Sporo skarg i zażaleń dostaliśmy od was wczoraj, gdy spotkanie Legii Warszawa z Lechem Poznań nazwaliśmy “hitem”. Wielu z was twierdziło, że na to miano w tej kolejce zasługuje nie starcie dwóch ostatnich mistrzów Polski, którzy na razie zawodzą, a spotkanie Jagiellonii Białystok z Zagłębiem Lubin, ekip z czuba tabeli Ekstraklasy. No i OK, mieliście nosa – nie licząc końcówki wczorajszego meczu, to na Podlasiu było ciekawiej.
Przede wszystkim na pierwszą akcję, która nadawałby się do skrótów, nie trzeba było czekać 40 minut. W przypadku dzisiejszego meczu wystarczyło 40… sekund. Pierwsze spróbowało Zagłębie. Drużyna z Lubina potrafi grać na wyjazdach, mimo braku Tosika, Cotry i Kubickiego, od początku chciała też pokazać, że nie przyjechała do Białegostoku, by posłuchać dżingla w wykonaniu Zenka Martyniuka. Trochę zaskoczył nas trener gości, który na mocny środek pola Jagiellonii wyszedł tylko z Piątkiem i młodym Jagiełłą.
Ale masakry nie było – co prawda Vassiljev zaliczył szóstą w sezonie asystę, a Góralski strzelił swojego pierwszego gola, ale to konsekwencja dośrodkowania ze stałego fragmentu gry. Konkretniej rzutu rożnego, w 35. minucie – tak padła jedyna bramka w pierwszej części spotkania, w której jednak fajnych akcji i okazji strzeleckich nie brakowało.
Do trzech razy sztuka. Znajomość tego powiedzenia poniekąd tłumaczy fakt, że Piotr Stokowiec długo nie ściągał z boiska Martina Nespora. Czech partolił: a) wysiłek zespołu, b) świetne dogrania Łukasza Janoszki. I przy okazji popracował trochę na notę Mariana Kelemena. Ale zamiast wędki i solidnej bury dostał kolejną szansę, tym razem taką, której nie zepsułby chyba nawet Giorgi Merebaszwili. Rzut wolny wybił Janus, piłkę zgrał Woźniak, a na pustaka futbolówkę wystawił mu Jach.
1-1. Ekstraklasa stałych fragmentów gry.
A na dokładkę zobaczyliśmy piękną bramkę z akcji. Wrzutka Dziwniela nie dotarła w punkt, ale po zbyt krótkim wybiciu piłka wylądowała na nodze Woźniaka, a ten błyskawicznym strzałem pokonał bramkarza gospodarzy.
W cztery minuty Zagłębie przebyło drogę od 0-1 do 2-1.
I niestety mecz, który był bardzo fajnym widowiskiem, trochę nam zbrzydł. Zabrakło pozytywnych bohaterów w szeregach “Jagi”, którzy potrafiliby odwrócić jego losy. Wbrew pozorom sam Vassiljev, który posłał kilka ciekawych piłek, to za mało. Probierz z ławki wpuścił Górskiego, Mystkowskiego, Romanczuka – równie dobrze można by wylicytować wejście na boisku wśród kibiców. A patrząc przez pryzmat klubowych finansów, byłoby z tego więcej pożytku.
Koniec końców to kolejny mecz “Jagi”, po którym wygrana może się czuć Lechię Gdańsk. Przewaga w tabeli urosła już do czterech punktów.
Fot. 400mm.pl