Reklama

Przyszedł październik, więc Boenisch wreszcie znalazł sobie klub

redakcja

Autor:redakcja

07 października 2016, 12:52 • 3 min czytania 0 komentarzy

Sebastian Boenisch, pamiętacie go jeszcze? Jeżeli zastosowaliście tzw. wyparcie, przypominamy – z jakichś niepojętych przyczyn facet był podstawowym obrońcą (!) reprezentacji Polski (!!) na turnieju rangi mistrzowskiej (!!!) rozgrywanym w Polsce (!!!!) i na Ukrainie. Przypominamy tego prawdziwka, bo właśnie zmienił klub. Czemu dopiero teraz, kiedy okienko transferowe dawno już się zamknęło? Otóż taki jest przywilej graczy z kartą na ręku oraz taki jest styl Sebastiana.

Przyszedł październik, więc Boenisch wreszcie znalazł sobie klub

Kiedy przed czterema laty Boenisch zamienił Werder na Bayer, zajęło mu to ponad cztery miesiące. Wolnym zawodnikiem stał się 1 lipca, a nowego pracodawcę znalazł 6 listopada. Tym razem Sebastian uwinął się o równy miesiąc szybciej, bo również nie miał roboty od 1 lipca, ale już 6 października udało mu się reaktywować karierę i podpisać kontrakt z TSV 1860 Monachium. Opcje widzimy tu dwie – albo Boenisch to nieustępliwy i twardy negocjator, albo produkt, który oferuje – czyli wachlarz własnych umiejętności – to niekoniecznie najbardziej chodliwy towar. Być może nawet obydwie odpowiedzi są tu prawdziwe, bo jednak nie bierzemy pod uwagę wariantu, że Seba zrobił sobie wakacje od piłki.

A to dlatego, że to chyba ostatnia osoba na świecie, która potrzebuje odpocząć od futbolu. Ostatni mecz Boenisch rozegrał w marcu, a później leczył kontuzję. Niesprawiedliwością byłoby jednak napisać, że nie grał wyłącznie z powodu urazu, bo i bez niego nie bardzo sobie radził. W marcu zagrał raz, a na ten występ czekał przecież od grudnia, w którym to zaliczył łącznie osiemnaście minut na murawie. Kolejnych minut trzeba by szukać w listopadzie, a i tam szału nie było. Innymi słowy, po kontuzji i dłuższym okresie bardzo nieregularnej gry (albo regularnego grzania ławy) lepiej byłoby znaleźć nowy klub trochę szybciej, przejść pełen okres przygotowawczy i od razu stworzyć sobie szansę do łapania minut.

Biznesowo także nie wygląda to na najlepsze posunięcie. Zastanawiamy się, kto w negocjacjach Boenischa z TSV był na lepszej pozycji, piłkarz czy klub? Albo inaczej, kto komu był bardziej niezbędny, Boenisch TSV czy TSV Boenischowi? Rzecz jasna moglibyśmy przytoczyć tu wypowiedź dyrektora sportowego klubu, który rozpływa się nad byłym piłkarzem niemieckiej młodzieżówki, ale fakty są takie, że to gość, który przez rok prawie w ogóle nie grał, a przez ostatnie miesiące nie miał nawet gdzie trenować. Jeśli taki piłkarz ma zbawić defensywę TSV, to wypada jedynie nad tą defensywą zapłakać.

Dodajmy też, że TSV regularnie szoruje o dno w drugiej Bundeslidze. W 2015 roku drużyna skończyła na 16. miejscu (utrzymała się w barażach), w 2016 na 15. miejscu (ostatnie nad strefą barażową), a obecnie zajmuje 14. pozycję. I właściwie jest to jedyny argument przemawiający za tym, że Boenisch niedługo może zacząć grać. Oby udało mu się to jak najszybciej, bo za miesiąc mecz z Sandhausen i już ostrzymy sobie zęby na jego pojedynki z Jakubem Koseckim.

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Niemcy

Anglia

Brat sławnego brata na radarze Borussii. “Klub utrzymuje kontakt z rodziną”

Antoni Figlewicz
5
Brat sławnego brata na radarze Borussii. “Klub utrzymuje kontakt z rodziną”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...