Reklama

Dwa mecze w Mediolanie. Inter górą w Derby D’Italia

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

18 września 2016, 19:55 • 2 min czytania 0 komentarzy

Nikogo raczej nie trzeba na siłę przekonywać, że włoskie klasyki potrafią być równie chimeryczne, jak nastrój kobiety w ciąży. Raz trafi się spektakl, jakich mało, by przy kolejnej nadarzającej się okazji zaserwować kibicom krwawicę oczu i ból krzyża. Piłkarze Interu i Juventusu postanowili dziś jednak zaprezentować obie wersje za jednym zamachem. W Mediolanie rozegrano bowiem dwa kompletnie różne spotkania.

Dwa mecze w Mediolanie. Inter górą w Derby D’Italia

Pierwsza połowa zwiastowała stereotypowe „włoskie 0:0”, jakkolwiek nieaktualna byłaby ta dawna klisza. O ile boiskowa badanka w przypadku potyczki dwóch silnych drużyn jest czymś absolutnie normalnym, o tyle 45 minut przeciągania liny należy uważać już za solidną przeginkę. Tu źle podam, tam skopię po nogach, jeszcze kiedy indziej zagram do bramkarza, od czasu do czasu wybiję, i tak w koło Macieju… Na upartego pewnie pochwalilibyśmy defensywy obu zespołów, jednak i to przyszłoby nam z trudem, ponieważ przednie formacje nie robiły praktycznie nic, by obrońcy musieli się w jakikolwiek sposób wysilać. Jedyny celny strzał przed przerwą oddał Sami Khedira. Jego uderzenie głową było jednak równie groźne jak podanie mającego hektar wolnej przestrzeni stopera do własnego bramkarza.

Po tym, co widzieliśmy w pierwszych trzech kwadransach, szczerze mówiąc nie za bardzo wierzyliśmy, że nagle cokolwiek jest w stanie odmienić się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Cóż, choć zdarza nam się to raczej rzadko, tym razem jednak musimy przyznać, że srogo się pomyliliśmy. Drugie 45 minut stanowiło już bowiem kompletnie inną historię. Jednym słowem – z rąbanki nagle zrobiło się prawdziwe meczycho.

Inter zdecydowanie przyspieszył, miał więcej z gry, częściej podchodził pod bramkę i gdy wydawało się, że za chwilę gospodarze w końcu coś ukłują… Juventus wyszedł na prowadzenie. Dośrodkowanie z lewej strony, Lichtsteiner zabawił się w napastnika, drugi celny strzał „Starej Damy” w meczu, pach, 1:0. Nim jednak ktokolwiek zdążył przebąknąć o „typowym Juventusie” był już remis – po rogu do siatki trafił Icardi. Kilka chwil później pozamiatał z kolei wprowadzony po przerwie Ivan Perisić, również po strzale głową. Zespół Massimo Allegrego starał się jeszcze odwrócić niekorzystny rezultat, jednak gospodarze najwidoczniej stwierdzili, że limit frajerstwa został już – przynajmniej na jakiś czas – wykorzystany i nie dali sobie wydrzeć trzech punktów.

Inter zwyciężył i trzeba przyznać, że w przekroju całego spotkania rzeczywiście był lepszy na tle bezzębnego i anemicznego Juventusu. Po fatalnym starcie sezonu, którego punktem kulminacyjnym była porażka w Lidze Europy z Hapoelem Beer Sheva, taki mecz jak dzisiejszy powinien stanowić dla podopiecznych Franka De Boera spory zastrzyk pewności. Być może pokonanie odwiecznego rywala w Derby D’Italia pozwoli w końcu „Nerrazzurrim” zacząć przekuwać w czyny plan odbudowy wielkiego Interu, o którym w Mediolanie trąbiono przez całe lato.

Reklama

Najnowsze

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...