Reklama

Cracovia miała kilku grajków. A Śląsk miał Grajciara

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

22 października 2016, 19:52 • 3 min czytania 0 komentarzy

Peter Grajciar to dla nas postać zagadkowa. Jest w Śląsku prawie już dwa lata, nastukał w tym czasie ponad 60 występów, liczby ma przy tym całkiem przyzwoite, lecz gdyby nagle zniknął, to chyba nikt by tego nie zauważył (no może poza rodziną i najbliższymi), a już na pewno nikt by specjalnie nie rozpaczał (no może poza rodziną i najbliższymi). Możliwe, że nawet gdyby nosił odblaskową kamizelkę, to i tak nie rzucałby się w oczy. Jednak od czasu do czasu dzieje się, że z nim coś dziwnego – nagle gra tak, jakby był gwiazdą Ekstraklasy i zaraz miał wylądować w reprezentacji u boku Marka Hamsika. Szkoda tylko, że dzieje się to średnio raz na sezon i chłop szybko wraca do szeregu przeciętniaków. 

Cracovia miała kilku grajków. A Śląsk miał Grajciara

Wspominamy o tym dlatego, że właśnie dziś, w meczu z Cracovią miał swój wielki wieczór. W tym sezonie na boiskach Ekstraklasy spędził łącznie 235 minut w sześciu meczach, zaliczył pewnie z sześć udanych zagrań, podopieczni Jacka Zielińskiego mieli więc prawo go zlekceważyć. Sami chyba prędzej spodziewalibyśmy się zagrożenia ze strony niesfornej kępki trawy niż z jego. Tymczasem…

– w 7. minucie Cracovia źle wybija rzut rożny, Śląsk rusza z kontrą, Słowak biegnie z piłką przy nodze blisko 40 metrów i strzela zza szesnastki, futbolówka po nodze Dąbrowskiego wpada do bramki,

– w 57. minucie Śląska wychodzi z kontrą, Augusto przytomnie zagrywa do Morioki, Japończyk próbuje rulety, po której piłka ląduje pod nogami Grajciara, a ten ze spokojem mija strzałem Sandomierskiego.

2-0, tytuł gracza meczu przyznany, można powoli gasić światło, nawet pomimo istnienia teorii, że nie ma bardziej niebezpiecznego wyniku.

Reklama

Cracovia miała w międzyczasie swoje okazje, ale nie mówimy o jakiejś niezliczonej liczbie setek. Tych nie było wcale, brakowało trochę dokładności. Najczęściej próbował głową Covilo, swoje okazje mieli też Piątek, Cetnarski czy Budziński, ale Kamenar sobie ze wszystkim spokojnie radził.

Przed tym meczem mieliśmy dwie niepokojące statystyki:

a) Cracovia na wyjazdach gra tak słabo, że w tym sezonie ani razu nie wygrała poza własnym stadionem,
b) Śląsk u siebie gra tak słabo, że ani razu nie wygrał na swoim obiekcie.

No śmierdziało nam tu remisem i to w dodatku po nudnym meczu. Przepowiednia sprawdziła się w połowie. Nudno nie było, bo Cracovia odrobiła dwubramkową stratę. Najpierw Miro Covilo wykorzystał świetną centrę Wójcickiego i w końcu trafił do bramki (oczywiście po strzale głową, to już jego szósty gol w sezonie), a w samej końcówce karnego gościom podarował sędzia Lasyk. Bardzo miękkiego karnego, bo kontakt między Augusto a Jendriskiem był z rodzaju tych bardzo dyskretnych. My byśmy tego nie gwizdnęli. A jeszcze po drodze Cracovia nie wykorzystała kilku sytuacji, było naprawdę gorąco, o czym wspominamy tylko po to, by wyróżnić Kamenara. Taka pochwała na zachętę.

Śląsk dalej nie wygrał u siebie, Cracovia na wyjeździe. Ale po dzisiejszym meczu są podstawy, by wierzyć, że niedługo się to zmieni.

NiynVvK

Reklama

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...