteru United. I tak jak często można się było czepiać ich nudnej gry bez konkretów, tak dziś konkretów było całkiem sporo, ale akurat trafili na dzień, gdy nic nie chciało wpadać.

Mata po pięknej kombinacji z Ibrahimoviciem i Rashfordem? Prosto w ręce Heatona.

Hiszpan po dwójkowej wymianie z Ibrą? Do boku zbija golkiper Burnley.

Ibra po pięknej asyście piętką od Pogby? W głowę stojącego na linii strzału obrońcy gości.

Reklama

I tak aż do samego końca. Ktokolwiek próbował, celu nie dosięgał. Trudno jednak dziś krytykować United za to, co było ich piętą achillesową do tej pory, a więc za brak pomysłu na sforsowanie defensywy rywali. Ci jednak akurat tego popołudnia mieli dość szczęścia i byli na tyle oddani bronieniu na Old Trafford remisu, że dowieźli 0:0 do końca. A, no i oczywiście mieli w składzie Toma Heatona. Wychowanka… Manchesteru United, któremu trudno będzie powtórzyć TAKI mecz, z TYM rywalem. Czapki z głów.


***

Nieco inny koncert niż ten Guendogana zagrano nam na Selhurst Park. To był prawdziwy rock&roll, ale też nie mogło być inaczej, skoro Crystal Palace podjęło bandę Juergena Kloppa.

Trzy razy – tylokrotnie na prowadzenie musiał wychodzić Liverpool, by wreszcie nie dać się dopaść rywalom. Na gola Emre Cana odpowiedział po błędzie Lovrena McArtur, na trafienie rehabilitującego się Lovrena – po raz kolejny pomocnik Palace. Dopiero trafienie Joela Matipa, co ciekawe czwarty w pierwszych 45 minutach gol głową, pozwolił na uzyskanie przewagi, której gospodarze nie potrafili już zniwelować.

Wszystko to w pierwszej połowie, której przebieg utrzymywał nasze tętno tak daleko od spoczynkowego, jak odległość stąd do Pekinu. Brakowało tylko strzelanin i wybuchów, bo pościgi były, i to takie, których nie powstydziliby się reżyserowie serii Szybcy i Wściekli. Z jednej strony pościgi za prowadzącym rywalem, z drugiej – za trzema punktami. 3:2, trzy wyjścia na prowadzenie, dwa wyrównania.

W drugiej nie było może jakoś znacznie gorzej, ale przyzwyczajeni do standardów z początku meczu, byliśmy trochę rozczarowani. Fakt, Liverpool strzelił na 4:2, gdy obrońcy gospodarzy zostawili Firmino autostradę do bramki, a Crystal Palace szybko zaczęło walić jak w bęben w kierunku bramki Kariusa. Ale gdy kilka kolejnych prób odbił Niemiec, podopieczni Alana Pardew poszli w kierunku taktyki mocno dla nich destrukcyjnej. Czyli – za wszelką cenę wymusić na arbitrze wskazanie na jedenasty metr, w czym przodował wywracający się jak uczące się chodzić kilkumiesięczne dziecko Wilfried Zaha. A że sędzia Mariner parę dni temu dostał solidnie po głowie za podyktowanie karnego w meczu EFL Cup Liverpoolu z Tottenhamem, to do gwizdania w tym spotkaniu raczej się nie palił.


***

Na zwycięską ścieżkę wrócili piłkarze Manchesteru City, dla których prawdziwy koncert zagrał Ilkay Guendogan. Pep Guardiola po sześciu meczach bez wygranej z rzędu powinien dziś swojemu pomocnikowi postawić dobrą, trzydaniową kolację, bo zdecydowanie to on najmocniej przyczynił się do tego, że przynajmniej do następnego meczu Hiszpan uniknie niewygodnych pytań o zniżkę formy jego drużyny.

Gol na 1:0? Idealne zagranie do Aguero, który umieścił piłkę w siatce.

Gol na 2:0? Uczestniczył w akcji z Silvą i Aguero, zakończonej błędem obrony WBA i strzałem Argentyńczyka w okienko.

Gol na 3:0? Jego autorstwa.

4:0? Również.

I tak, tak jak wynika z wyniku, to zdecydowanie był mecz bez historii dla West Bromwich Albion. 29% posiadania piłki, jeden celny strzał i zero szans na pozytywne rozstrzygnięcie.


***

Niezwykle ważne dla układu tabeli spotkanie rozegrano też w północnym Londynie, gdzie znów punkty pogubił Tottenham. Jedyny niepokonany zespół ligi angielskiej po raz piąty – i trzeci z rzędu – zremisował, pozwalając tym samym oddalić się wyprzedzającej go trójce: City, Arsenal, Liverpool.

Leicester póki co faworytom oddawał punkty bez stawiania większego oporu, dziś jednak postanowił, że na tym koniec. Po 1:4 z United i 0:3 z Chelsea, z Kogutami wreszcie udało się nie przegrać. I choć nie upatrywalibyśmy w tym hurraoptymistycznego prognostyku dla Lisów, to jednak nie sposób nie zauważyć, że ich wyniki wreszcie zaczynają jakkolwiek nawiązywać do tych osiągane w poprzednim sezonie.


***

Komplet wyników:

Man Utd – Burnley 0:0
Middlesbrough – Bournemouth 2:0
Tottenham – Leicester 1:1
Watford – Hull 1:0
West Brom – Man City 0:4
Sunderland – Arsenal 1:4
Crystal Palace – Liverpool 2:4

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Anglia

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Komentarze

0 komentarzy

Loading...