Lech Poznań strzelał w tym sezonie Ekstraklasy średnio jedną bramkę na spotkanie, w przypadku Wisły Kraków statystyka ta wyglądała identycznie. Patrząc z tej perspektywy, można powiedzieć, że wynik dzisiejszej konfrontacji na stadionie przy ulicy Bułgarskiej nie jest żadnym zaskoczeniem. Takie postawienie sprawy sugerowałoby jednak nudę, a tej w Poznaniu było znacznie mniej, na oko jakoś 15 razy, niż w Niecieczy.
W zasadzie wystarczył kwadrans, a już mieliśmy więcej ciekawych akcji niż we wcześniejszym spotkaniu. Głównie za sprawą Darko Jevticia, który wykreował świetną sytuację strzelecką Dariuszowi Formelli, a później sam trafił w poprzeczkę. Bramka nie padła, ale potraktowaliśmy to jak zapowiedź bardzo dobrego spotkania. Może trochę zbyt pochopnie, bo później mieliśmy sporo męczenia buły, ale koniec końców doczekaliśmy się też konkretów.
Nenad Bjelica w czasie swojej pierwszej konferencji prasowej został oczywiście zapytany o preferowany styl gry. Odpowiedział, że we Włoszech, w czasie w którym prowadził Spezię, słynął ze stawiania na ofensywę, tego samego spodziewaliśmy się więc po Lechu. Po kilku tygodniach pracy Chorwata, musimy jednak powiedzieć, że to jeszcze nie to. Jego Lech potrafi przejąć inicjatywę, ale szturmowanie bramki rywala to ciągle bardziej kwestia indywidualnych zrywów niż zorganizowane akcje. Dziś głównie wspomnianego Jevticia, który na kolegów z ofensywy mógł liczyć mniej więcej tak jak Nawałka na Teodorczyka. Zawiódł Pawłowski, zawiódł Robak. A ciężko dać dobry koncert, gdy kilku muzyków nie dojechało. Wisła odpowiadała dość nieśmiało, aczkolwiek też miała swoje okazje. Próbował Boguski, ale te strzały lepiej przemilczeć, próbował też m.in. Mączyński.
Wspomniane konkrety przyszły dopiero w drugiej połowie. W 69. minucie Formella powalczył o piłkę z Maciej Sadlokiem, defensor Wisły stracił futbolówkę na rzecz Jevticia, a Szwajcar ładnym technicznym strzałem pokonał Załuskę. 1-0 w meczu u siebie to w miarę komfortowa sytuacja, ale mamy wrażenie, że w Lechu chyba trochę zapomnieli, że ta Wisła najwyższe obroty wrzuca dopiero w końcówkach, bo zamiast ze wszelką cenę dobić rywala, poznaniacy skupili się na dowiezieniu wyniku.
A przypomnijmy:
– mecz z Piastem Wisła wygrała po golu w doliczonym czasie gry,
– mecz z Legią Wisła mogła wygrać, gdyby w 83. minucie karnego na gola zamienił Popović,
– mecz z Wisłą Płock Wisła wygrała po golu w samej końcówce.
Bohaterem dwóch z tych spotkań był Patryk Małecki, dziś – choć skrzydłowy też grał nieźle – na to miano zasłużył Paweł Brożek, który w doliczonym czasie gry wykorzystał dogranie Sadloka. No i błąd rozgrywającego dobre spotkanie Bednarka.
Sprawiedliwy remis. Lech dzięki niemu zajmuje 7. pozycję w tabeli, Wisła w dalszym ciągu jest ostatnia. Po dzisiejszym meczu można napisać, że tylko w przypadku jednej z tych drużyn lokata jest ewidentnie nieadekwatna do prezentowanego obecnie poziomu.
Fot. 400mm.pl